Wczoraj, z racji obowiązków służbowych znalazłem się w śródmieściu Warszawy, w związku z czym widziałem z bliska demonstracje w obronie "wolnych mediów" zamienioną w wiec wyborczy Jarosława Kaczyńskiego i Ewy Stankiewicz. Widziałem te kilkaset, a może nawet kilka tysięcy soób, twarze pełne nienawiści, a zarazem zagubienia tych starszych osób, większości zapewne pierwszy raz w Warszzaiwe, może nawet - pierwszy raz w dużym mieście. Anonimowi w swej masie, jak kibole.
Tylko ostrym słowom premiera Donalda Tuska zawdzięczamy, że nie doszło wczoraj w Warszawie do rozlewu krwi. Przecież ci ludzie nie mają nic do stracenia. Dzieci i wnuki dawno odchowane, pozostaje nuda marnej emerytury w małej wiosce czy miasteczku. Teraz nagle kilku politycznych szaleńców daje im niespoedziewanie dodatkowe pięć minut. Więc krzyczą te straszne słowa o "zdradzie", o "hańbie", rzekomych "podwyżkach". Skąd się to bierze? Może z żalu, że kraj rozwija się najpełniej, rozkwita najpiękniej, gdy oni schodzą już z tego boiska... Staram się jakoś tych ludzi zrozumieć i inaczej, niż tym żalem, tego wyjaśnić sobie nie umiem. Jakby nie rozumieli, że przecież ich dzieci, ich wnuki, korzystają w pełni z tego rozwoju, z tej wielkiej, histiorycznej szansy, jaka daje nam koniunktura połączona z rządem najwybitniejszych specjalistów?
Na szczęście wszystko prebioegło w miarę - nie licząc nienawistnych pokrzykiwań Kacayńskiego Stankiewicz i kilku księży - spokojnie. Ot, pokrzyczało sobie kilkuset emerytów, za ansze pieniadze zresztą. Niepozwólmy, by ich zawiść i frustracja były zaraźliwe. Polacy niestety mają skłonność do narzekania. Nawet wtedy, gdy nie ma specjalnie na co narzekać. Na szczęście większość społeczeństwa nauczyło się już odpowiedzialności i się na te histerie nie nabiera
Inne tematy w dziale Polityka