Są chwile w życiu człowieka, kiedy tenże, ulegając naciskowi woli i okoliczności, musi wyrzucić z siebie żal na świat. Blog to świetne miejsce: mam nadzieję, że prawie nikt tego nie przeczyta, ale złość z siebie wyrzucę. Złość nagromadzoną przez ponad 3 godziny, jakie spędziłem dziś za kółkiem - głównie tkwiąc w korkach, których mogłoby nie być. I nie chodzi tu ani o autostrady, ekspresówki czy schetynówki, ani o brak tychże.
Jechałem z Kabat do Sczypiorna pod Pomiechówkiem Wisłostradą. Wyruszyłem ok. 13.30 i zrazu szło nieźle. Przez całe miasto, aż do rogatek, czyli świateł na skrzyżowaniu Pułkowej z Muzealną. Korek na Wisłostradzie przed tymi światłami od strony miasta - dwukilometrowy, bo jakiś dureń uznał, że ma być sprawiedliwie: 35 sekund dla trasy Warszawa-Gdańsk i 35 sekund dla w sumie może 200-osobowej społeczności pobliskich zabudowań. Średnio z każdego zielonego "w poprzek" korzystał jeden samochód i jeden pieszy.
Następny, niewiele mniejszy korek - przez całe Łomianki, trochę dzięki niemal równie genialnemu ustawieniu świateł w Kiełpinie. Byłby jednak dużo mniejszy lub wręcz nie byłoby go wcale, gdyby szanowni państwo kierowcy umieli ruszać. Gdy przepustowość na jednym pasie ruchu jest grubo poniżej jednego samochodu na sekundę, nawet sześciopasmówka nie pomoże.
Jednak tpo nie korki wprawiły mnie w całkiem nieświąteczną złość. Dawno zaiste nie miałem okazji, by tak długo słuchać radia. Skakałem po kanałach od Zetki przez RMF, Eskę, Józefa, Trójkę i co tam jeszcze Krajowa Rada dała - i z ogromną ulgą puściłem sobie w domu, z neta, zwykłą kolędę. Folkrockowych przeróbek mam dość na pięciolatkę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości