2.4 mld zł to sporo nawet w skali budżetu państwa. Tyle zaś wynosi deficyt tegorocznego budżetu Warszawy, uchwalonego dziś przez radę miasta.Trudno oprzeć się porównaniom z drugim co do wielkości miastem Polski: Kraków planuje (debata budżetowa jeszcze w lesie) deficyt w kwocie... 20 mln zł czyli 120-krotnie niższy, zaś łączne zadłużenie ma sporo niższe niż tegoroczny deficyt Warszawy. Aczkolwiek 2 mld zł piechotą nie chodzi.
Polskie miasta zadłużają się ostatnio bardzo szybko. To głównie efekt programów UE: pozwalają na inwestycje inaczej będące poza zasięgiem, ale wymagają ogromnych wkładów własnych. Ma z tym problem budżet RP (vide inwestycje drogowe) – trudno, by nie miały go samorządy. Większość dużych miast zbliża się do granicy długu, którą ustawa określa na 60% przychodów. A kasa z Unii jeszcze się nie kończy i nie wykluczam nacisków na zmiany prawa.
Kontrast między Warszawą z jednej strony i resztą polskich metropolii z drugiej - to temat osobny. Suche doniesienia mediów pomijają istotę sprawy i może się zdawać, że wszyscy poza stolicą lepiej zarządzają kasą. Ja należę do maniaków - czytam miejskie budżety. Wynika z nich coś zupełnie odwrotnego: to, że prezydenci i radni poza Warszawą mają gigantyczne wsparcie, którego państwo polskie konsekwentnie odmawiało stolicy i zmienia to nastawienie bardzo powoli.
Tu przydałoby się parę liczb. A nawet parę tuzinów. Dziś sobie daruję. Dziś w s24 trwa licytacja, kto głośniej wrzeszczy. Nie staję w szranki. Nie tylko dlatego, że mam grypę.
Inne tematy w dziale Polityka