Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
112
BLOG

Sutowski: Prada-Meinhof

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Kultura Obserwuj notkę 10

40-lecie rewolty roku 1968 w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w Niemczech przyniosło prawdziwy wysyp rozliczeniowych debat, publikacji, wspomnień, książek nowych i wznowionych. Do bestsellerów należało wznowienie nieprzetłumaczonej dotąd na polski legendarnej pozycji Stefana Austa, wieloletniego redaktora naczelnego tygodnika „Der Spiegel” – Baader-Meinhof Komplex. Sukces odniosła także ekranizacja książki. Film Uli Edela, w Polsce pod tytułem Baader-Meinhof, ściągnął do niemieckich kin prawie trzy miliony widzów - i na nowo rozgrzał spory o miejsce Frakcji Czerwonej Armii i Niemieckiej Jesieni w zachodniej historii najnowszej. W RFN terroryści dawno już stali się ikoną popkultury. Ktoś ukuł nawet termin „Prada-Meinhof” na określenie gałęzi przemysłu rozrywkowego i mody, którego inspirację stanowią symbole związane z legendą RAF. Oprócz tego powstało jednak sporo profesjonalnych opracowań i analiz fenomenu, w tym – poza paszkwilem Bettiny Röhl, córki Ulrike Meinhof, wydanym w Polsce pt. Zabawa w komunizm  – prace rzetelne i uczciwe, choć nigdy nie bezstronne, jak choćby umiarkowanie życzliwa biografia Meinhof autorstwa Jutty Ditfurth czy właśnie książka Austa, największa objętościowo i najpełniejsza. Wydano też „teksty źródłowe” z wyborem publicystyki Ulrike Meinhof na czele, pod wiele mówiącym tytułem Godność człowieka jest naruszalna, co znamienne, w ramach serii… „Polityczni klasycy”.

Cały ten kontekst warto przywołać przede wszystkim dlatego, że w Polsce popularnych materiałów na temat historii lewackiego terroryzmu brakuje. Dlatego właśnie film Baader-Meinhof pokazywany od niedawna w naszych kinach jest tak istotny. Dla wielu widzów będzie to bowiem pierwsze i często jedyne źródło wiedzy o RAF, której historii w Polsce tak naprawdę nikt w pełni nie opowiedział. Oprócz wydanej przez „Frondę” książki Röhl mamy właściwie tylko doktorat Katarzyny Maniszewskiej (Terroryzm a media, 2006), fragment książki Victora Grotowicza (Terroryzm w Europie Zachodniej, 2000) i pojedyncze rozdziały Rewolty pod redakcją Daniela Cohn-Bendita (Wydawnictwo KP).

Film Edela ma spore szanse na sukces frekwencyjny – swą konwencją na pierwszy rzut oka przypomina nieco Monachium Spielberga. Jest tu wielka polityka, co chwilę rozlega się jakiś wybuch, przystojne samce Alfa i niewiele im ustępujące samice – zwłaszcza świetna Nadja Uhl w roli Brigitte Monhaupt, bezwzględnej liderki „drugiego pokolenia” RAF - raz po raz opróżniają magazynki (firmowy znak: Heckler&Koch). Jest trochę seksu - nie za dużo, za to namiętnie, damsko-męski trójkąt w podtekście, cięte riposty, rebelia na ulicach. Aktorzy dobrzy, bohaterowie atrakcyjni – w takiej Ulrike Meinhof, granej przez Martinę Gedeck (Życie na podsłuchu i Cząstki elementarne) trudno się nie zakochać. Ogląda się to świetnie, a 2,5 godziny w kinie mijają niepostrzeżenie. Zachwyca zatem? Nie zachwyca.

Co do faktów, w zasadzie wszystko się zgadza. Film powstał na podstawie książki Stefana Austa, który wiedział, o czym pisze. Nie tylko publikował, jak Meinhof, w słynnym „konkrecie”, ale w swoim czasie uwolnił nawet porwane przez RAF dzieci Meinhof i Klausa Reinera Röhla, swojego naczelnego i przekazał je ojcu. Postaci, z drobnymi wyjątkami, wiernie oddają prawdziwych bohaterów, wiele dialogów jest autentycznych, materiał fabularny przeplatają oryginalne nagrania z epoki. Problem jednak w tym, że Baader-Meinhof oglądany bez historycznego przygotowania polskiemu widzowi niewiele powie o tym, co tak naprawdę działo się pamiętnej dekady 1968 – 77. W krajach zachodnich mówi się dużo więcej i mniej jednostronnie o wypadkach od niespełnionej rewolty Maja, a właściwie od zabójstwa studenta Benno Ohnesorga przez policjanta podczas demonstracji przeciw wizycie szacha Iranu i podpalenia domów towarowych we Frankfurcie, aż po Niemiecką Jesień, falę terroru z września i października 1977 zakończoną śmiercią szefa Niemieckiego Związku Pracodawców i byłego nazisty Hansa-Martina Schleyera.

Buntownicze nastroje pokazanow filmie w formie kolorowej migawki, mało zrozumiałej w kontekście polskiego dyskursu o rewolcie majowej. Studenci krzyczą coś o Wietnamie („co ma Sajgon do Hiroszimy”?), skandują nazwisko Ho Chi Minha („pożyteczni idioci”), mieszkają w ładnych mieszkaniach i rozbijają się szybkimi samochodami. Policja rzeczywiście jest dość brutalna: pały, armatki wodne, oddziały konne, wreszcie strzał do bezbronnego demonstranta. Ale na tle splądrowanych wystaw sklepowych i płonących barykad – co w tym strasznego? Każdemu mogą puścić nerwy. RFN, poza demonstracją przeciw Pahlaviemu, jawi się jako całkiem przyjemne państwo dobrobytu. Może policja przesadziła, ale żeby zaraz mówić „faszyści”? W świetle fabuły filmu mało zrozumiałe jest też zdanie założycielskie niemieckiego terroryzmu, które wypowiedziała „dumna i wściekła” Gudrun Ensslin: „Z nimi nie można rozmawiać – to jest pokolenie Auschwitz!”. Nie do końca zatem wiemy, przeciw czemu tak naprawdę buntują się studenci („pewnie od tego dobrobytu w głowach im się poprzewracało”). Wobec polskiego doświadczenia tłumaczenia elokwentnej Meinhof w publicznej telewizji („przekonaliśmy się, że wolność w tym państwie to wolność dla policyjnych pałek”) zdają się niewiarygodne. Możemy jedynie domyślać się, jak mocno skostniałe i konserwatywne są struktury ówczesnego niemieckiego państwa, jak wielu byłych nazistów - w tym kanclerz Kiesinger - sprawuje w nim wysokie funkcje, jak silny jest wreszcie kompleks policyjno-medialny. Wydaje się, że dla pełnego zrozumienia realiów epoki, jako suplement konieczny jest dodatkowy seans Utraconej czci Katarzyny Blum Volkera Schlöndorffa. Rosnąca kontrola społeczna gdzieś w filmie Edela umyka. Postępująca militaryzacja państwa, m.in. głośne ustawy o stanie wyjątkowym, daje się zredukować do nieudolnej akcji policji w czasie ataku Czarnego Września w Monachium, a wszechmoc mediów, zwłaszcza Springera, sprowadza się do typowej tabloidowej paplaniny. Wielkie starcie policyjnego Lewiatana z grupą, a potem całą siecią terrorystów sprowadzone jest do psychologicznej rozgrywki Policjanta (w tej roli legenda niemieckiego kina Bruno Ganz, znany z choćby z roli Hitlera w Upadku) i Złodziei.

Stosunkowo najlepiej pokazano relacje wewnątrz RAF w momencie uwięzienia grupy przywódczej, czyli Andreasa Baadera, Ensslin, Meinhof, Jana-Carla Raspego, w stuttgarckim Stammheim. Na realne spory wokół strategii oporu nakłada się tutaj rozbuchane ego i tępa momentami nienawiść do bardzo enigmatycznego Systemu Przywódcy Stada, zazdrość i kompleksy Pierwszej Samicy, upiornie pociągającej Ensslin łączącej wyrachowany, lodowaty chłód z paroksyzmami histerii, wreszcie autentyczne rozdarcie między polityką (indywidualna strategia obrończa jako zdrada) a zbiorowym gestem radykalnego oporu. Ulrike Meinhof to zdecydowanie najciekawsza postać tak w historii, jak i w filmie. Najmniej szablonowa, pełna chmurnego wdzięku intelektualistka, której dogłębna znajomość teorii Gramsciego oraz paru innych i głębokie zrozumienie późnego kapitalizmu nie powstrzymują niestety przed uwikłaniem w samobójczy i przeciwskuteczny spektakl. Od siły teorii ważniejsza jest presja grupy; od klasyków marksizmu i zdrowego rozsądku - kompleks burżujki, która wciąż musi udowadniać, że jest „naprawdę” rewolucyjna. Tak naprawdę tylko historię Meinhof przeżywamy jako rzeczywistą tragedię. Urok reszty postaci daje się niestety zredukować do banalnego „uwodzącego zła”, szalenie zresztą przeestetyzowanego.

Film Edela to świetny komiks, ale jego przesłanie jest banalne do bólu, „ogólnie słuszne” w ramach liberalnego mainstreamu. Przemoc jest zła, młodzież ma gorące głowy, a od społecznego radykalizmu i niechęci do partii (nieważne czy z rządu czy z opozycji, w końcu mieliśmy wówczas Wielką Koalicję) do politycznego szaleństwa jeden zaledwie krok. Z filmu tak naprawdę nie można się dowiedzieć co było największa klęską RAF-u, pozaparlamentarnej opozycji i całej radykalnej lewicy. Końcowe sekwencje filmu, w tym niejasna śmierć trójki przywódców w październiku 1977 (Meinhof wskutek depresji i odrzucenia przez grupę powiesiła się w celi półtora roku wcześniej) oraz strzał w głowę zakładnika Schleyera nie mówią nic o tym, że na skutek działalności RAF nakład prawicowych tabloidów wzrósł, uprawnienia policji jeszcze bardziej, państwo, kapitał i społeczeństwo konsumpcyjne zwarły szeregi, a popkultura zyskała nowe ikony. Trudno sobie wyobrazić większą klęskę dla radykalnej lewicy.

W Polsce Baader-Meinhof może wpędzić w kompleksy co najwyżej filmowców – nie potrafimy robić takich „westernów za ojczyznę”, choć publiczność chyba ich łaknie. No bo jak inaczej wytłumaczyć pytanie spóźnionej na seans emerytki, która spoglądając na ekran, zapytała piszącego te słowa niepewnym głosem: „Proszę Pana, a czy… czy to Popiełuszko?”

Michał Sutowski

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.

--
Zapraszamy do serwisu kryzysowego KP - komentarze, opinie, przegląd najważniejszych zagranicznych tekstów i analiz ekonomicznych.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura