Dzisiejsza "Rzeczpospolita" donosi, że rząd skorygował kwotę rekompensat przyznanych Kościołowi przez Komisję Majątkową w latach 1990-2010. Rzecz bez znaczenia, bo kwota rekompensat w gotówce to ułamek wartości gruntów zwróconych w naturze. Na tle doniesień o korupcji w Komisji i decyzji rządu o likwidacji Komisji trwa spór, czy to jakaś "nowa wojna z Kościołem". Spór absurdalny, bo politycy i media mają prawo spierać się o zasadność decyzji Komisji Majątkowej, podejmowanych wszak na koszt podatników. W demokracji to oczywiste, a kwestionujący to prawo i krzyczący o "wojnie z Kościołem" mają klapki na oczach.
Rzecz w tym, by spór ten prowadzić bez ideologicznych klapek, które widać też po drugiej stronie; by nie domagać się nierealnego, nie wylewać dziecka z kąpielą. Z lewej strony pada argument, że Kościół często w sposób prawnie lub moralnie wątpliwy wchodził w przeszłości w posiadanie swoich gruntów, więc teraz trzeba zweryfikować, co Komisja Majątkowa oddała słusznie, co zaś - nie. Z częścią pierwszą się w zasadzie zgadzam: różnie z gruntami kościelnymi bywało - ale spór ten może mieć wymiar wyłącznie historyczny. Kto dziś wzywa do weryfikacji praw własności nabytych przed 1939, ten otwiera już nie puszkę, lecz kontener Pandory.
Spory o ziemię są nieco starsze niż Kościół. Circa pięciokrotnie. Wywodzą się wszak z neolitu, bo mniemamy, że wtedy homo sapiens zaczął prowadzić osiadły tryb życia. Ile praw własności nabyto przez ten czas niezgodnie z ówczesnym prawem albo wbrew ówczesnym lub dzisiejszym zasadom etyki? Kto miałby to dziś badać, oceniać, rozstrzygać? Tak, wezwanie do weryfikacji decyzji Komisji Majątkowej en masse to sposób na uniemożliwienie jakiejkolwiek reprywatyzacji. Mogę sobie wyobrazić sprawy sądowe w nielicznych przypadkach, w których prokuratura stwierdzi naruszenie prawa na etapie decyzji Komisji Majątkowej. I nic więcej.
Podstawą do zwrotu majątku musi być stan posiadania bezpośrednio przed wywłaszczeniem, bez względu na to, który okupant tego dokonał: niemiecki, sowiecki, czy PKWN-owski. Dotyczyć to powinno i nieruchomości Kościoła, i wszelkiej reprywatyzacji. Nikt dziś nie może rozstrzygać, czy dziadek Abackiego w 1938 po pijaku przegrał majątek w karty z prababką Babackich, która na dodatek oszukiwała i wyciągała asy z rękawa.
Przy okazji pada też często zarzut, że po 1989 Kościół jest uprzywilejowany. To prawda: Komisja Majątkowa pracowała wydajnie za wszystkich rządów od 1989 po dzień dzisiejszy, Kościół nigdy się nie skarżył - także wtedy, gdy przy władzy był SLD. Wszystkie owe rządy były zarazem zbyt tchórzliwe, by doprowadzić do wejścia w życie ustawy o reprywatyzacji powszechnej. Gdy nawet zdołał ją uchwalić Sejm, weto prezydenta odebrało rządzącym wolę walki. Brak reprywatyzacji to jeden z większych skandali III RP. Ale to też nie argument, by kwestionować decyzje Komisji Majątkowej. Źle się stało, że Kościół potraktowany został w sposób wyjątkowy, źle, że dziś rząd nie ma nawet danych, ile ziemi łącznie oddano Kościołowi - ale już się stało.
Kościół i jego zwolennicy muszą przyjąć do wiadomości, że dyskusja o przywilejach, jakie przyznaje Kościołowi państwo, to jeszcze nie atak na Kościół ani tym bardziej na wiarę. Lewica musi uznać, że renacjonalizacji nie będzie - ani w tej sferze, ani w żadnej innej.
Inne tematy w dziale Polityka