Moja mama jest z moherów. Jest starzą panią, chadzającą do kościoła, słuchającą Radia Maryja. Nasłuchała się wielu kpinek i docinek o swojej "ciemnocie", także od wnuków. No może nie wprost, ale docinek było sporo, "co tam babciu powiedziało Radyjo" - to jedno z genialnych zaczepek młodzieży. Jej młodsza sąsiadka zawsze mawiała, nie ważne co mama powiedziała, że opinia ojca dyrektora jej nie ineresuje. Mama zawsze z siostrą, która z nią mieszka chodziła na wybory, oczywiście w wolnej Polsce.
Idąc na grób Ojca, a jakże z siostrą, mama zawsze nosi ze sobą torebkę ze wszystkimi klamotami, także dowodem, wpisała się na listę poparcia Jarosława Kaczyńskiego. Siostra nie bo nie miała dowodu. Podpisy zbierano 100 m. od kościoła. Oczywiście miejsce zbierania podpsów może się niektórym nie podobać, ale mama nigdzie nie chodzi - poza kościołem, cmentarzem i ogródkiem. Na szczęście nikt nie nawoływał żeby zabrać jej dowod. Nikt się z niej nie śmiał, że podpisuje listę na faszyzm. Dziś została niezwykle doceniona, gdy dowiedziała się, że jej głos jest jednym z 1650 000, złożonych na kandydata PiSu. Kiedy ją odwiedziłem i przyznałm się nie miałem okazji się podpisać, zostałem zbesztany. Nie pomogły tłumaczenia, że oczywiście zagłosuję. Dziś mama, u kresu swojego życia, jest górą i rozdaje wszystkim szturchańce.
Dzięki panu p. Jarosławie, mohery wracają do żyjących i pełnoartościowych obywateli. Jeszcze raz dzięki.
Mieszkam we Wrocławiu. Bywało, że malowałem krasnale na murach w stanie wojennym. Taki mój wkład w upadek komuny. ha ha
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka