Dominikanin o. Marcin Mogielski celebrował niedzielną mszę we Wrocławiu. W jej trakcie wygłosił przejmujące kazanie.
Nawiązał w nim m.in. do głośnej afery wokół Jana Pawła II.
— Czy było, czy nie było, otworzyć archiwa, wysłuchać skrzywdzonych, a nie krzyczeć: "to nieprawda" — stwierdził duchowny.
Powiedział ponadto, że przed laty również został skrzywdzony, gdy był jeszcze ministrantem.
Podczas kazania wyznał, że przed laty w jego życiu doszło do dramatu.
— Ja byłem skrzywdzony, jako pobożny ministrant, wysyłany do kościółka przez mamusię i tatusia.
Czy ktoś stanął po mojej stronie?
Do tej pory nie.
Głośno wołam, głośno krzyczę za siebie, za innych.
I jak grochem o ścianę.
Mało tego, prawda jest używana przeciwko nam — mówił o. Mogielski podczas mszy św.
Dominikanin nawiązał do afery wokół Jana Pawła II po emisji materiału "Bielmo. Franciszkańska 3" autorstwa dziennikarza Marcina Gutowskiego w TVN24.
Jana Pawła II o. Mogielski przyrównał do Lecha Wałęsy.
W 1992 r., w związku z wejściem w życie uchwały lustracyjnej, ujawniono, że Lech Wałęsa miał współpracować w przeszłości ze Służbą Bezpieczeństwa.
- "Jak Wałęsa, prezydent, okazało się, że ma w papierach trochę nabrużdżone, to już walce różnego rodzaju — i kościelne, i biskupie — zaczęły go rozjeżdżać, przekreślając cały dorobek, całego człowieka. Jak się pojawia problem z Janem Pawłem II, Karolem Wojtyłą, czy było, czy nie było, trzeba to sprawdzić. Otworzyć archiwa, spotkać się z ofiarami przede wszystkim, wysłuchać osób skrzywdzonych. A nie teraz krzyczeć: "to nieprawda, to nieprawda, precz z synagogi, nie chcemy tego widzieć, nie chcemy słyszeć". Do czego to prowadzi? Do tego, że ciemność ogarnęła Kościół" — zauważył duchowny.
O. Mogielski powiedział, że w Kościele pomija się ofiary, a wręcz "dodaje im cierpień", zamiast wysłuchać i otoczyć opieką. Duchowny wyznał, że "to nie jego Kościół".
— "Mój Kościół to Kościół chrystusowy, gdzie człowiek jest najważniejszy" — podkreślił dominikanin.
Duchowny poruszył także temat księży, którzy krzywdzili wiernych, jednak wystarczyło, że się wyspowiadali i "sprawa była załatwiona". Następnie przenoszono ich do innej parafii.
— Ktoś, kto krzywdzi dzieci, bo ma zrytą naturę, po spowiedzi będzie takim samym człowiekiem — mówił o. Mogielski. Dodał, że nie chodzi o tylko o to, by "przebaczyć grzechy" takiej osobie, ale by "naprawić jej człowieczeństwo" — po to, by ochronić kolejne osoby przed skrzywdzeniem.
— Jak można głosić Ewangelię, moralizować, ustawiać ludziom życie, gdy samemu jest się po stronie ciemności? — pytał duchowny.
Na koniec o. Mogielski, razem z wiernymi, pomodlił się o nawrócenie hierarchów kościelnych.
— "Za wszystkich skrzywdzonych, sponiewieranych w Kościele, za wszystkich, których głosu się nie słyszy, których rany się depcze, prośmy za odpowiedzialnych, za biskupów, o nawrócenie do Chrystusa, by nie używali władzy do własnych celów politycznych, biznesowych, a żeby stali na wysokości zadania jako dobrzy pasterze, którzy pasą owce, a nie siebie" — słyszmy na nagraniu na kanale "Dominikanie we Wrocławiu".
Duchowny podkreślił, że Kościół może być dla ludzi wiarygodny tylko wtedy, gdy będzie "piętnował zło" i nazywał je po imieniu. Osoba, która dopuściła się grzechu, ma przyznać się do winy, poczuć żal i poddać swój czyn refleksji. Skrzywdzeni mają natomiast "spotkać się z miłosierdziem", czyli m.in. empatią. Sprawca zła ma zaś zadośćuczynić ofiarom. Tylko przy takiej postawie Kościół może wyjść do ludzi z Ewangelią. W innym przypadku "niepoważne są te wszystkie górnolotne słowa, które mówią ludziom, jak mają żyć" — podkreślił o. Mogielski.
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/przejmujace-wyznanie-dominikanina-na-kazaniu-poruszyl-watek-jana-pawla-ii/vnlw5j7
Inne tematy w dziale Społeczeństwo