Przez cały czas tragadii smoleńskiej a teraz powodzi premier Tusk zachowywał się przyzwoicie, jak na premiera przystało. Po jego zachowaniu było widać, że tragedia była także dla niego tragedią. W czasie powodzi nie popełnił błędu W. Cimoszewicza. Wił się jak w ukropie, starał się być w jak największej ilości zalanych miejsc, oczywiście wcześniej była tam telewizja. Powodzianom zapowiedział sensowną pomoc. Wydawało się, że bezpośrednio w wybory nie będzie sią angażował. Od tego są inni. On będzie mężem stanu - ponad tym wszystkim.
Jego ludzie prowokowali J. Kaczyńskiego na różne sposoby. Kaczyński sprowokować się nie dał. Grzegorz Schetyna przysięgał na konferencjach prasowych, że Kaczyński to naprawdę łobuz, teraz w owczej skórze. Niewiele to dawało. Portale internetowe przedrukowywały pisaninę J. Palikota o tym, że Kaczyński się nie zmienił, że w dalszym ciągu jest draniem i łobuzem i można jemu Palikotowu wierzyć na słowo. Czas jest sojusznikiem Kaczyńskiego. Sztabowcy Komorowskiego zdali sobie z tego sprawę i z tego, że Komorowski nie wygra w I turze. A w II może być bardzo różnie. Dlatego dzisiejsza akcja D. Tuska. To ostatnia deska ratunku B. Komorowskiego.
Premier ogłosił mocą swojego autorytetu, że jednak Kaczyński wiezie się na tragedii smoleńskiej i powodziowej, że telewizja publiczna jest Pisowska, a jedynym godnym urzędu prezydenta jest B. Komorowski. Strategia to bardzo ryzykowna, bo jeżeli Kacvzyński wygra, to osłabiony Tusk nie poprowadzi już tak pewnie PO do zwycięstw parlamentarnych. Rozpoczęła się ciekawa rozgrywka. Prowokowali Kaczyńskiego, a z nerwów wyprowadzili Tuska.
Mieszkam we Wrocławiu. Bywało, że malowałem krasnale na murach w stanie wojennym. Taki mój wkład w upadek komuny. ha ha
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka