VaGla zmienił role. Przed znakomitym skądinąd lunchem (kotlet mielony z łososia ;) dał wykład o blogerskiej wolności i jej granicach, teraz prowadzi dyskusję na ten temat. Troje panelistów dzieli mnóstwo. Oto Arzu Geybullayeva, której władze azerskie dały odczuć namacalnie, co myślą o pisaniu tego, co sięmysli. Azerka deklaruje, że reklamy nigdy nie zamieściła i nie zamieści. Jest Olgierd Rudak, poniekąd konkurent VaGli, bo pisze o prawie i polityce - mający ten sam co Arzu stosunek do reklam. I jest Kominek - mówiący otwarcie, że dziś bloguje dla pieniędzy, z bloga żyje i nie widzi nic złego w zachwalaniu produktów,które "zna i lubi".
Jasne, gdzie leżą moje sympatie. Nie tylko dlatego, że Arzu to śliczna dziewczyna o równie pięknej angielszczyźnie. Widać też - w zadanym przeze mnie pytaniu - który z panelistów nie budzi mojej szczególnej sympatii. Nie godzę się na pewno z tezą Kominka, iz blogerem jest każdy, kto się za blogera uważa. Ale też nie sądzę, by sprzedanie kawałka przestrzeni swego bloga na cele reklamowe - gdy jest to wyraźnie oddzielone od treści blogerskich - było godne potępienia.
Na pewno nie odbieram Kominkowi prawa bycia blogerem i uważania się za blogera. Popularnośc jego bloga coś mówi, a czytelników wabią przecież nie reklamy, lecz to, co i jak pisze autor. Zarazem nie zazdroszczę. To zaś uczucie nie jest mi całkiem obce, gdy myślę o Arzu i tym, co ona robi w Azerbejdżanie, a co my mamy już za soba. I dobrze, i szkoda.
PS. Linki dodam, ale chwilowo jestem lekko wkurzony, bo ktoś wykopał z kontaktu jedną wtyczkę i nagle w całym sektorze sali padło WiFi, LAN - oraz 220 Voltów. ** 16.05 - dodałem.
Inne tematy w dziale Kultura