Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
235
BLOG

Dryll: Emerytalny szok

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 62

Nadeszła godzina prawdy: pierwsze emerytury z nowego, kapitałowego systemu emerytalnego otrzyma w tym roku najstarszy rocznik ubezpieczonych  należących do Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE, czyli II filar). Są to kobiety urodzone w 1949 r., które kończą 60 lat i mają uprawnienia emerytalne. Jest ich zaledwie 2600 i na tej pionierskiej, rzec można, grupie skupia się uwaga przyszłych emerytów. A tych z kolejnych roczników jest ponad 13 milionów. W latach 2009 – 2013 świadczenia z ZUS i OFE będą dostawać wyłącznie kobiety, mężczyźni ze względu na dłuższy o pięć lat wiek emerytalny wypłaty z OFE zaczną pobierać od 2014 r.

Panikę wywołują medialne informacje, że emerytury z OFE mogą być aż o 1/3 niższe od obecnie wypłacanych w starym ZUS-owskim systemie (tzw. I filar), a najniższa wyniesie 70 zł. Otóż mogą, ale dopiero za pięć lat.

Przypomnijmy: OFE, prywatne, otwarte fundusze emerytalne o charakterze kapitałowym, zarządzane przez powszechne towarzystwa emerytalne (PTE), powstały wraz z wdrażaną od 10 lat reformą emerytalną. Większość Polek i Polaków musiała wówczas podjąć decyzję o powierzeniu jednemu z kilkunastu funduszy zarządzania częścią ich obowiązkowo opłacanej składki na ubezpieczenie emerytalne (tzw. składka ZUS-owska). Od tej pory 7,3 proc. jej podstawy wymiaru płynęło do wybranego Funduszu. Pierwsze emerytury, na które oszczędzano w OFE tylko przez 10 lat, byłyby więc relatywnie bardzo niskie, gdyż generalna zasada jest taka: ile odłożysz, tyle dostaniesz. Chcąc uniknąć „szoku przejścia”, zdecydowano się na system mieszany, który przypomina okresową narkozę. Odchodzący na emeryturę przez najbliższe 5 lat będą ją dostawać z dwóch źródeł: z ZUS – na starych zasadach, czyli z pomocą państwa, i z OFE, czyli „po nowemu”. W 2009 r. będzie to 80 proc. z ZUS i 20 proc. z OFE, w kolejnych latach część ZUS-owska będzie maleć, a część OFE rosnąć, aż do roku 2013, w którym 20 proc. emerytury będzie pochodzić z ZUS, a 80 proc. z OFE.

W 2014 r. emerytura w 100 procentach będzie już liczona z naszych własnych składek, czyli: suma oszczędności dzielona przez liczbę miesięcy, które prawdopodobnie przeżyjemy na emeryturze. Wskaźnik przeciętnego trwania życia oblicza się na podstawie GUS-owskich tabel; przeciętne mają być takie same dla kobiet i mężczyzn, na czym zyskają kobiety, bo żyją dłużej. Gdyby przeciętne były różne, oszczędności kobiet trzeba by podzielić przez większą liczbę miesięcy; eksperci przewidują jeszcze spór w tej sprawie. Ta okresowa emerytura, czyli do 2013 r. dla kobiet, według szacunków MPiPS wyniesie od 935 zł do ok. 3 tys. zł i ma być waloryzowana, ale dożywotnia emerytura kapitałowa, czyli ta wypłacana od 2014 r. tylko z OFE, już nie. Była o to awantura w Sejmie przy uchwalaniu ustawy o emeryturach kapitałowych (17 października 2008 r.). Brak waloryzacji budzi sporo uzasadnionych kontrowersji, gdyż wysokość emerytur z OFE będzie zależała nie tylko od składek, ale także od zysków lub strat funduszy.

Na koncie funduszy na początku zeszłego roku znajdowało się 95,5 mld zł ze składek, a wartość aktywów netto wynosiła 140 mld zł. W przyszłości może to być nawet 500 mld zł – informowano w Sejmie. Nowy system emerytalny – jak widać – to gra warta świeczki, z szokującymi dla przeciętnego szaraczka kulisami. Tak naprawdę dopiero tuż przed startem tegorocznych emerytur kapitałowych dotarło do opinii publicznej, co naprawdę znaczy zasada  „dostaniesz tyle, ile odłożysz w OFE”. W pamięci odcisnęły się bowiem emerytalne reklamówki z palmami, drogimi samochodami i pięknymi dziewczynami. „Twoje pieniądze pracują, OFE je pomnaża” – taki przekaz poszedł w naród. O tym, że OFE może, jak ostatnio, również stracić nasze pieniądze, jakoś szczególnie nas nie informowano.

Tymczasem przez finansowy kryzys i spadki na giełdach fundusze, które lokowały pieniądze w akcjach, straciły już blisko 24 mld zł, czyli połowę zysków zarobionych od momentu powstania. Emerytalne oszczędności topnieją i odrobienie tych strat w krótkim czasie nie będzie raczej możliwe. Dopiero teraz OFE i autorzy kapitałowej koncepcji reformy emerytalnej myślą o pewnych zabezpieczeniach na wypadek giełdowych krachów.

Ale ten okresowy finansowy dół jedynie pogłębi zagrożenia związane z samą koncepcją systemów kapitałowych. Najkrócej mówiąc i upraszczając całe złożone tło reformy emerytalnej, nowy system, w którym wysokość emerytury zależy od zgromadzonego kapitału, jest – generalnie rzec biorąc – dobry dla ludzi, którzy przez całe życie pracują bez żadnych przerw i wnoszą do niego stosunkowo wysokie składki. Jeśli natomiast ktoś ma na przykład małe dziecko, którego nie można oddać do żłobka lub pod czyjąś opiekę, zajmuje się starymi, schorowanymi rodzicami, sam chorował lub z innych powodów miał przerwy w pracy, wówczas, niestety, nowy system nie gwarantuje mu wysokiej emerytury. Podobnie jak nie gwarantuje jej ludziom pracującym w nisko opłacanych zawodach. Wypłaty w takich przypadkach mogą być bardzo niewielkie, a w skrajnych wypadkach dramatycznie niskie.

Stopa zastąpienia, czyli relacja emerytury do naszego wynagrodzenia, może być średnio o ok. 20 pkt. proc. niższa, czyli podczas gdy w starym systemie dostalibyśmy emeryturę w wysokości ok. 60 proc. naszego wynagrodzenia, w nowym będzie to 40 proc. (szacunki te przytoczyła w rozmowie z „NŻG” prof. Aleksandra Wiktorow, b. prezes ZUS, ekspert IBnGR).

W starym systemie ubezpieczeń społecznych rozłożenie ryzyka socjalnego podyktowane było interesem słabszych, w nowym jest odwrotnie. A to rodzi różnego typu wątpliwości, gdyż do nowego systemu (czyli do II filaru) musieliśmy przystąpić pod przymusem. W nowym systemie brak mechanizmu, który od lat funkcjonuje wszystkich systemach emerytalnych na świecie, czyli redystrybucji: ci, którzy zarabiają więcej, oddają trochę tym, którzy zarabiają mniej. Czy społeczeństwo może prawidłowo funkcjonować,  uwzględniając tylko interesy tych, którym powodzi się najlepiej bądź co najmniej dobrze, czy też musi brać pod uwagę także tych, którym, nie z ich własnej winy, wiedzie się gorzej? Jest to oczywiście temat na osobną dyskusję, przywołam więc jedynie przykład zawodów nisko opłacanych, takich jak pielęgniarki czy nauczyciele, których społeczna użyteczność nie budzi wątpliwości, a których emerytury, w porównaniu z bankowcami, a nawet z panią z okienka w banku, będą dużo niższe.

Pierwsze społeczne reakcje na informacje o wysokości emerytur z OFE wskazują, że tradycyjne podejście – zakładające pewną redystrybucję, wyrównywanie dochodów ze względów społecznych – jest mocno zakorzenione, także w młodym pokoleniu, wbrew niektórym opiniom. Oczywiście najpierw każdy krzyczy: „muszę dostać tyle, ile zapłaciłem”, ale tylko do momentu, w którym widzi, ile naprawdę dostanie. Nawet na konferencji w BCC pt. „Krajobraz po reformie emerytalnej. Bilans zysków czy strat?” (19 stycznia w Warszawie) padało pytanie: „Czy zmieniliśmy system we właściwym kierunku?”. Prof. Wiktorow deklarowała, że jest przeciwniczką wycofywania się z systemu OFE i budowania czegoś nowego. Według niej „byłoby to groźne, bo nie wiemy, co to miałoby być”. Wydaje się jednak, że pięcioletni okres przejścia do nowego systemu „pod narkozą” jest dobrą okazją do jego weryfikacji, właśnie z punktu widzenia społecznych reperkusji. Zważmy, że już dziś wiadomo (a była o tym mowa właśnie u pracodawców – w BCC), że emerytalne systemy kapitałowe nie osiągnęły swoich celów w żadnym z krajów, w których je wprowadzono. W tym również w kolebce systemu, Chile, z którego braliśmy, niestety, wzór.

Na konferencji Komitetu Diagnoz PAN „Polska 2000 Plus”, poświęconej problemowi starzenia się społeczeństwa (21 stycznia), przypomniano, a raczej wypomniano autorom koncepcji reformy emerytalnej z końca lat 90., że jej tworzeniu nie towarzyszyła debata publiczna, że nie skorzystano z sugestii naukowców, zwłaszcza polityków społecznych. „Nowy system wprowadzono przy pomocy ludzi biznesu, którzy otrzymali ogromne pieniądze za przygotowanie tej koncepcji” – napisał w materiałach konferencyjnych prof. Antoni Rajkiewicz (UW), nestor środowiska polityków społecznych. Różnice w ocenie reformy między tzw. ekonomistami emerytalnymi a politykami społecznymi są porażające. PAN-owskie, profesorskie grono proponuje, by powołać specjalną grupę złożoną z naukowców, przedstawicieli OFE oraz społeczności emeryckich, która monitorowałaby wprowadzanie nowego, kapitałowego systemu.

Irena Dryll

Tekst ukazał się na witrynie ww.krytykapolityczna.pl.
Codziennie nowe teksty, opinie, felietony, zapraszamy!

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (62)

Inne tematy w dziale Polityka