Dzień miał być spokojny - do rangi wydarzenia nr 1 urastało spotkanie "Solidarności" Służby Zdrowia w sprawie szpitali. Nagle do związkowców przyjechał minister Religa, 10 minut później wicepremier Lepper oznajmił, że prokurator go niszczy, potem dymisję złożył komendant Bieńkowski, wreszcie minister Ziobro zwołał media, by skontrować Leppera. Pogubiła się i moja fabryka: odwołała z Komendy Głównej kamerę i wóz transmisyjny, po czym zaproponowała, bym stamtąd zrobił lajfa, choć do dyspozycji miałem już tylko pana wartownika, jego budkę i szlaban.
Wcześniej, gdy między lajfami grzałem się w samochodzie, RMF doniosło w serwisie: Min. Kaczmarek przyznał, że jest zaskoczony rezygnacją komendanta. Ciekawe, czy szczerze - dodał prezenter. Przyznaje?? Gdy komendant odchodzi nazajutrz po zmianie ministra, główne pytanie brzmi, czy nowy minister tę rezygnację wymusił. Kaczmarek może więc twierdzić, że jest zaskoczony, a dziennikarz może - choć nie musi - wątpić w szczerość tego twierdzenia. Uwaga serwisanta w połączeniu z czasownikiem przyznać odbiera tej frazie jakikolwiek sens.
Dwie minuty później w tym samym serwisie RMF skarżyło się, że wg jakichś badań Polacy fatalnie mówią po polsku. Tuż po serwisie didżeje wraz ze Stanisławem Tymem biadolili zaś, iż polska publiczność kinowa nie rozumie gagów opartych o popularne błędy językowe. To dlatego uznałem, że w poprzednim akapicie spróbuję wyjaśnić, dlaczego news o Kaczmarku i komendancie uważam za absurdalny. W przeciwnym razie serwisant RMF - gdyby tu trafił - zapewne nie zrozumiałby, o czym jest ten post.
Inne tematy w dziale Polityka