Wrocław ma rondo im. Rotmistrza Pileckiego. Można powiedzieć, no wreszcie – najwyższy czas. Ale sprawa nie jest taka oczywista. Dlaczego? Ano dlatego, że za bardzo nie było tutaj zgody Rady Miejskiej. Nie, że bohater był zły i na ulicę, czy też rondo nie zasługiwał. Broń Boże. Ale mam dziwne wrażenie, że po raz kolejny niektórzy radni chcieli się trochę pobawić politycznie. Ot była okazja coś wygrać i ugrać. Może nie rondo, ale skwer, może nie skwer ale podwórko, albo chociaż jakaś piaskownica. Oczywiście żartuję.
Mój śp. Ojciec - żołnierz AK, bardzo często chodził na cmentarz osobowicki i zapalał świeczki na bezimiennych grobach twierdząc, że leżą tam zakatowani żołnierze AK i WiNu. Miał rację z tym, że mógł się czasami pomylić, bo byli tam pochowani, też bezimiennie, różnej maści kryminaliści, którzy dostali czapę w czasach PRL. Ale był człowiekiem niezwykle odważnym i nawet jak było to zakazane – chodził.
Historia rotmistrza Pileckiego uświadamia mi, jak trudna jest nasza historia. Nie ma problemu, żeby w Toruniu nazwać ulicę (pomimo związanych z tym trudności finansowych) im. jakiegoś żyjącego żużlowca (nawet najwybitniejszego). Nie ma problemu, że w wielu miastach swoje ulice mają „bolszewiccy bohaterowie” (Świerczewski, Janek Krasicki itd.), ale jak trudno uzmysłowić i obywatelom i politykom i samorządowcom, prawdziwą historię. Kto jest bohaterem a kto szmatą, kto patriotą, a kto zdrajcą.
Mieszkam we Wrocławiu. Bywało, że malowałem krasnale na murach w stanie wojennym. Taki mój wkład w upadek komuny. ha ha
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka