Kilkanaście dni spędziłem w związku z pracą na dolnośląskiej wsi. W Wielki Piątek po liturgii w tutejszym kościele, byłem niechcący świadkiem takiej sceny. Do ok. 50-letniego księdza podeszła młoda dziewczyna i ze łzami w oczach prosiła o pomoc medyczną dla swojego dziecka. Ksiądz powiedział; chodź na plebanię spróbujemy podzwonić. Ona się natychmiast uspokoiła. Była pewna, że sprawa załatwiona. Dlaczego o tym piszę?
Otóż wszyscy zastanawiamy się jak mogła się wydarzyć sprawa K. Olewnika, czy Policja jest na usługach mafii itd. Cóż zaobserwowałem i o czym rozmawiałem na tejże wiosce – dosyć dużej.
Prowincja to nie metropolia. Władza centralna praktycznie tu nie sięga. Rządzą miejscowi „samorządowy”, którzy załatwiają różne interesy. Na różnych spotkaniach i przyjęciach bywają miejscowi notable; wójt, burmistrz, naczelnik policji, dyrektor szpitala, prokurator itp. Oczywiście wszystko jest w porządku. Takie lokalne uroczystości. Ale towarzystwo jest zblatowane. Kółko wzajemnej adoracji.
Kiedy starsza kobieta, która nie ma rodziny, a więc i pomocy idzie do urzędu, jest intruzem „co tu napisała, to źle, trzeba poprawić”. Kiedy idzie do lekarza, ten zastanawia się czy warto ją leczyć. Policja przyjeżdża na włam i co. Mała szkodliwość społeczna. W tej wiosce było już kilkanaście podpaleń, w tym kilka groźnych. Zero zainteresowania policji. Wszystkie sprawy umorzone. Ludzie są bezradni i pogodzeni z sytuacją. Za komuny szli do I sekretarza i to czasami pomogło. A tutaj. Bardzo często miejscowy proboszcz jest dla nich ostatnią deską ratunku. Pod warunkiem, że nie jest zblatowany z tym towarzystwem. Zapraszany jest na wszystkie gminne imprezy, ale ludzie wyczują czy jest z parafianami, czy już z tamtymi. Proboszcz zadzwoni, załatwi, pokieruje. Ja tego doświadczyłem
Wydawało mi się, że seriale Rancho, Plebania, Ojciec Mateusz, przesadzają z rolą księdza w takich społecznościach. Ale chyba nie i jeszcze długo nie.
Ubolewać tylko można, że niektórzy księża jednak są już „władzowi”. Może dla blichtru, może coś próbują załatwić na parafię, może to im imponuje. Wtedy naprawdę ludzie nie mają na wsi już żadnej pomocy i wsparcia, a ksiądz przestaje być ich „Ojcem”. Myślę jednak, że wielu z księży tej pokusie się oparło i w dalszym ciągu są, jak mówią tutejsi „nasi”. Chociaż frekwencja na mszach niedzielnych wynosi tutaj ok. 25%, to jednak szacunek dla tutejszego plebana jest w dalszym ciągu bardzo duży.
Mieszkam we Wrocławiu. Bywało, że malowałem krasnale na murach w stanie wojennym. Taki mój wkład w upadek komuny. ha ha
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka