Ostatnio widziałem ją w nocy z 12 na 13 grudnia. Stała z trudem, okaleczona kiedyś trwale - ale stała. Dla mnie od zawsze, bo nie przypominam sobie czasów, gdy jej jeszcze nie było. Dokładniej - jesteśmy równolatkami. A raczej byliśmy. Przyszło mi bowiem dożyć czasów, gdy jej już nie ma.
Warszawska skocznia narciarska. Igelitowa, 30-metrowa (K-38 wg dzisiejszej nomenklatury). Spędziłęm tu kawał życia, choć w odróżnieniu od np. Krzyśka Siemieńskiego nigdy nie byłem skoczkiem. Nigdy nie zjechałem nawet od jej progu.
Byłem "alpejczykiem", co w Warszawie brzmieć może jak partyzant z wyciętego lasu. Warszawski Klub Narciarski tu miał swoją siedzibę. Tu otwieraliśmy i zamykaliśmy każdy sezon, tu odbywały się aukcje używanego sprzętu, tu zaczynał się i kończył doroczny bieg przełajowy będący kwalifikacją na zimowe obozy. Bieg, który musiałem wygrać.
Jako narciarz wypadłem z obiegu w połowie dekady Gierka. Za karę, za zmianę priorytetów, za rzut oka na azymuty - los ukarał mnie awarią kolan. WKN wypadł z obiegu nieco później, choć podobno istnieje do dziś. Skocznia przegrała z demokracją: w 1989 nie można już było nakazać po linii partyjnej podpisania papierka, że nadaje się do użytku.
21 lat stała, rozsypując się i spoglądając, jak pod jej bokiem spokojnie i w luksusach dożywa swoich dni generał Jaruzelski. Od paru, może dziesięciu lat była już pozbawiona górnej części rozbiegu. Dziś, ponoć z powodu groźby zupełnego zawalenia się, zniknęła - rozebrano wieżę i dolną część rozbiegu. Wybieg ma zniknąć po Świętach, ale wybieg to nie skocznia.
Nie, nie liczyłem, że WOSiR wyremontuje skocznię, że HGW postawi na narty w Warszawie. Nie jestem też zwolennikiem utrzymywania kosztownych pomników czegokolwiek. Niemniej smutno.
PS. Budzyk wyguglał nieco obrazków. Już historycznych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości