Ryba na wigilijnym stole? Dla nas to oczywistość. To tradycja, ale i przysmak. A świadczą o tym choćby produkty laureatów Godła „Teraz Polska”: znanej z przetwórstwa łososia firmy Suempol oraz firmy SEKO z Chojnic, której specjalnością są przetwory ze śledzi oraz smakowite dania z ryb opiekanych. Ryby to czasami jedyna dostępna żywność dla mieszkańców krajów rozwijających się. Dosłownie na wagę życia. Mamy z czego być dumni, bowiem polski eksport, przede wszystkim drobiu i ryb, nie tylko przynosi zyski polskim firmom, ale stanowi wkład w europejskie wysiłki na rzecz zapewnienia państwom Afryki bezpieczeństwa żywnościowego.
Trzysta milionów posiłków z polskich połowów
Polska jest na podium światowych eksporterów mięsa drobiowego; wyprzedzają nas tylko Brazylia i Stany Zjednoczone. Eksport polskiego drobiu do Afryki systematycznie rośnie. W ciągu pierwszych trzech kwartałów 2024 roku odnotowaliśmy wzrost o jedną czwartą w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego.
Ale i polskie rybołówstwo dalekomorskie, choć daleko mu do świetności sprzed kilku dekad, wnosi tu swój wkład. Corocznie 50-60 tys. ton ryb z polskich połowów dalekomorskich trafia do państw afrykańskich. To nawet 300 milionów posiłków. Dodać należy, czego nie są świadomi polscy konsumenci, przywykli do traktowania ryb jako towaru drogiego i niemalże luksusowego, że dla Afryki ryby stanowią najtańsze i najłatwiej dostępne źródło białka pochodzenia zwierzęcego.
Czy moglibyśmy łowić i dostarczać – na rynki afrykańskie i europejskie, w tym polski – więcej? Przecież jeszcze w końcu lat osiemdziesiątych zeszłego wieku ryby z połowów pozabałtyckich stanowiły 80% wszystkich polskich połowów, a obecnie proporcje się odwróciły. O tym rozmawiali uczestnicy debaty o bezpieczeństwie żywnościowym w kontekście rybołówstwa dalekomorskiego, która w miniony wtorek odbyła się w Warszawie, w Polskiej Agencji Prasowej. Wzięli w niej udział eksperci, politycy i dyplomaci.
Unijna polityka rybołówstwa: zwijanie zamiast rozwoju
- Bezpieczeństwo żywnościowe Polski i Europy zagrożone nie jest, natomiast mamy problem z zaopatrzeniem dużych regionów świata. Odpowiedzialność krajów bogatych, w tym także Polski, za wyżywienie tych ludzi nie będzie z nas zdjęta – zaznaczył były minister rolnictwa, poseł Marek Sawicki.
Parlament Europejski i Komisja Europejska wielokrotnie podkreślały znaczenie rybołówstwa dalekomorskiego w kontekście bezpieczeństwa żywnościowego świata. Niemniej, jak wskazał inny z uczestników wydarzenia, były minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk, polityka Unii Europejskiej to raczej kolejne ograniczenia, a nie szanse.
- Nikomu w Unii nie podoba się wspólna polityka europejska dotycząca rybołówstwa i jest powszechnie krytykowana. Mamy coraz większe ograniczenia, jeśli chodzi o połowy, a jedynym rozwiązaniem co do funkcjonowania tego sektora jest złomowanie i odchodzenie od produkcji – powiedział. Dodał, że konieczna jest zmiana w tym zakresie. Według niego Polska nie może sobie pozwolić, aby branża rybacka upadła.
Kurczą się łowiska, częściowo z powodów zaleceń naukowców, częściowo z powodów klimatycznych. Polska ocaliła swoje kwoty połowowe dzięki aktywności prywatnych firm zrzeszonych w Dalekomorskiej Organizacji Producentów Ryb. Czasy, gdy królował Dalmor, a Polska miała trzydzieści statków do połowów dalekomorskich, minęły bezpowrotnie.
Walczmy o kwoty dla Polski
A przecież, jak podkreślał podczas dyskusji Emil Remisz, reprezentujący wspomnianą organizację, ryby to nie tylko bezpieczeństwo żywnościowe dla krajów rozwijających się. To najbardziej ekologiczne źródło białka zwierzęcego, patrząc na skalę emisji CO2. I mądrze, odpowiedzialnie zarządzany zasób starczy dla każdego pokolenia.
Polska ma bogate tradycje związane z połowami dalekomorskimi, sięgające jeszcze dwudziestolecia międzywojennego. W 1931 roku powstała, istniejąca do wybuchu wojny, polsko-holenderska spółka zajmująca się tego typu połowami. Również po II wojnie światowej sektor ten przeżywał intensywny rozkwit – w 1975 roku złowiono 600 tys. ton ryb. Dziś to kilkakrotnie mniej.
Polskie rządy powinny walczyć o to, by kwoty połowowe dla Polski były możliwie najwyższe. A dzisiaj, przy wspomnianej tendencji „zwijania” jednych łowisk i poważnych ograniczeń na innych, oznacza to przede wszystkim walkę o to, aby ograniczenia dotknęły naszych armatorów w możliwie najmniejszym stopniu. Nie interesem tej czy innej firmy, ale interesem gospodarczym, żywnościowym i strategicznym Polski jest utrzymanie łowisk na Pacyfiku i Atlantyku. Kto wie, może kiedyś nie tylko dla Afryki, ale i dla nas okażą się one nie do przecenienia.
Krzysztof Przybył jest prezesem Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, znanej od ponad trzydziestu lat jako organizator konkursu „Teraz Polska”. W ramach tej inicjatywy wyróżniono setki polskich firm, oferujących najlepsze produkty i usługi, które dzięki swoim walorom jakościowym, technologicznym i użytkowym wyróżniają się na rynku oraz mogą być wzorem dla innych. Cel Fundacji to promocja dobrych, polskich marek, a jednocześnie przyczynianie się do wzmacniania marki Polska w Europie i na świecie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka