Urodził się 30.vii.1875 r. we Frydlądzie (niem. Preußisch Friedland) - dziś Debrzno - w zachodnich Prusach (niem. Westpreußen) w zgermanizowanej rodzinie mazurskiej. Był synem Wawrzyńca (niem. Lorenz) Koplina, Niemca, katolika, o korzeniach polskich, robotnika, i Niemki Berty Moldenhau, luteranki. Na chrzcie nadano mu imię Antoniego Adalberta (pl. Wojciecha), ale niebawem imieniem używanym stało się to drugie. Był drugim synem z 12 rodzeństwa. Jak można się domyślić rodzina była bardzo uboga… Szkołę podstawową i średnią ukończył w Debrznie. We wczesnej młodości zachorował na tyle poważnie, że lekarze czuli się bezsilni i wtedy młody pacjent ślubował, że jeśli wyzdrowieje wstąpi do zakonu. Tak też się stało i po ukończeniu szkoły średniej, w 1893 r., rozpoczął nowicjat w zakonie Braci Mniejszych Kapucynów (łac. Ordo Fratrum Minorum Capuccinorum - OFCM) prowincji reńsko-westfalskiej w Sigolsheim w Alzacji. Musiał się udać aż do Alzacji bowiem w Prusach władze zamknęły wszystkie klasztory kapucyńskie. Mimo tego ślad pozostawiony przez ten zakon, w szczególności apostolstwo społeczne, na ziemiach pruskich był na tyle silny, że przyciągnął do kapucynów Adalberta… Wtedy też otrzymał imię zakonne: Anicet (co oznacza „niepokonany”)… Śluby czasowe złożył w 1894 r., a wieczyste w 1897 r. Następnie rozpoczął studia seminaryjne w Krefeld. Skończył i przyjął święcenia kapłańskie w 1900 r. z rąk biskupa misyjnego Emmanuela van den Boscha (1854, Anversa, Belgia – 1921, Agra, Indie). Rozpoczął pracę w Dieburgu, a następnie w zagłębiu Rurhy (Werne, Sterkrade, Krefeld), m.in. wśród polskich emigrantów zarobkowych. Przydało się, że wyniósł z domu rodzinnego trochę wiedzy o Polsce i trochę rozumiał nasz język, ale by wiedzę pogłębić spędził wakacje u jednej ze sióstr, która mieszkała w środowisku polskim. Szybko zyskał też opinię świetnego kaznodziei i homilisty – w języku niemieckim. Choć powoli dowiadywał się i uczył o Polsce pozostał niemieckim patriotą. I to takim, który na początku I wojny światowej pisał wiersze ją, i udział w niej Niemiec, wysławiające!
Ufamy „staremu Bogu”
Przed Nim klęczymy w pokornym błaganiu,
Wierzymy w najwyższy skarb Sprawiedliwości,
Że pewnie dojdziemy z Nim do zwycięstwa.
Więc w górę do zwycięstwa flagi:
Pozdrawiam was, moje Niemcy, pozdrawiam Cię Austrio…
Wielu dzielnych mężczyzn już przelało
Za prawą, świętą rzecz z radością swą krew,
Oby wkrótce zrodził ten krwawy siew
Trwały pokój narodów - wspaniałe dobro!
tłum. ks. Ryszard Ukleja, SDB
W tym też czasie zresztą pisanie stało się jedną z jego pasji. Tworzył szkice historyczne na tematy kościelne, pisał wiersze, artykuły publicystyczne – noty przypominające aktualia z życia kościelnego, zakonnego i stołecznego. Najwięcej jego dzieł powstało w czasie pierwszej wojny światowej, w latach 1914-1918… W 1916 r. został kapelanem więziennym i jeńców wojennych (głównie Polaków) oraz kapelanem weteranów wojennych. W 1918 r. został wysłany na naukę języka polskiego do klasztoru kapucynów w Warszawie. Nie jest jasne, dlaczego tak się stało: prawdopodobnie aby potem pracować wśród polskich robotników w Niemczech. A może dlatego, że w trzeba było w odrodzonej Rzeczypospolitej organizować życie kapucyńskie – od nowa. Okazało się, że był to przełomowy moment życia o. Aniceta. W Warszawie zakochał się od pierwszego wejrzenia i pozostał w niej na stałe. W 1922 r. do Polski wrócił również jego ojciec, Wawrzyniec, i osiadł w Nowym Mieście (Dobrzno nie znalazło się w granicach odrodzonej w 1918 r. Rzeczypospolitej). Tam też zmarł. W latach 1930-tych ten, który jeszcze kilkanaście lat wcześniej wynosił niemiecką Ojczyznę na piedestał, o. Anicet przyjął polskie obywatelstwo, aczkolwiek pozostawał ciągle formalnie członkiem reńsko-westfalskiej prowincji kapucyńskiej. Wtedy też spolszczył swoje nazwisko na Kopliński. Wyuczył się języka polskiego, wystarczająco, by móc się porozumiewać, acz nie wystarczająco, by czynić to, co tak lubił – głosić kazania… Za to cieszył się sławą świetnego spowiednika. Z jego usług korzystali świeccy i ludzie Kościoła, m.in. nuncjusze, w tym kard. Achilles (wł. Achille) Ratti (1857, Desio – 1939, Watykan), przyszły papież Pius XI, kard. Wawrzyniec (wł. Lorenzo) Lauri (1864, Rzym – 1941, Rzym), kard. Franciszek (wł. Francesco) Marmaggi (1870, Rzym - 1949, Rzym), i abp Filip (wł. Filippo) Cortesi (1876, Alia – 1947, Rzym), kard. Aleksander Kakowski (1862, Dębiny k. Przasnysza – 1938, Warszawa), bp Stanisław Gall (1865, Warszawa - 1942, Warszawa), bp Józef Gawlina (1892, Strzybnik – 1964, Rzym). Słynne stały się jego krótkie łacińskie mądrości. U jego konfesjonału w jednej kolejce stali oficerowie wojska polskiego i chłopi, panie z dobrych domów i biedne wdowy… Na pokutę zazwyczaj nakazywał bogatym akty dobroczynne, złożenie darów, chleba. Biednym zadawał modlitwę za bogatych. Kard. Kakowski musiał dostarczyć zapas węgla na zimę dla biednej rodziny… Nic w tym dziwnego. Przede wszystkim zajmował się wszak działalnością wśród ubogich, dla których kwestował, pomagał w nauce i znalezieniu pracy. Był nazywany „jałmużnikiem”, „św. Franciszkiem Warszawy”, „opiekunem ubogich”. W pamięci wielu osób utrwalił się jego obraz z piuską kapucyńską w wyciągniętej ręce, powtarzającego „pro pauperibus” (pl. „dla biednych”). Otaczała go atmosfera świętości… Wiele czasu spędzał na podwarszawskim osiedlu Annopol, gdzie na terenie po-fortecznym należącym do Skarbu Państwa ulokowano osiedle dla bezrobotnych i bezdomnych. W 113 barakach żyło ok. 11 tysięcy ubogich. Z inicjatywy kapucynów powstała tam duża kuchnia, przygotowana do wydawania 8 tysięcy posiłków dziennie… Zorganizował specjalny system zbierania pomocy potrzebującym. Uczestniczyło w nim wielu darczyńców, którzy raz na tydzień, raz na miesiąc, wspomagali podopiecznych o. Aniceta. Przyjmował dary w postaci pieniężnej i rzeczowej, zbierając mąkę, tłuszcz, cukier, chleb, słodycze dla dzieci, etc. Chodził od drzwi do drzwi, nie omijając najwyższych dostojników państwowych i kościelnych… W 1928 r. w liście do prowincjała, o Ignacego (wł. Ignazio) Rupperta pisał: „Te setki biednych i bezrobotnych to szczególne zadanie wymagające ciężkiej pracy i zaangażowania. Prawie każdego dnia wychodzę prosić i błagać o wsparcie…” Widziano go noszącego worki z darami na plecach. A ponieważ od najmłodszych lat codziennie wykonywać ćwiczenia gimnastyczne, podnosił – po powrocie do swej celi klasztornej – ciężary, robił to z łatwością… Tężyznę fizyczną wykorzystywał zresztą w inny sposób, a mianowicie pokazowo podnosił publicznie stoły i ławki, po czym wyciągał swój kapelusz lub piuskę z prośbą o datki… Pisał też wiersze, głównie po łacinie, w formie akrostychu, czyli wiersze, których pierwsze litery każdego wersu tworzyły tytuł - zwykle po łacinie - całego utworu, ku chwale eminentnych postaci ówczesnej Polski. Recytował je publicznie zbierając datki na potrzebujących. Pojawiał się wszędzie tam, na spotkaniach i rautach, gdzie mógł zasilić fundusz dla biednych w stolicy…
Pius Jedenasty, tak zawsze nam drogi,
Ten najlepszy wiary prawdziwej strażnik,
Pasterz niestrudzony, ofiarny dla wszystkich,
Zwłaszcza dla Polaków nieszczędzący czasu,
Kolegium „Ojców Purpuratów”,
Łaskawemu papieskiemu Senatowi dał
Teraz nowego członka z rodu Polaków,
Zdobiąc purpurą naszego Prymasa…
łac. „Novo Cardinali” (pl. „Nowemu kardynałowi”)
na wyniesienie Prymasa Augusta Hlonda do godności kardynalskiej
tłum. ks. Ryszard Ukleja, SDB
Nie obywało się bez oszczerstw i oskarżeń, bluźnierstw, kalumni i prześmiewczych komentarzy, ale o. Anicet znosił je spokojnie i z pokorą. Nie zaniedbywał też strony duchowej. Po Warszawie krążyła opowieść o pewnym policjancie, który niecnie traktował swoją rodzinę, żonę i dzieci. O. Anicet nie mógł sobie z nim poradzić. Nie pomagały ostrzeżenia, spowiedź. Pewnego dnia zatem, po spowiedzi, przyprowadził owego policjanta do zakrystii, chwycił za pas i podrzucił ponad głowę. Krzyczał: „Widzisz, co mogę z tobą zrobić? A co zrobi z tobą Pan Bóg, gdy będziesz dalej takim gwałtownikiem?”. Pomogło… Potrzeby były tak wielkie, że ok. 1930 r. zrezygnował w zasadzie ze swojej pasji – pisania… Stał się znaną, charakterystyczną postacią przedwojennej Warszawy… Pracował razem z o. Fidelisem Chojnackim, także kapucynem (który został później razem z nim ogłoszony przez Jana Pawła II błogosławionym…). Przyjaźnił z artystami (m.in. Mieczysławem Frenkielem) i aptekarzami, pisarzami i tramwajarzami, dostojnikami kościelnymi i dorożkarzami, przedsiębiorcami i rzemieślnikami. Wiele lat później wspominano go: „Mogli go nie znać tylko ci, którzy nie byli wybitni, czy bogactwem, czy nędzą, czy dostojeństwem, bo o. Anicet zajmował się tylko tymi, co mogli dać albo wziąć”… Pracę społeczną kontynuował po wybuchu II wojny światowej. Choć część z jego działalności siłą rzeczy musiała ulec zawieszeniu, gdy tylko nadarzyła się okazja, wykorzystywał znajomość języka niemieckiego, by organizować pomoc dla biednych. A ich liczba rosła – na wiosnę 1940 r. prasa konspiracyjna podawała, że 90% warszawiaków była bezrobotna i biedna… Z narażeniem życia spieszył też, jak to zaświadczył wyrzucony w 1939 r. z Pińska przez Rosjan biskup pomocniczy Karol Niemira (1881, Warszawa – 1965, Czubin), z pomocą Żydom zamkniętym w getcie. Wyrabiano im metryki chrztu i dostarczano żywność… W czerwcu 1940 r. został wezwany, wraz z gwardianem swego klasztoru, o. Innocentym Hańskim, na gestapo. Pytany, czy ktoś w klasztorze czyta polską prasę podziemną, odpowiedział zgodnie z prawdą, że tak. Następnie miał rzec przesłuchującemu go gestapowcowi, że „po tym, co Hitler robi w Polsce, wstydzi się, iż jest Niemcem”… W nocy z 26 na 27 czerwca 1941 r., w dzień po nalocie alianckim na Warszawę, został razem z 21 współbraćmi - kapucynami klasztoru warszawskiego aresztowany przez gestapo i zawieziony na Pawiak. Na Pawiaku kapucyni spotkali się z ośmieszaniem i prześladowaniem. Ogolono im głowy, usunięto brody, zabrano habity, choć zostawiono brewiarze. Urządzano im wycieńczające „ćwiczenia gimnastyczne”. Oprawcy szczególnie upodobali sobie 66-letniego o. Aniceta. Zerwali z niego sutannę, pozostawiając tylko w bieliźnie i koszuli (jeszcze w 1943 r. Polacy pracujący w magazynie gestapo pokazywali sobie stary, zniszczony habit o. Aniceta, i traktowali go jak relikwię…). Dopiero po kilku dniach dali mu cywilne ubrania. Kapucynów torturowano, by wyciągnąć zeznania. Anicet nie załamał się. Miał mówić przesłuchującym: „Jestem kapłanem i wszędzie tam, gdzie są ludzie będę pełnił posługę kapłańską: niezależnie czy wśród Żydów czy Polaków. Szczególnie wśród biednych i cierpiących”… Mimo szykan i prześladowania nie wykorzystał swego niemieckiego obywatelstwa dla ratowania życia… Przewieziony na początku września 1941 r. do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, otrzymał numer obozowy 20376 oraz oznaczenie „P” (z niem. „Polen”). Przy wysiadaniu z wagonu został pobity i pogryzł go pies esesmański. Umieszczono go, jako „nieproduktywnego więźnia”, w bloku nr 19, gdzie Niemcy, by szybciej „doprowadzić ich do zdrowia” wymyślili dla więźniów specjalne ćwieczenia „gimnastyczne”. Codziennie umierało tam prawie 100 więźniów… W tych swoich ostatnich dniach ten, który w Warszawie głośno krzyczał w obronie biednych i potrzebujących, który nawracał grzeszników, miał zachowywać, jak oświadczył jeden ze świadków „milczenie i wielki spokój, nieustannie będąc zanurzonym w modlitwie”. Innemu współwięźniowi miał powiedzieć za Chrystusem: „Musimy wypić ten kielich, do dna…” Według zapisów księgi z kostnicy do Pana odszedł 16.x.1941 r. Nie wiadomo, czy zmarł z wyczerpania, czy też został zamordowany, w komorze gazowej. Być może dostał – jak św. Maksymilian Kolbe - zastrzyk z fenolu. Według jeszcze jednej wersji wrzucono go do rowu i zasypano wapnem palonym… W końcu ciało spalono – zapewne - w krematorium. W 1999 r. „święty Franciszek Warszawy” został beatyfikowany przez Jana Pawła II w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Stwierdził wtedy: „[Dziś] […] żywotność […] [Kościołów] […] [ludów nam bliskich, które wyszły z katakumb i otwarcie pełnią swą misję] jest wspaniałym świadectwem mocy Chrystusowej łaski, która uzdalnia słabych ludzi do heroizmu posuniętego nierzadko aż do męczeństwa”. I pytał, mając zapewne przed oczyma także i postać o. Aniceta, męczennika: „Czy nie jest to owoc działania Bożego Ducha?” Dziś w Warszawie, przy klasztorze kapucyńskim, funkcjonuje „Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego”, powstała w celu niesienia pomocy potrzebującym. Prowadzi m.in. „Jadłodajnię Miodową” dla ubogich i bezdomnych…
za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/1016blANICETKOPLINSKImartyr01.htm
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo