Mam wrażenie, że wciąż błądzimy we mgle. Rozmawiamy w s24 o ordynacji wyborczej – ale czy wiemy, o czym mowa? Znajomość podstawowych pojęć jest nikła. Swego czasu pisałem o tym wiele, ale chyba zbyt trudnym językiem. Dziś próbuję rozpocząć cykl pogadanek, w których jak ognia wystrzegać się będę arytmetyki. Tylko absolutne minimum.
Modne są JOWy, więc zacznę od... ich przeciwieństwa – ordynacji proporcjonalnej, dominującej dziś w Polsce. Obowiązuje w wyborach sejmowych, europejskich, do rad dużych gmin, powiatów i sejmików. Proporcjonalność oznacza, że w teorii dana lista (partia) może liczyć na taki udział procentowy w wybieranym ciele, jaki był jej udział w oddanych głosach.
Niestety nie istnieje ułamek posła czy radnego. Lista może dostać 23.45% głosów, ale zwykle nie się jej przyznać 23.45% mandatów bez ćwiartowania ludzi. Od 130 lat świat usiłuje sobie z tym poradzić. Wymyślił już tuziny metod "przeliczania głosów na mandaty". W tym poście nawet ich nie wymienię, przyjdzie na to czas. Dość, że żadna nie jest doskonała.
"Metoda przeliczania" to pierwszy, ale nie jedyny sposób "psucia proporcjonalności" w wyborach "proporcjonalnych". Drugi - to bardzo popularne na świecie progi wyborcze: sprawiają, że list, które dostały "za mało" głosów, nie bierze się pod uwagę przy podziale mandatów. A przecież chodzi o poparcie niezerowe, w Polsce idące często w setki tysięcy głosów.
Trzeci mechanizm to podział terenu na okręgi wyborcze, a przede wszystkim rozmiar okręgów: liczba mandatów przydzialana w każdym z nich. W następnych postach omowię działanie każdego z tych mechanizmów. Teraz zaś pytanie - ankieta: jak sądzicie, który z tych trzech mechanizmów najbardziej wypacza "proporcjonalność" wyborów?
Inne tematy w dziale Polityka