Po dzisiejszych enuncjacjach Halickiego i Tomczykiewicza podwyżka podstawowej stawki VATu o punkt, na trzy lata, wydaje się niemal przesądzona. Jeśli rząd to istotniezaproponuje, a PO i PSL w Sejmie uchwalą teraz, przed nadchodzącymi wyborami - to zaiste zasłużą na jeden komplement: że nie brak im odwagi.
Ale gdy wniknąć nieco głębiej, nawet ten komplement okazuje się waŧpliwy. Jeśli istotnie "coś" z budżetem zrobić trzeba - a nie wątpię, że tak jest - to pytanie, co jest łatwiejsze i bezpieczniejsze:
- przejściowo (bo wszak podwyżka VATu spowolni gospodarkę) zwiększyć dochody i je przejeść
- czy trwale zmniejszyć wydatki?
Niestety - to pierwsze. PO zapewne sobie to obliczyła. Polacy jednopunktową podwyżkę VAT, na dodatek taką, która nie obejmie żywności - zrazu przeklną, ale z czasem przełkną. Do wyborów parlamentarnych większość zapomni lub uzna, że wciąż daje się żyć. Pomimo, że uderzy to we wszystkich, co do jednego, bo wszak nawet bezdomny kloszard czasem coś zarobi lub wyżebrze - i wyda w sklepie.
Na tle najkosztowniejszych dla budżetu przywilejów emerytalnych Polacy są zaś czuli, jakby o niepodległość chodziło. Spawacz, tkaczka i urzędnik będą bronić przywilejw górniczych, wszyscy gotowi są umierać za prawo wcześniejszego przejścia na emeryturę - odpychając od siebie świadomość, że sami za to płacą. PO zaś mały kawałek tematu załatwiła w cząstkowej ustawie o emeryturach pomostowych i uznała, że wystarczy.
Jakąś tam odwagę PO wszakże wykazuje, bo mogłaby nie zrobić nic. Najwyraźniej jednak Platforma liczy się z tym, że może wygrać kolejne wybory. No i zaprawdę nie będzie już na kogo zwalać. Zatem wymyślili podwyżkę VATu, która da jakieś 4 mld zł rocznie. Czyli niczego na dłuższą metę nie załatwi, ale odwlecze nieco katastrofę budżetową.
Powodzenia w tej piaskownicy, panie i panowie "liberałowie".
Inne tematy w dziale Gospodarka