Furda VAT, furda podatek od banków. Obie telewizje informacyjne poświęcają cały dzień obradom stołecznych radnych. Przez trzy godziny transmitowały je na żywo. Pani prezydent skorzystała z okazji, by ogłosić, że krzyż pod pałacem nie jest ani na jotę sprawą miasta, bo stoi na terenie kancelarii prezydenta RP. Warszawie sprawia tylko kłopot, bo ochrona na Krakowskim Przedmieściu kosztowała dotąd 3 mln zł.
To nowa odsłona spychotechniki - ktokolwiek mógłby być podejrzewany o posiadanie choć cienia kompetencji rozwiązania problemu, ogłosił już: "To nie ja, to kolega". Kancelaria prezydenta najpierw sięgnęła po harcerzy i warszawską kurię, chcąc zrzucić z siebie odpowiedzialność. Potem znalazła nowego "kolegę" - konserwatora zabytków, zaś całkiem niedawno oświadczyła, że rzecz leży w gestii miasta.
Teraz miasto się odwinęło. W międzyczasie spychotechnikę zastosowali biskupi - najpierw na szczeblu diecezji, poterm - Prezydium Episkopatu, wreszcie - konferencji biskupów diecezjalnych. To też nie ich sprawa. Wszyscy apelują do siebie nazwajem - o odpowiedzialność, ostrożność i delikatność, o szacunek dla ofiar i dla symboli. Nie ma tylko chętnych, by cokolwiek zaproponować i jawnie się pod tym podpisać.
O, przepraszam, są - obrońcy krzyża. Z tymi problem jest odwrotny: kilkadziesiąt osób, które nie mówią o sobie inaczej niż "miliony Polaków". Oni wiedzą dokładnie, co ma stanąć i gdzie. Przynajmniej dopóty, dopóki ktoś się na to nie zgodzi. Bo cóż wtedy zrobią - pójdą do domów?
Na polskim "Titanicu" nie trzeba angażować orkiestry. Nie brak społeczników, którzy podejmą się tej roli. A dług publiczny? Niech rośnie. To też "nie nasza sprawa". Dla wszystkich.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo