Jeszcze jesteśmy w Gdańku, w Stoczni, na Blog Forum - oglądamy zajawki filmu "Blogersi", o którym więcej pisze gw1990 vel Grzegorz Szech ("dobrze, że nie Szechter" - żachnął się). Ja porządkuję w głowie to, co widziałem i słyszałem. W spójną całość się na razie nie zbiera i pewnie już nie zbierze, ale na pewno czegoś się dowiedziałem.
Wbrew pozorom blogi zaistniały w świadomości biznesu, ludzi od PR, naukowców wreszcie. Także w Polsce. Najlepiej czują sprawę PR-owcy: w lot pojęli potęgę blogów jako medium, którego "oglądalność" jest mniej istotna - liczy się domniemanie wiarygodności. Bloger, anonimowy czy piszący pod nazwiskiem, pozostaje "szarym Polakiem", a to sprawia, że moc przekazu jest bez porównania większa niż w przypadku klasycznej czy ukrytej reklamy, a nawet filmowo-telewizyjnego "product placement". Ile dałby producent margaryny za delikatną sugestię blogerki kulinarnej, że chwyta właśnie za opakowanie tegp czy innego "mixa"?
PR, marketing, dział reklamy - to jednak elementy machiny. Polski biznes na szczeblu najwyższego manadżmentu jeszcze nie wydaje się wiedzieć, czy chce zaatakować nasz sektor. Przede wszystkim jednak "my" nie wiemy, czy chcemy stać się przedmiotem takiego "ataku". Nie mam oczywiście na myśli s24, bo tu dominuje tematyka, na której zarobić raczej nie sposób i wypromować cokolwiek trudno. Ale "niepolityczni" blogerzy w Gdańsku operowali ogólnikami i kwantyfikatorami moralnej natury: godzi się to czy nie? Nikt nie postawił sobie pytania: JAK skomercjalizować bloga? A wszak od tego zależeć może decyzja, CZY to zrobić.
Uwagu te nie dotyczą oczywiście grupy, która już na swych blogach zarabia. Jedni z tego żyją, inni tylko dorabiają. Z Gdańska wyjeżdżam bogatszy o świadomość, że i w Polsce grupa ta, choć niezbyt liczna, nie jest już pomijalna. Bloguję od ponad czterech lat, praktycznie bezrobotny jestem od sześciu, chwilami chodzą mi po głowie "komercyjne" myśli. Natychmiast jednak gasną, bo jako się rzekło, na politycznym blogu nie zarobię na pewno, a zahamowania etycznej natury mam. Słusznie czy nie - grunt, że mam.
Na koniec słowo o politykach. Był tu jeden: prezydent Gdańska i "bloger" Paweł Adamowicz. Wygłisił słówko wstępne w sobotę w południe i zniknął. Nie twierdzę, że miał tu siedzień dzień cały. Mógł jednak zostać choć kwadrans, pozostawiając wrażenie neutralne. Wykonał zaś gest pt. "mam was gdzieś". Czyli to, co polscy politycy robią często i w życiu, i na swoich blogach.
Inne tematy w dziale Kultura