Znów dwa równoległe panele. Jeden o blogach firmowych, drugi - o "lajfstajlowych", "kuchennych", "szafowych". Wybieram - to oczywista oczywistość - to drugie. "Szafowe" to blogi o ciuchach - teraz już wiem :) Dominują blogerki kulinarne, ale nie wymieniają się przepisami. W każdym razie nie na zupę lub sałatkę. Na klikalność - owszem. Koncentrują się na rozmowie, gdzie umieścić linki, by było to najskuteczniejsze: facebook czy twitter? A może linki u innych blogerów, do których serc uda się trafić poprzez ich potrzebę przeczytania czegoś fajnego, lub przez żołądek?
Z mojego punktu widzenia - istoty rzeczy nie dotknęły. Jak właściwie pisać, by blog był popularny w tych kategoriach, które w s24 są niemal niepojęte? Jak sprawić, by było ciekawie, ale bez przerysowywania opnii, by było po prostu sympatycznie? Czy wystarczy pasja, umiejętność pisania i wytrwałość? Pięknie by to było, ale ewidentnie tak nie jest. Są blogi całkiem niepolityczne i zdałoby się niekntrowersyjne, na których trwają walki frakcyjne o natężeniu wojennym. Są blogi ciekawe, spokojne i treściwe, których nie czyta nikt.
Chciałem zabrać głos, wspomnieć czasy, gdy istniała w sieci prawdziwa społeczność. Znająca się, tworząca treść, wolna od wojen. Zaledwie 10 lat temu, za szczytowej popularności usenetowych grup niusowych. Były też polityczne i tam, owszem, krew się lała, a bany sypały. Ale były też, a raczej przede wszystkim takie, jak pl.soc.dzieci, gdzie pocieszałem młode i świezo porzucone przez swych mężczyzn matki, że samotne wychowywanie dzieci też może być piękne.
Chciałem, lecz nagle uświadomiłem sobie, że musiałbym najpierw wyjaśnić, czym były niusgrupy, IRC - dla większości forumowiczów i nawet panelistów równie odległe, jak wojny szwedzkie. Mój wtręt mial być zresztą ad vocem, ale dyskusja szybko pomknęła w inną stronę. I nagle dotknęła sprawy istotnej dla Internetu: blogerki kulinarne poskarżyły sie, że trudno opisać smak i zapach.
Od dawna twierdzę, że fortunę zbije ten, kto wdroży na rynek tani odbiornik zapachów i smaków. Są już prototypy generatorów, ale drogie i duże, a chodzi o mały gadżet wpinany w USB, by móc odebrać i odczuć transmisję, posmakować... "I będziesz miał latryny.com", podsumował Rybitzky.
Inne tematy w dziale Kultura