Samostrzelnik Stanisław, Adoracja św. Stanisława, ilustracja w Catalogus archiepiscoporum Gnesnensium; Vitae episcoporum Cracovi
Samostrzelnik Stanisław, Adoracja św. Stanisława, ilustracja w Catalogus archiepiscoporum Gnesnensium; Vitae episcoporum Cracovi
Momotoro Momotoro
925
BLOG

Św. Stanisław

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Patronem Polski oprócz Św Wojciecha i Najświętszej Maryji Panny Królowej Polski jest Św. Stanisław. Podobnie jak w przypadku Św. Wojciecha głos oddam ks. Piotrowi Skardze ("Żywota świętych pańskich narodu polskiego" wyd. 1855 Sanok):

"Pierwszy z Polaków wielki i daleko sławny męczenik Chrystusów a patron i obrońca twój, zacny polski narodzie! do czytania cię tego żywota, który ma w sobie wielki nad inny pożytek, wzywa. Bliski a domowy przykład krwi twojej, prędzej cię poruszy ku naśladowaniu cnót, nabożeństwa starożytnego — i karanie niepobożności rychlej cię przestraszy. Bo, jako na własnej przyrodzonej ziemi osadzony szczep, prędzej się krzewi, bujniej roście, i plenny owoc daje; tak żywot ten wielkiego Stanisława na tobie, (ziemio nasza!) któraś jest własna ziemia jego, szczepiony, prędsze i doskonalsze pożytki owoców zbawiennych puścić może. W czem ci  błogosław boże i pracy naszej! Rodziec świętego Stanisława: Wielisław Szczepanowski i Bogna szlachetni byli z rodzaju, ale z cnoty i bojażni bożej, w czem jest prawdziwe szlachectwo, szlachetniejsi. O to się najbardziej starali, co jest fundamentem wszystkim cnotom, i w służbie boga żywego, od którego wszystko jest, co mamy i czego się spodziewamy, ćwiczyć się usiłowali. Dla czego — będąc ludzie dostateczni — w Szczepanowie we wsi swej, dwie mili od Bochni powiatu krakowskiego, kościół panu bogu na imię świętej Magdaleny (w której się osobliwie pokucie i miłości ku zbawicielowi naszemu kochali) zbudowali i nadali i na żywność sług bożych z każdej rzeczy, którą z rodzaju ziemi i bydła od pana boga brali, dziesięciny wiecznie obrócili. Będąc bez płodu już w długiem mieszkaniu obiecali panu bogu — jeżeliby im dał owoc żywota ich — obrócić go na służbę Jego, a nie pragnąć pociechy z niego swej świeckiej, jedno duchownej tej, która jest na czci i na chwale jego. A gdy pan przewłóczył pociechę ich, a juź trzydzieści lat, jako z sobą żyli w małżeństwie, dochodziło — nic spodziewając się już płodu —-przestali na woli boskiej; w nabożeństwie pilnem we dnie i w nocy, jałmużnach i dobrych uczynkach czekali końca gościny żywota tego. Aż niespodzianie brzemienna Bogna pokazała się i za czasem przechodząc się do gaiku bliskiego, tak łacno tam syna powiła, iż go Sama, w bliskiej krynicy obmywszy, do domu przyniosła. Dali mu na chrzcie imię Stanisław, jakoby mówili: stań się sława z niego bogu i kościołowi jego! Z młodości znać było sprawę ducha bożego w nim i przyszłą żywota świątobliwość. Skromny, wstydliwy, statecznych nad dziecinny zwyczaj obyczajów, ochotny do nabożeństwa i skłonny do nauk pokazował się i iścił w nim pan bóg to, co rodzice obiecali: gdyż sam go tak sprawował, iż bez ich upominania do tego się brał, co postanowili rodzice, nim się narodził. Z czego oni wielkie kochanie mieli i, ochotnego do boskich rzeczy i w cnotach postępującego i tak już, jeszcze więcej ostrogami pobudzali. Podrosłego — pierwej do Gniezna, gdzie kwitnęła naonczas nauka; potem do Paryża, do Francyi, gdzie się sam prosił — posłali na ćwiczenie nakładów nie żałując. Tam — jako był dowcipu ostrego i pamięci prędkiej a wielkiej, przy świętych obyczajach, uczciwem zachowaniu się, panieńskiej czystości i pilnych do pana boga modlitwach — nauk sobie skarb dobry, zwłaszcza w prawie duchownem zebrał. Myślił w Paryżu, patrząc na ludzie zakonne i w wielkich chrześciańskich cnotach doskonałe, ciasny żywot sobie między nimi obrać a w ubóstwie ubogiego Chrystusa naśladować; ale wypełnić tych myśli świętych boskie mu przyrzeczenie nie dopuściło, które go na co innego ku czci swej wielkiej chowało. Wróciwszy się do Polski swemi pokornemi, wstydliwemi, świętemi postępkami, z wielką nauką złączonemi, oczy na się ludzkie obrócił. Biskup naonczas Lambertus abo Zula (który po Aaronie, arcybiskupie krakowskim, dostojeństwa arcybiskupiego z pokory zaniechał i o ono w Rzymie niestarał sie, przezco kościołowi krakowskiemu wiele zaszkodził) ten mówię, poznawszy go, miłować i do stanu kapłańskiego namawiać go począł. Jeszcze myśl ona zakonnego i ostrego żywota świętemu Stanisławowi w sercu była nie wygasła; przeto długo się w tem nieużytym biskupowi stawił. Wszakże nakoniec przyzwolił i jego ręką po stopniach aż na kapłaństwo poświecony wstąpił. Na tym wysokim służby bożej stanie wszystkim był jako zwierciadło wszelakiej uczciwości i zachowania kapłańskiego; a — od siebie począwszy, wszystką się pilnością i strażą duchowną, aby w czem miejsca czartowskim sidłom nic dał, opatrzywszy — bliźnim też służył, zwłaszcza kazaniom i nauką. Będąc wymownym i uczonym, w kościele krakowskim i po wszystkiem onem biskupstwie, miewał częste i gorące kazania, któremi ludzi do miłości boskiej zapalał. Co widząc Zula biskup wielce tego pragnął, aby po nim na biskupstwo krakowskie wstąpił i w starości swej wszystkie mu sprawy i rządy duchowne zlecił, jako dozorcy kościołów. Po jego śmierci od wszystkiego duchowieństwa zgodnie obrany jest biskupem krakowskim. Miał to o sobie u wszystkich rozumienie, iż mu nikt w żywocie kapłańskim, w nauce i w cnotach na to potrzebnych równy bydź nie mógł. Pokorny jednak i święty kapłan wielką miał w sercu trwogę i — urzędu wielkością a swoją się nieudolnością wymawiając — długo od togo uciekał, długo się wypraszał; ledwie nakoniec, proźbom ich użyć się dawszy, z bojaźnią wielką przy nabożnych modlitwach i postach na biskupstwo wstąpił mając lat trzydzieści i sześć — od Aleksandra wtórego za króla Bolesława i wszystkiego duchowieństwa zaleceniem potwierdzony był. Stan ten tak wysoki — który innych nieostrożnych do podniesienia się w pychę, abo odmiany jakiejkolwiek na gorszo przywodzi — świętemu Stanisławowi na wielką odmianę ku polepszeniu przyczyną był: bo wnetże ostrożniejszym bydź w życiu kaplańskiem począł wiedząc, iż więcej przykładem, niżeli słowem paść i budować w bogu owce swe winien był. Przyczynił sobie postów; wziął na się włosienicę, jako śmiertelną koszulę; gęstszą i pilniejsze modlitwy, ostro umartwienia ciała swego zaczął i więcej się marności świata tego i czci próżnej jego a wieczności i sławie wieku przyszłego i drogom, które do niego wiodą, przypatrował. Pałał też miłością wielką ku duszom i zbawieniu ludzkiemu, które, jako wdzięczną a największą ofiarę z pracy swej, oddawać panu bogu miał. Miłosierdzie i politowanie nad nędzą bliźniego ojcowskim afektom czynił, iż patrzyć suchym okiem, z próżną ręką — póki mu majętności i dochodów kościelnych stawało — na ludzką mizerye nie mógł. Dom jego: dom ubogich i potrzebujących zwać się mógł, przed którymi innej czeladzi jego nie znać było. Kwitnęły w nim wielkie cnoty a, jako z pięknych i drogich kamieni zrobiona korona, na głowic jego świeciły. Wiara mocna, pokora uprzejma, czystość anielska, łaskawość wdzięczna, sprawiedliwość nieodmienna, męztwo za prawdą nieustraszone, karność baczna, wzgarda świata tego nie wymowna serce jego napełniła. Sam nawiedzał plebanię, a, jeżdżąc po wsiach, służby boskiej i pożytku dusz ludzkich doglądał, na archidyakona się nic spuszczając. Najwięcej na czysty żywot kapłański, aby towarzystwa białej płci nie miał, oko obracał; ażeby w czystem a pobożnem życiu ofiary straszliwe, wszystkiej czci i anielskiej czystości godne, przystojnie ku pożytkowi dusz ludzkich sprawowane były. Co mu czasu kiedy od prac kościelnych zbywać mogło, barzo sie próżnowania strzegąc, na modlitwach go i czytaniu świętego pisma trawił. Spisane miał wszystkie wdowy, ile ich w jego biskupstwie było, o których potrzebach i o sieroctwie dziatek ich radził, ile mógł, i nic mu milszego nie było, jako o wdowy, sieroty, ukrzywdzone ludzie i w jakiem nieszczęściu zostające zastawować się i onych wszędzie bronić i wspomagać je. Niczego się bardziej nie strzegł, jak tego, aby dochodami kościclnemi domu swego i powinnych nie bogacił; ażeby chleba ubogich zbytnia czeladź i niepotrzebne szkapy nie jadły; co za jedno świetokractwo sobię poczytał — jakoż tak jest. O! jaki rachunek z tego inni biskupi dawać będą? Ubogim ręką i posługą swoją często służył i onym nogi umywał. Krzywdy swej wnetżo zapomniał a z serca ją bliźniemu odpuszczał. Raz, gdy był proszony od Jana Brzeźnickiego na poświęcanie kościoła w Brzeźnicy, człowiek on gościa nie uczcił, iź — niewiem o co rozgniewany — biskupa z domu wygnał i czeladź jego poranił. Całą noc na jednej łące przebydź musiał święty Stanisław prosząc pana boga za żołnierza onego, który nazajutrz, postrzegłszy swój nierozumny postępek, przyszedł do nóg jego i prosił o odpuszczenie. A święty Stanisław nie tylko odpuścić z rozkazania boskiego, ale dobrze mu czynić gotów był: wrócił się tedy do wsi jego i kościół mu on poświęcił. Gdy takiemi wysokiemi i osobliwemi cnotami chrześcijańskiej i kapłańskiej doskonałości przed bogiem i ludźmi nie tylko swymi, ale i postronnymi świecił a, jako jasna pochodnia na świeczniku, wiele ludzi do drogi zbawiennej przykładem i nauką przywodził i hojny zysk bogu w duszach a diabłu wielką utratę czynił; wzbudził (di'abeł) na niego wielkie trudności i straszliwą niezgodę z królem Bolesławem, śmiałym nazwanym. Był ten Bolesław czwarty od Chrobrego, który koronę państwu polskiemu zjednał, po linii Piastowej idący; wielki miłośnik sławy koronnej i ojczyzny swej, męztwem a zwycięztwami znamienitemi i innemi prawie nietylko żołnierskiemi, ale królewskiemi cnotami ozdobiony i niegdyś nabożny a chwało bożą szerzący (bo klasztor w Mogilnie w gnieźnieńskiej dyecezyi fundował i nadał) — ale, jako na bujnej ziemi wielo się chwastu rodzi! do cnót onych przymieszaly się były przygany wielkie i wady szkodliwo, które było pleć i wykorzeniać potrzeba. W rozkoszy cielesnej i sprośnych grzechach był niepowściągliwy, w karaniu okrutny i w podatkach drapieżny, w szczęściu hardy, w uporze nieuhamowany. Lecz inne złości w nim ta, największa, przewyższała, iż w cudzołoztwie i rozkoszy cielesnej miary nie miał: panny i panie uczciwe darami i postrachami do sprosności swej przywodził i wielkiem zgorszeniem u wszystkich był. Widząc święty Stanisław, iż to duchownych rzecz była pana upominać, przestrzegać i karać, a, iż arcybiskup gnieźnieński milczał, szedł do niego na pokój i pięknie go, jako węża, słowami boskiemi zaklinał od onych grzechów odwodząc a lekarstwo zbawienne na one już zgniłe rany przykładając. Kładł mu na oczy pana boga i gniew jego, utrato zbawienia, zelżywość królewskiego majestatu, zgorszenie poddanych z płaczem prosząc, aby się upamiętał. Król mu pięknemi słowami za upominanie dziękował; wiedząc, jakiego żywota był człowiek i jaki sługa boży, wstydził się go w oczach swych, ale na sercu takimże, jako pierwej zostawał. Skoro wyszedł święty Stanisław z swemi pochlebcami z niego żart czynił i dalej w grzechy jawniejsze postąpił. Bo dowiedziawszy się o urodzie Krystyny niejakiej, Mścislawa z Bużenina żonie, dla jej cnoty w czystości małżeńskiej darami użyć nie mogąc, mocą wziąć ją kazał nasławszy na dom żołnierze swe, i z nią sprośnie z zgorszeniem wszystkich poddanych i szemraniem wielkiem mieszkał i potomstwo miał, na którem gniew boski jego wszeteczność karał, bo się rodziły dzieci słabe, szpetne i, gdy dorosły, szalone. Jawne ono i uporne cudzołoztwo królewskie szemranie pospolite na biskupy obracało, iż się zmawiać poczęli, jakoby o to już jawnie króla upomnieć mogli. A gdy się arcybiskup i inni małego serca z tego wymawiali; świętego Stanisława — jako tego, który przygany w swoim żywocie nie miał, a mądrość, serce i wymowę do tego miał — prosili wszyscy, aby jawnie przy drugich o ono cudzołoztwo króla karał. On się z tego nie wymówił i — wiele ofiar za króla czyniąc i innych, aby czynili, prosząc — czas upatrzywszy jechał do Wrocławia na Szląsku będącego, gdzie Bolesław rad przemieszkiwał i jawnie przed dworzanami jego upominał króla i karał tak, jako niegdy Jan Chrzciciel mężnie mówiąc : królu, nie godzi się tobie mieć żony brata twego! i długoż w tej zatwardziałości serca trwać bodziesz? czemu na boga, na duszę twoje, na bliźniego, na majestat królestwa twego, na zakon przyrodzony i boski nie pamiętasz? a pomsty się nie boisz bożej, która przyjść może na cię, na potomstwo i królestwo twoje? i innemi gorliwemi i mądremi słowami karał tego, który nic tylko uszy swe zatykał, ale się słowami gniewliwemi i sromotnemi na lekarza swego i ojca duszy swej rzucił i z gniewem go wielkim niełaską odprawił. Myślił napotem, jakoby świętego Stanisława w czem zelżyć i ukrzywdzić mógł, nieprzyjacielskie już na niego serce mając. A szukając przyczyny jakiej, innej naleść nie mógł król ten niezbożny, jedno to: Kupił był święty Stanisław nie sobie, ani powinowatym swoim, ale kościołowi i sługom bożym i potrzebom pospolitym wieś Piotrowin nad Wisłą, w powiecie naonczas zawichojskim, teraz w lubelskim, u Piotra tejżo wsi dziedzica; który wziąwszy pieniądze potem prędko umarł. Król namówił synowce onego zmarłego: Piotra, Jakóba i Sulisława, aby się wsi upominali. Pozwany był święty Stanisław przed króla samego, który u Solca sądy wielkie odprawował. I gdy się na świadki brał biskup święty, świadkowie królewską pogróżką zastraszeni świadczyć prawdy nirchcieli. Co miał czynić święty on biskup? gdzie nirtylko szło o kościelną szkodę, ale i sławę jego, aby mu fałsz i niesprawiedliwe a łakome nabycie przyczytano ze zgorszeniem bliźnich nie było? uciekł się do pana boga i natchniony duchem jego ważył się rzeczy niesłychanej, ale u pana boga podobnej. Na onych wielkich sądach rzekł głośno: ponieważ u ludzi żywych prawda i bojaźń boża ginie, uciekę się do umarłych; za pomocą boga prawdy obiecuję tu po trzech dniach Piotra, u któregom te wieś kupił, już od trzech lat umarłego, przed sądem postawić: ab y on to sam, co mówię, zeznał, a jeżeli tego nie uczynię, niech w rzeczy mej upadam. Co gdy król i wszyscy przytomni usłyszeli, śmiać się i szaleństwo przyczytać biskupowi poczęli. A Stanisław święty, przez ono trzy dni z duchowieństwem swojem postami się i modlitwami trudząc, dnia trzeciego z procesyą i w ubiorze biskupim szedł do wsi Piotrowina, tuź niedaleko Solca leżącej, do grobu jego, wszystkim sąsiadom wiadomego, w kościółku świętego Tomasza; tam, długo modlitwę czyniąc, kazał otworzyć grób i ciało już prawie spróchniałe odkryć i zawołał do pana boga: boże wszechmogący! u ciebie jest wszystko podobno; ty! który prawdą będąc w prawdzie się kochasz a fałsz wszelki i nieprawość potępiać raczysz, wzbudź mi i kościołowi twemu świadka a osądź sąd mój, który ja tobie samemu poleciłem; i rzekł do umarłego: Piotrze, w imię trójcy świętej, ojca, syna i ducha świętego rozkazujęć, wstań, a pójdź do sądu i wyświadcz prawdę moje! I wnet się zatem porwał z ciałem zupełnem i z wielkiem ludu wszystkiego podziwieniem; prowadził go przed króla i stawił mówiąc: oto masz królu samego iśćca, któremu ja te wieś zapłaciłem, jemu wierz a obacz, iż nie jest obłudny, ale prawy człowiek mocą bożą z grobu wskrzeszony. Długo król, dwór jego i lud wszystek zdumiały prawie od siebie odchodził i milczał na one cudowne i niesłychane rzeczy patrząc. Piotr naprzód przemówił: jam, powiada, królu! na proźbę tego biskupa wzbudzony jest i z czysca tu posłany, abym go zastąpił i wyświadczył: jam mu wieś moją własną (do której żaden mój powinny prawa nie miał) przedał i zupełnąm zapłatę wziął. Obróciwszy się potem do synowców swoich karał ich i gromił słowami i do pokuty przywodził, iż niesłusznie mężowi się świętemu przykrzyli. Gdy się zatem szemranie wielkie wszystkich wzruszyło, król, inaczej uczynić nie mogąc, świętemu Stanisławowi i kościołowi krakowskiemu pomienioną wieś przysądził. Pytać wiele ludzi chciało Piotra wskrzeszonego o rzeczy świata onego; ale on — barzo mało mówiąc, a nic bez dozwolenia świętego Stanisława nie powiadając — tem ich zbywał, iż mu nie było wolno oznajmić onych. Pytał go święty Stanisław, jeżeliby chciał który tu czas na świecie dla pokuty przebydź, czyli się na on świat wrócić? powiedział: iż wolę jeszcze w czyscu mało co wycierpieć, aniżeli tu w niebezpieczność się grzechu znowu po wtóre wdawać; mam nadzieje w ofiarach i modlitwach twoich ojcze święty! iż rychło od męki onej wolnym zostanę. I obiecując mu święty Stanisław modlitwy swe w grób go wprowadził, w którym, skoro legł, ducha wypuścił i znowu pogrzebiony był. O! dziwne a niesłychane i tak barzo jawne cudo, którem wsławić chciał moc swoją pan bóg na pokazanie czystej duszy i żywota anielskiego tego naszego Polaka. To cudo nie tylko w Polszczę, ale się po wszystkiem chrześciaństwie ogłosiło tak, iż concilium basiliense sławnie je przeciw Husowi (który twierdził, iż się majętności kościołom trzymać nie godzi) ze czcią świętego Stanisława wspomina. Cudom tem nie tylko się święty Stanisław u ludzi wsławił, ale i Polacy, którzy z Rusią siedm lat przy Kijowie mieszkając słabieć byli w wierze powszechnej poczęli, posileni są barzo: bo, iż na początku wiary cudów nie mieli, mocniejsi tem jednem tak jawnem zestali, przeto obmów heretyckich przypuszczać nie trzeba, które tak dziwnej sprawie bożej tem uwłoczyć i lżyć ją chcą, iż się to dla wsi i rzeczy doczesnej stało. Nie wiedzą głębokich tajemnic rady boskiej, która tak wielkiem cudem inne wieczne a duchowne pożytki ludziom jednała i zbawienie sprawowała. Ucichł był nieco gniew królewski przeciw świętemu Stanisławowi, ale się nie bawiąc z takiej przyczyny odnowił: Wyprawił się król Bolesław przeciw Wschewoldowi, książeciu kijowskiemu i innym okolicznym wszystkiej Rusi, nad którymi wielkie otrzymawszy zwycięztwo Kijów wziął, i tam z rycerstwem przemieszkiwając w rozkoszy się, próżnowanie i w zbytki a wszeteczeństwa, do których już był przyuczony, wdał; czego, w dostatku onym i swoich żołnierzy nauczył, którzy urodą ruskich białychgłów zwiedzeni żon swych i stanu małżeńskiego (a pana boga naprzód) zapomnieli. O czem gdy się żony ich w Polszczę dowiedziały, niektóre też od powinności małżeńskiej odstępowały. Obruszyła ta rzecz mężów ich tak, iż się nad wole królewską do domu pokwapili, i prawie z obozu uciekali pana swego odbiegając. Musiał z niesławą za nimi Bolesław do Polski się wrócić i z gniewu wielkiego niezmierne okrucieństwo nad onemi, jako on zwał, zbiegami czynił, a jeszcze większe nad żonami ich, które się żle zachowały w niebytności mężów swoich: iż im piersi obrzynał i szczenięta do ich piersi przykładać kazał. A nadewszystko sprośnie się sam zachował przeszłych wszeteczności swych przyczyniając i — już się żadnym wstydem nie hamując — jawnie oczy ludzi wszystkich gorszył i wielkiem okrucieństwem a nieznośnemi ciężarami stany wszystkie uciskał. Upomniał go o to święty Stanisław raz i drugi, ale już nic — jedno złe słowa i pogróżki na śmierć — nie odnosił. Mąż święty na to niedbając a, jako lew, z drogi się i powinności swej odstraszyć niedopuszczając i, jako dobry pasterz, ważąc żywot za owce swoje króla wyklął: strzedz się go wszystkim wiernym i do kościoła go niepuszczać a za odcięty go członek mieć rozkazał. Tem barzo rozjadły król Stanisława świętego zabić umyślił i — gdy się dowiedział, że on u świętego Michała na Skałce msze ma — kościół żołnierzami obtoczył i — nie mając na ołtarz i ofiarę straszliwą pańską baczenia żadnego — wywlec go z kościoła od ołtarza a zabić rozkazał. Żołnierze jego chcąc to uczynić — widząc świętego w biskupich ubiorach u ołtarza — tak drżeć, padać, i ślepymi siawać się poczęli, iż ze strachem ledwie z kościoła uciekli. Fukał na nich on tyran, jako na bojażliwych i niemęzkich i posłał innych, z którymiż się to samo stało. A swięty biskup — słysząc o rozruchach onych i wiedząc o swem niebezpieczeństwie — nie się od ołtarza nie odwracał jedno się Chrystusowi polecając za swych nieprzyjaciół z miłości wielkiej ku nim i za króla onego, zapamiętałego, pana boga prosił. W tem sam król wbiegł do kościoła, miecz w świętej głowic jego utopił i okrótnie zamordował. Żołnierze oni których męztwu król był przymówil, porwali ciało i wywlókłszy je przed kościół na małe części okrutnie rozsiekali. Ciała jego tak rozsiekanego cztery wielcy orłowie trzy dni strzegli i na powietrzu w nocy nad one świętemi członkami światłość widziana była. Czem wzruszeni kapłani i kanonicy kościoła krakowskiego, niedbając na okrucieństwo królewskie, zbierać one rozproszone członki do pogrzebu poczęli. Cud niespodziany ukazał pan bóg, członki się do członków tak spajały i zrastały, jako w ciele zdrowem były. Do zupełności ciała jednego tylko palca niedostawało, i ten pan bóg światłością nad jedną rybą, (która była wrzucony w bliską sadzawko połknęła) wydał: iż rybę, ułowiwszy członek on naleźli, który do ręku przyłożony także się zrósł i do ręki przystał. Pogrzebli tamże na Skałce w tym kościec w którym był zabity, biskupa swego. Takiemi i innemi niezliczonemi cudami za życia i po śmierci uwielbił pan bóg świętego swego; a onego mężobójcę Bolesława znacznie karał. Bo — gdy papież, Grzegorz siódmy, na Wszystką Polsko klątwę wydał, królewską dostojność i koronę Polakom odjął — u wszystkich już wzgardzony będąc Bolesław i prawie przez ciężkość i dręczenie sumienia swego szalejąc uciekać z królestwa musiał. O które go końcu różne są u kronikarzy w powieści. Jedni mienią, iż do Węgier uciekłszy a po dwóch leciech zachorowawszy oszalał i po górach biegając umarł, i od własnych psów swoich, którzy tylko za nim biegali, zjedziony jest. Drudzy powiadają, iż u Wilaku w jednym klasztorze zataiwszy stan i imię swoje pokute czynił: długo w kuchni mnichom służąc i najliższe (najlichsze) posługi odprawując, w dobrej nadziei miłosierdzia bożego żywot ten skończył. Po dziś dzień tam grób jego i napis na kamieniu ukazują. Jakieżkolwiek jest, pewna rzecz, iż ręką bożą na sobie znał i na tym świecie doczesne karanie; a onego wiecznego piekielnego, jeżeli (przez pokutę bez rozpaczy i uciekania się do niewinnej krwi zbawiciela, która gładzi grzechy ludzkie, za przyczyną błogosławionego Stanisława, który się za możobójce swego modlił) uszedł: dobrze mu. Jako po śmierci tego męczennika królestwo wszystko pan bóg karał i jakiemi cudami nowemi swego świętego objawił, niżej się położy na cześć Chrystusowi królującemu na niebie i na ziemi z ojcem i z duchem świętym, któremu jest sława na wieki! Amen."

Puenta:

Wydawać by się mogło, że tacy ludzie dzisiaj nie żyją. Nic bardziej mylnego, jest ich coraz więcej, bo im bardziej "świat" odchodzi od Boga, tym więcej ludzi Go szuka i odnajduje do Niego drogę. Bo Jego Syna jest drogą, która wiedzie do domu Ojca. Św Stanisław już tam jest:)

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo