Rostowski tokuje w Sejmie. Po swojemu, trochę niegramatycznie, mocno propagandowo. Uśmiałem się setnie słysząc, że rząd Tuska wprowadził w sferze finansów publicznych "pięć wielkich reform". Wprowadził jedną, i to tylko częściowo - przeforsował okrojone pomostówki. Rostowski do "wielkich reform" zaliczył okasowanie fiskalne prawników i lekarzy. Naprawdę niezły dowcip.
Ogólnie wszakże wesoło nie jest. Dwa dni temu czytałem wywiad Michała Boniego dla "Wyborczej". Zawierał tezy: 1. podwyżka podatków to za mało, niezbędne są ostre cięcia po stronie wydatków budżetu; 2. zatem podwyżka VATu dzisiaj to... "najlepsze rozwiązanie", bo oznacza, że Polska "kupuje trzy lata" stabilności finansów.
Od biedy móglbym przyjąć, że sytuacja jest trudna, więc zważywszy, że cięcia oznaczają często początkowy wzrost wydatków - trzeba podwyższyć podatki, by umożliwić reformy. Ale, do cholery, trzeba przedstawić plan reform, co, kiedy, jak! U Boniego zaś - ani słowa.
Minister Jacek Vincent Rostowski to wszystko naprawił. Oszczędnościom w wydatkach poświęcił wprawdzie jedno tylko, wybitnie krótkie, bo liczące cztery słowa - ale jakże dobitne zdanie:
I te reformy będą.
Zapytany zaś o dzisiejszy stan finansów państwa - to wszak tytuł punktu porządku obrad, w którym się wypowiadał - odpowiedział jeszcze zwięźlej: mofnet.gov.pl.
Z "Titanicami" jest tak, że komuś może sprawiać radość słuchanie grającej w najlepsze orkiestry, która jeszcze zagłusza odgłos wlewającej się przez pokład wody. Ten ktoś zapewne dobrowolnie kupił bilet na tę podróż. Ja się jednak na tym "Titanicu" urodziłem. Wysiadać nie zamierzam, ale chciałbym, by ktoś zaczął wylewać wodę.
Inne tematy w dziale Gospodarka