O. Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 r. w Beyzymach Wielkich, położonych nad rzeką Chomoren, na Wołyniu. Był najstarszym synem Jana i Olgi z hr. Stadnickich. Do 1863 r. przebywał z rodzicami w Onackowcach, ucząc się razem z młodszym rodzeństwem pod kierunkiem domowych nauczycieli. Po ukończeniu gimnazjum w Kijowie (1864-1871) wstąpił do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi pod Brzozowem 10 grudnia 1872 r. Po dwu latach formacji odbył w kolegium starowiejskim studia humanistyczne i filozoficzne, a następnie teologiczne w Krakowie, gdzie 26 lipca 1881 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk bpa Albina Dunajewskiego. Przez wiele lat był wychowawcą i opiekunem młodzieży w kolegiach Towarzystwa Jezusowego w Tarnopolu i Chyrowie. Chłopcy dostrzegali w tym groźnie wyglądającym zakonniku o «tatarskich» rysach dobre i tkliwe serce i dlatego chętnie garnęli się do niego, darzyli życzliwością i zaufaniem. Opiekując się młodzieżą, o. Beyzym coraz częściej myślał o pracy misyjnej. W 48. roku życia za zgodą przełożonych wyjechał na Madagaskar i włączył się w działalność ewangelizacyjną jezuitów francuskich. Pierwszą placówką, którą objął w styczniu 1899 r., był przytułek dla trędowatych w miejscowości Ambahivoraka, gdzie przebywało ok. 150 chorych. Żyli w całkowitym opuszczeniu, na pustyni, z dala od zdrowych. «Dziś się dowiedziałem — pisał o. Beyzym w jednym z pierwszych listów do Polski — że i rząd, i krajowcy nie uważają trędowatych za ludzi, tylko za jakieś wyrzutki społeczeństwa ludzkiego. Wypędzają ich z miast i wsi, niech idą, gdzie chcą, byleby nie byli między zdrowymi — u nich trędowaty to trędowaty, ale nie człowiek. Wielu nieszczęśliwych włóczy się po bezludnych miejscach, póki mogą, aż wreszcie wycieńczeni padają i giną z głodu» (list z 13 kwietnia 1899 r.). «Spłakałem się jak dziecko na widok takiej nędzy... Ci nieszczęśliwi gniją żywcem, wskutek czego nadzwyczaj są obrzydliwi, śmierdzą niemiłosiernie, jednak nie przestają być przez to naszymi braćmi i ratować ich trzeba. A co jeszcze bardziej mnie trapi, to nędza moralna, pochodząca przeważnie z tej nędzy materialnej» (list z 28 kwietnia 1900 r.). O. Beyzym zamieszkał na stałe wśród trędowatych, aby z nimi przebywać dniem i nocą, żywić ich, pielęgnować i leczyć. Łamał w ten sposób bariery strachu, przekleństwa, wzgardy i znieczulicy, odgradzające chorych od własnych rodzin i reszty społeczeństwa, skazujących zarażonych na powolną śmierć nie tylko z powodu trądu, ale i z głodu. Opatrując rany ciała, leczył także dusze, zbliżając je do Boga i sakramentów świętych. Zorganizował dla «czarnych piskląt» — jak pieszczotliwie nazywał swoich trędowatych — stałe duszpasterstwo, prowadził systematyczne nauczanie religijne, krzewił wśród nich kulturę, głosił rekolekcje, propagował szkaplerz i modlitwę różańcową. Pragnął, aby trędowaci żyli i umierali jako dzieci Maryi. Była to miłość heroiczna. O. Beyzym wyznał, że prosił Matkę Najświętszą, by «raczyła dotknąć go porządnym trądem». Chciał przyjąć «tę drobnostkę», aby wybłagać polepszenie doli chorych i łaskę «zbawienia jak największej ilości trędowatych». Uważał, że jako trędowaty będzie miał prawo powiedzieć Panu Jezusowi: «dałem duszę za moich braci» (por. 1 J 3, 16). Poświęcenie i ofiarna służba «najnieszczęśliwszym z nieszczęśliwych» zaowocowały dziełem, które uczyniło o. Beyzyma prekursorem współczesnej opieki nad trędowatymi. Zaraz po zapoznaniu się z sytuacją chorych na Madagaskarze Misjonarz powiedział przełożonym: «Niezbędny jest szpital, a nie takie jaskinie jak te, doktor i siostry miłosierdzia lub inne zakonnice». Świadczyło to o jego mądrości i szerokim spojrzeniu. W czasie gdy trąd był nieuleczalny, a trędowatych wyrzucano poza nawias życia społecznego, o. Beyzym postanowił budować dla nich prawdziwy szpital, by ich leczyć i przywracać im nadzieję. Jak obliczono, wzniesienie budynku w stanie surowym miało kosztować 150 tys. franków. «Posługacz trędowatych», nie dysponując żadnymi funduszami, całkowicie zaufał Matce Bożej i swoim rodakom. Jego listy, zamieszczane w «Misjach Katolickich», pisane prosto, z humorem, tchnące wielką miłością cierpiącego człowieka i niezachwianą wiarą w pomoc Matki Bożej, trafiały do ludzi. Mimo ubóstwa wyniszczonego wówczas polskiego społeczeństwa ze wszystkich trzech zaborów, a także z Litwy i Rusi oraz od Polaków z innych krajów, popłynęły ofiary dla trędowatych mieszkających na dalekim Madagaskarze. Już po kilkunastu miesiącach stało się jasne, że projekt zostanie zrealizowany. O. Beyzym okazał się wielkim wychowawcą narodu. W bardzo ciężkim okresie jego historii potrafił porwać ludzi do ważnego dzieła społecznego, jednoczącego ich serca, wyzwalającego w nich miłość. Odpowiedni teren pod budowę o. Beyzym znalazł w Maranie w pobliżu Fianarantsoy, gdzie znajdowało się niewielkie schronisko dla trędowatych. Tam przeniósł się z pierwszego miejsca pobytu i w styczniu 1903 r. rozpoczął budowę. Mimo wielu trudności realizował swój plan konsekwentnie. Doglądał każdego szczegółu budowy, a nierzadko sam chwytał za łopatę i taczki. Zajął się też ozdobą kaplicy, wyzyskując swój talent rzeźbiarski. Otwarcie szpitala dla ok. 150 chorych nastąpiło 16 sierpnia 1911 r. Był to najpiękniejszy zakład leczniczy na całym Madagaskarze. Do obsługi chorych sprowadził o. Beyzym siostry zakonne ze Zgromadzenia św. Józefa z Cluny. Po zbudowaniu szpitala z naciskiem i pokorą powtarzał, że sam jest «najkompletniejszym zerem» i żadnej zasługi w tym dziele nie ma, ponieważ wszystkim kierowała Najświętsza Panna. Wyczerpany pracą ponad siły, o. Beyzym zmarł 2 października 1912 r., otoczony nimbem bohaterstwa i świętości. «Najpiękniejszą pochwałą tego człowieka — napisano na Madagaskarze — jest to, że z miłości dla Jezusa Chrystusa zabiegał, by zawsze być posługaczem trędowatych, i otrzymał na to pozwolenie. Są to takie przymusowe prace, na jakie nawet zbrodniarzy się nie skazuje, a o. Beyzym pokochał je całym sercem» (Le Messager du Coeur de Jésus [Tananarive], Novembre 1912, s. 169). Szpital o. Beyzyma pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej istnieje do dziś i promieniuje miłością, dzięki której powstał. Śmierć nie pozwoliła o. Beyzymowi zrealizować innego cichego pragnienia — wyjazdu na Sachalin do pracy misyjnej wśród katorżników. Życie «Posługacza trędowatych» cechowała głęboka wiara, apostolska gorliwość, samarytańska troska o najbiedniejszych z biednych. Ewangelizacja szła w parze z obroną podstawowych praw ludzkich, w tym także prawa do życia w warunkach godnych człowieka i dziecka Bożego. Choć był człowiekiem czynu i pracował wiele, najbardziej cenił «działanie na klęczkach», owszem, modlitwę stawiał na pierwszym miejscu i podkreślał jej ogromną rolę w pracy apostolskiej i w dążeniu do świętości. Całe swoje życie oddał Matce Bożej, Jej podporządkował swoją wolę, Ją uważał za Panią, która może nim dobrowolnie rozporządzać. Pisał: «Całkowicie należę do Matki Najświętszej (...). Ofiarowałem się Jej z gotowością na wszystko, co zechce ze mną zrobić. Proszę Ją przy tym tylko o to, żeby, rozkazując co zechce, dopomogła mi łaską swoją do wiernego wykonania Jej rozkazów oraz żeby mnie uchroniła od odpadnięcia od świętej wiary i Towarzystwa» (list z 17 czerwca 1910 r.). W tych i podobnych wypowiedziach, których w pismach Błogosławionego jest wiele, przejawia się duch prawdziwego i całkowitego oddania się Maryi, bardzo bliski pobożności polskiej, a także jezuickiej, począwszy przynajmniej od XVII w. O. Beyzym korzystał z każdej okazji, by chorym zaszczepić głębokie nabożeństwo do Matki Bożej. «Skoro tylko miłość i ufność do Matki Najświętszej zakorzeni się w tych biednych sercach, to wszystko będzie w porządku i mogę być o nich całkiem spokojny» (list z 13 kwietnia 1902 r.). Wyrazem zewnętrznym kultu maryjnego w życiu polskiego Misjonarza była cześć dla obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, który przywiózł ze sobą na Madagaskar, wyrzeźbił do niego ramy i umieścił w głównym ołtarzu kaplicy szpitalnej, gdzie znajduje się do dziś, otoczony czcią Malgaszów.
Za: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_jan_beyzym.html
Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 roku w Beyzymach na Wołyniu, w rodzinie szlacheckiej. Po ukończeniu gimnazjum w Kijowie w 1872 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego (jezuitów). 26 lipca 1881 r. w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat był wychowawcą i opiekunem młodzieży w kolegiach Towarzystwa Jezusowego w Tarnopolu i Chyrowie. W wieku 48 lat podjął decyzję o wyjeździe na misje. Prośba, którą 23 października 1897 roku skierował do generała zakonu jezuitów, o. Ludwika Martina, świadczy o tym, że była ona głęboko przemyślana: Rozpalony pragnieniem leczenia trędowatych, proszę usilnie Najprzewielebniejszego Ojca Generała o łaskawe wysłanie mnie do jakiegoś domu misyjnego, gdzie mógłbym służyć tym najbiedniejszym ludziom, dopóki będzie się to Bogu podobało. Wiem bardzo dobrze, co to jest trąd i na co muszę być przygotowany; to wszystko jednak mnie nie odstrasza, przeciwnie, pociąga, ponieważ dzięki takiej służbie łatwiej będę mógł wynagrodzić za swoje grzechy. Generał wyraził zgodę. Początkowo o. Beyzym miał jechać do Indii, ale nie znał języka angielskiego. Udał się więc na Madagaskar, gdzie językiem urzędowym był francuski, którego Beyzym uczył się już w Chyrowie. Tam oddał wszystkie swoje siły, zdolności i serce opuszczonym, chorym, głodnym, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa; szczególnie dużo uczynił dla trędowatych. Zamieszkał wśród nich na stałe, by opiekować się nimi dniem i nocą. Stworzył pionierskie dzieło, które uczyniło go prekursorem współczesnej opieki nad trędowatymi. Z ofiar zebranych głównie wśród rodaków w kraju (w Galicji) i na emigracji wybudował w 1911 r. Maranie szpital dla 150 chorych, by zapewnić im leczenie i przywracać nadzieję. W głównym ołtarzu szpitalnej kaplicy znajduje się sprowadzona przez o. Beyzyma kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Do dzisiaj chorzy Malgasze otaczają Maryję z Jasnej Góry wielką czcią. Szpital bowiem istnieje do dziś. Wyczerpany pracą ponad siły, o. Beyzym zmarł 2 października 1912 roku, otoczony nimbem bohaterstwa i świętości. Śmierć nie pozwoliła mu zrealizować innego cichego pragnienia - wyjazdu na Sachalin do pracy misyjnej wśród katorżników. Proces beatyfikacyjny o. Jana Beyzyma SJ - "posługacza trędowatych" - rozpoczął się w 1984 roku. Dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych dotyczący heroiczności życia i cnót o. Beyzyma został odczytany w obecności Jana Pawła II w Watykanie 21 grudnia 1992 roku. W marcu 2002 r. kard. Macharski zamknął dochodzenie kanoniczne w sprawie cudownego uzdrowienia młodego mężczyzny za wstawiennictwem Jana Beyzyma. Jego beatyfikacji dokonał podczas swej ostatniej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II. Na krakowskich Błoniach 18 sierpnia 2002 r. mówił on m.in.: Pragnienie niesienia miłosierdzia najbardziej potrzebującym zaprowadziło błogosławionego Jana Beyzyma - jezuitę, wielkiego misjonarza - na daleki Madagaskar, gdzie z miłości do Chrystusa poświęcił swoje życie trędowatym. Służył dniem i nocą tym, którzy byli niejako wyrzuceni poza nawias życia społecznego. Przez swoje czyny miłosierdzia wobec ludzi opuszczonych i wzgardzonych dawał niezwykłe świadectwo Ewangelii. Najwcześniej odczytał je Kraków, a potem cały kraj i emigracja. Zbierano fundusze na budowę na Madagaskarze szpitala pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, który istnieje do dziś. Jednym z promotorów tej pomocy był św. Brat Albert. Dobroczynna działalność błogosławionego Jana Beyzyma była wpisana w jego podstawową misję: niesienie Ewangelii tym, którzy jej nie znają. Oto największy dar: dar miłosierdzia - prowadzić ludzi do Chrystusa, pozwolić im poznać i zakosztować Jego miłości. Proszę was zatem, módlcie się, aby w Kościele w Polsce rodziły się coraz liczniejsze powołania misyjne. W duchu miłosierdzia nieustannie wspierajcie misjonarzy pomocą i modlitwą.
za:http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-12a.php3
Puenta: Czy umię wyjść poza swój ciasny egoizm? To pytanie często pada w naszym wnętrzu. Odpowiedź na nie jest różna.
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo