Jestem coraz większym zwolennikiem pobożności ludowej. Od kiedy kupiłem rozlatującą się hacjendę na wsi i spędzamy tu wszystkie wolne dni, ta pobożność otwiera przede mną nowe patrzenie na moją religijność. Na dodatek jestem zachwycony wiejskimi, zdroworozsądkowymi księżmi.
W czasie żałoby narodowej w moim nowym kościele pięknie się modliliśmy za tragicznie zmarłych, bez żadnego patosu i bez decyzji z góry. Ot taka potrzeba serca. W czasie majowych świąt, usłyszałem bardzo przystępne kazanie o Królowej Polski i dlaczego jesteśmy my Polacy tacy „maryjni”. Usłyszałem co to znaczy, że rządzenie to służba krajowi, ale przede wszystkim najsłabszym. Niby to oczywiste, ale jakoś naturalniej to tu brzmi. Żadnej agitacji (już środki przekazu śledzą, który proboszcz jest za, a który przeciw). Po wyjściu z kościoła, miałem dziwne wrażenie, że sondaże wyborcze są mocno naciągane. Tak mi się wydawało, podsłuchując ludzi.
Kiedy rozmawiałem z miejscowym proboszczem, moim rówieśnikiem o wyborach powiedział mi, że zadaniem Kościoła jest kształtowanie sumień, a nie wskazywanie na kogo. Wtedy ludzie będą wiedzieli na kogo głosować. Coraz bardziej jestem przekonany, że Kościół to nie tylko biskupi, których nie zawsze potrafię zrozumieć, ale oczywiście my wszyscy i wspaniali wiejscy księża, kształtujący sumienia – wbrew propagandzie, wbrew mędrkom tego świata. A to wierzcie mi, jeszcze naprawdę duża siła
Mieszkam we Wrocławiu. Bywało, że malowałem krasnale na murach w stanie wojennym. Taki mój wkład w upadek komuny. ha ha
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka