Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
148
BLOG

Kurc: Madonna za stara dla Szubrychta?

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 8
Z okładki “Przekroju” (nr 20/2008) spogląda na nas Madonna obok której widnieje napis “Tajemnica Madonny” i odsyłacz do tekstu Jarka Szubrychta na stronie 38. Warto otworzyć i dowiedzieć się cóż to za tajemnica zostanie nam zdradzona. Może autor rozgryzł w jaki sposób utrzymać się na szczycie muzyki pop przez 25 lat? Nic z tych rzeczy, Szubrycht uważa najwyraźniej, że największą sensacją jest fakt, że piosenkarka kończy w tym roku 50 lat.

I co w związku z tym? Dla Szubrychta wiek to jej główny grzech, gwiazda ma (prawie) 50 lat, a nie zachowuje sie tak jak według autora powinna zachowywać się 50-latka. O gwiazdach-rówieśniczkach Madonny (ale bez nazwisk, więc trudno stwierdzić kogo ma na myśli) Szubrycht pisze: „Jedne z godnością wchodzą w niewdzięczną rolę kobiety dojrzałej, inne starają się przedłużać młodość za pomocą wszelkich dostępnych środków”. Godne politowania są oczywiście te drugie. Według tej koncepcji, jeśli 50-latki nie chcą narazić się na śmieszność, powinny wejść w „rolę kobiety dojrzałej”. Sam Szubrycht ma świadomość, że jest to rola niewdzięczna, ale trudno: taki już los starych 50-letnich kobiet – trzeba nieść swój krzyż, kochaniutka. Jeśli odmawiasz zostania matroną i masz ochotę na obcisłe kostiumy oraz krótkie spódniczki, to – nawet z figurą tak doskonałą jak Madonna – czeka cię tylko słabo skrywana pogarda. Dlatego Szubrycht szczypie 50-letnią gwiazdę negatywnymi epitetami odnoszącymi się do jej wieku: „jak wampirzyca czerpie życiodajne soki z 20-latków” (gdyby współpracowała z rówieśnikami, napisałby pewnie, że Madonna zgredziała), „ledwie już wyrabia na wizerunkowych wirażach” (tak? na których?), „z uporem udaje gimnazjalistkę, odzianą w kolorowe szmatki lolitkę” („gimnazjalistka” i „lolitka” to tak jak „kobieta dojrzała” – inne role przewidziane dla kobiet).

Na koniec tej apoteozy ageismu stawia kropkę nad „i”: „(Madonna) chyba niedługo będzie musiała podjąć decyzję, kim chce naprawdę być. Królową Popu czy Królową Photoshopa.” Warto w tym miejscu zastanowić się, czy w podobnie lekceważący sposób Szubrycht napisałby o mężczyznach niepierwszej młodości - powiedzmy Bono z U2 (48 lat) czy o 66-letnim Harrisonie Fordzie, który na fotosach z najnowszego filmu o Indianie Jonesie wygląda już nawet nie na Króla, ale Cesarza Photoshopa.

Szubrychtowi nie przychodzi do głowy, że dobiegająca pięćdziesiątki gwiazda może nic nie robić sobie z ról, w które on chętnie wpisałby kobiety (grupując je według wieku). Że nosi „kolorowe szmatki” niekoniecznie dlatego, że chce udawać lolitkę, ale dlatego, że dobrze się w nich czuje. Że wcale niekoniecznie „chce, abyśmy uwierzyli, że pomiędzy „Papa, don’t preach” a „Hard Candy” minęły dwa lata, a nie 22”. Tak jak 68-letnia Tina Turner podczas występu w „Oprah Winfrey Show” sprzed tygodnia, ubrana w mini sukienkę, nikogo nie zamierzała przekonywać, że ma 20 czy 30 lat. Przeciwnie – bez mrugnięcia okiem opowiadała o starzeniu się. (Strach pomyśleć co Szubrycht napisze, gdy w przyszłym roku Tina zawita z koncertami do Europy). Także Madonna udzieliła już niejednego wywiadu na temat „dobiegania do 50-tki”.

Mizoginistyczno-ageistowskie podejście do Madonny okrasza Szubrycht dziennikarską nierzetelnością. Pisze np. „Dziś matka dzieciom i żona Guyowi Ritchiemu zgrywa angielską damę, ale jeszcze w 1994 r., goszcząc w show Davida Lettermana, kilkanaście razy wspomogła swe wypowiedzi słowem na 'f'”. Gdyby Szubrycht przygotował się staranniej, wiedziałby, że Madonna tak jak klęła jak szewc w przeszłości, tak klnie nadal, a świeżych dowodów nie brak: 10 maja br. podczas transmitowanego na żywo przez BBC występu w ramach koncertu „Radio 1 Big Weekend” w Wielkiej Brytanii wspomogła swe wypowiedzi słowem na „f” dwukrotnie. To tylko najnowszy z wielu przykładów. No, ale gdyby Szubrycht był ich świadom, jego szpila w postaci „zgrywania angielskiej damy” spaliłaby na panewce.

Podobne manipulacje popełnia autor, gdy na warsztat bierze najnowszy album Madonny „Hard Candy”. Raz pisze o recepcji płyty: „Jedni gratulują, inni wysyłają ją na emeryturę”, a w innej części tekstu: „Jak to możliwe, że w tym samym momencie, gdy ktoś podpisuje z nią umowę na 120 mln dolarów, recenzenci zgodnym chórem orzekają, że się skończyła?” Prawda jest taka, że „zgodny chór” nie istnieje, a ci recenzenci, którzy nie pochwalili „Hard Candy”, wcale nie wysyłali jej twórczyni na emeryturę.

W rzeczywistości na emeryturze są pierwsi dziennikarze, którzy już jakieś 20 lat ogłosili koniec i detronizację Królowej Popu. To trochę jak z regularnie ogłaszaną „śmiercią feminizmu”, która świadczy tylko o tym, że feminizm miewa się dobrze. Może tak właśnie należy czytać tekst Szubrychta? Nowa płyta Madonny zadebiutowała w 27 krajach na pierwszym miejscu, a Szubrycht ostrzega, że koniec Madonny może być bliski. Czyli Madonna trzyma się mocno. Szkoda tylko, że mizoginia i ageism w „Przekroju” niestety również.

Ale to tylko drobiazgi. Naprawdę ciekawie byłoby, gdyby Szubrycht zamiast wymieniać wszystkie związane z seksem wypowiedzi i wystąpienia Madonny zastanowił się nad mechanizmami, które sprawiają, że dla kobiety jest to główny sposób wzbudzenia zainteresowania kultury masowej. Przydałoby się też trochę autorefleksji – być może pogoń gwiazd za młodym wyglądem wymusza także sam “Przekrój” i inne media? Tak się dziwnie składa, że to właśnie Madonna, a nie Martyna Jakubowicz czy Patti Smith ma szansę trafić na okładkę tygodnika.

A poza wszystkim przydałoby się trochę spójności – skoro cały tekst Szubrychta jest wołaniem o “naturalność” i pogodzenie się z własnym wyglądem to trochę nie na miejscu jest naśmiewanie się ze starego zdjęcia Madonny, gdzie widać jej włosy na rękach.

Mariusz Kurc

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka