Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
52
BLOG

Sutowski: Brzozowski do odzyskania

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Kultura Obserwuj notkę 5

Stanisław Brzozowski – nieznany „właściwie nikomu poza Polską”, jak pisze Leszek Kołakowski, przez dziesięciolecia podejrzewany o współpracę z carską Ochraną, lekko szalony erudyta i mól książkowy. Do tego wszystkiego pozbawiony wszelkiej systematyczności i choćby zalążka spójnej metody filozof, pisarz i krytyk literacki przełomu wieków. Tych minionych, rzecz jasna. Politycznie – niepewny, przez komentatorów wrzucany do szuflad najzupełniej różnych – od narodnickiego radykała i rusofila po piewcę polskiego nacjonalizmu i protofaszystę nieomal. Skąd tak osobliwa postać w roli patrona Krytyki Politycznej, projektu i środowiska jednoznacznie lewicowego, odwołującego się do najnowszej myśli zachodnioeuropejskiej?

Stanowiące nierozłączną całość biografia i myśl Stanisława Brzozowskiego wymykają się prostym kategoriom opisu – nie oznacza to jednak, że autora Legendy Młodej Polski nie da się umieścić w szerszym kontekście. Co najważniejsze – wydaje się, iż rozliczne paradoksy jego życia i twórczości dają się w ciekawy sposób przetłumaczyć na problemy naszej epoki, a także na sposób, w jaki środowisko Krytyki Politycznej widzi swoje miejsce i swoją rolę w pejzażu intelektualnym i politycznym Polski XXI wieku. 

Brzozowski ważny jest więc jako zjawisko, jako całość, jako punkt odniesienia dla naszej współczesności.

W okresie kilkunastu lat twórczości (zmarł w 1911 roku, w wieku zaledwie 33 lat) Brzozowski zostawił po sobie kilka tysięcy stron tekstów, uprzednio przeczytawszy (po polsku i w pięciu innych językach europejskich) co najmniej kilka tysięcy książek. Pomimo urzędniczych represji, ciężkiej choroby oraz klęsk osobistych i towarzyskich, praktycznie nieprzerwanie przyswajał całą dostępną mu myśl klasyczną i współczesną, desperacko, nieomal kompulsywnie ją przetwarzając i budując na niej nową, intelektualną jakość. Jego celem była diagnoza współczesnej mu epoki rozwiniętego kapitalizmu, a przede wszystkim odnalezienie formuły dla tożsamości polskiej i umiejscowienie jej w nowoczesnym, europejskim kontekście. Poglądy w tych sprawach Brzozowski zmieniał często, pod wpływem nowych lektur i nowych wydarzeń historycznych. Od konkretnych jego przemyśleń, czy postulatów, ważniejsze dla nas jest jednak generalne nastawienie do rzeczywistości – a da się je przedstawić w kilku zasadniczych punktach.
   
Rzeczywistość i prawa, które nią rządzą, a także możliwości ich poznania, są tworem ludzkim, tworem historycznym, konsekwencją naszej, ludzkiej pracy. W swym działaniu jesteśmy oczywiście uwarunkowani okolicznościami, tym, co przez nas zastane, ale nie oznacza to istnienia jakijkolwiek „historycznej konieczności”. Nie ma też możliwości „końca historii”. Ludzkie zmaganie ze światem nie może mieć definitywnego finału, a żaden sposób życia ludzi nie może zostać uznany za ostateczny. Przekonanie, że aktualny stan rzeczy wyraża „naturalny” bądź „obiektywny” porządek świata to konserwatywna iluzja, hamująca ludzkość w jej rozwoju, podobnie jak wizja „końca historii”. Wszystko to  wyrazy postawy  zachowawczej, petryfikującej (najczęściej niesprawiedliwy) społeczny porządek. Z kolei wizja postępu ludzkości w stronę szczęśliwego finału tak naprawdę degraduje człowieka, odbiera mu podmiotowość i czyni go narzędziem ślepych, bezosobowych i arbitralnie określonych mechanizmów. Stąd silny sprzeciw Brzozowskiego wobec nurtów deterministycznych: ewolucjonizmu (łatwo prowadzącego do aspiracji kolonialnych), naturalizmu (którego konsekwencją często bywa darwinizm społeczny i wulgarny leseferyzm ekonomiczny), teorii postępu (która współcześnie, pod postacią rozmaitych „teorii modernizacji” usprawiedliwia narzucenie całemu światu określonego modelu rozwoju), a także deterministycznego („engelsowskiego”) wariantu marksizmu, w którym zmiana społeczna ma rzekomo charakter procesu przyrodniczego.

Wartością jest człowiek i jego zdolność do tworzenia – siebie i świata, a zarazem opanowania „żywiołu pozaludzkiego”, a więc bezosobowych i ślepych sił natury. Swoboda tworzenia nie oznacza bynajmniej, że można lekceważyć realia – stan wiedzy, techniki czy istniejących stosunków społecznych. Ludzka praca polega bowiem na praktycznym (a nie abstrakcyjnym, np. w wyobraźni) przetwarzaniu świata, a sprzyjać temu powinny wszystkie sfery działania: nauka, instytucje społeczne, estetyka, religia. Każda z nich oceniana być musi właśnie pod kątem „wartości dla ludzkości jako zbiorowego podmiotu życia” – żadna nie stanowi zatem wartości samej w sobie. Upodmiotowieniu człowieka służyć winna również filozofia – stąd konieczny jej związek z życiem (tj. pracą twórczą), po to właśnie, aby nie zamieniła się ona we „wstęp do umiejętnego pisania referatów”, w jałową spekulację bądź rozważanie o książkach w kontekście innych książek. Zamiast tego filozofia ma być „instrumentem potęgowania życia”, którego sensem jest społeczna skuteczność. To samo dotyczy wszelkich form kreowania idei – ich sens tkwi w tym, co sprawiają, a nie w jakkolwiek rozumianej ich „prawdziwości”, niezależnie od tego, jak trafnie mogą oddawać rzeczywistość epoki czy odwzorowywać konkretny problem. Nawet o tak fundamentalnej dla Brzozowskiego idei jak marksizm mówił on, że „nie jest to kamień filozoficzny zwalniający ludzkość od pracy”, ale życiowa praxis i środek oddziaływania na rzeczywistość. W tym zresztą duchu Brzozowski rekonstruował podejście samego Marksa do jego własnej idei, co ciekawe, na wiele lat przed ujawnieniem publicznym Rękopisów filozoficzno-ekonomicznych, z których takie właśnie podejście daje się czytelnie wyprowadzić.

Poglądy Brzozowskiego na rolę działalności twórczej w sensie intelektualnym i artystycznym były silnie związane z kontekstem epoki: postulat ścisłego związania idei i „życia” był odpowiedzią na dominujący wówczas w Polsce dyskurs modernistyczny. Popularne hasło „sztuki dla sztuki” dość szybko rozpoznał Brzozowski jako wyraz iluzji, że oto indywiduum może funkcjonować jako swego rodzaju samowystarczalna monada, a świat „zewnętrzny” rządzić się będzie i tak swoimi prawami. Tym samym podmiot odpycha od siebie wiedzę o społecznych warunkach, które uczyniły go tym, czym jest, z drugiej zaś strony akt tworzenia przebiega u niego niejako pozornie – bo jedynie w obrębie jego indywidualnej świadomości. Świat zewnętrzny nie jest godzien zainteresowania ubóstwionego artysty.

Dla Brzozowskiego jednak „artystą zostaje się wtedy dopiero, gdy zwątpi się o świętym i proroku w sobie”, jako że prawdziwym powołaniem sztuki jest „wyrażać te stany duszy, jakie wytwarza nieodpowiedniość urządzeń społecznych i całej kultury moralno-prawnej […] prowadząc do uświadomienia prawdziwych i pozytywnych potrzeb ludzkości”. Sztuka zyskuje przez to charakter antyzachowawczy i krytyczny. Antyzachowawczy, ponieważ kwestionuje status quo, jako „zakrzepły wynik działalności ludzkiej”, który domaga się bezustannej rewizji w imię postulatów o charakterze etycznym – postulatów doskonalszej autokreacji człowieka. Charakter krytyczny zakłada z kolei konieczne odniesienie „na zewnątrz”, tj. odniesienie do życia, a tym samym niemożliwość autonomizacji. Sztuka (podobnie jak nauka) jest zatem „po coś”, ma czemuś (komuś) służyć. To swoisty imperatyw, etyczna powinność, bynajmniej jednak nieskodyfikowana. Brzozowskiego koncepcja społecznych zadań sztuki i krytyki nie zakłada (jak np. socrealizm) określonych norm czy „standardów jakości” działalności artystycznej – oznaczałyby one przecież petryfikację i uświęcenie czysto przygodnych, bo historycznych i czysto ludzkich wytworów – tworząc jakikolwiek „kanon estetyczny”, autor Idei popadłby w sprzeczność z samym sobą.

Łatwo teraz zauważyć, jak zamazują się granice sfer działalności naukowej, artystycznej, społeczno-politycznej, czy wytwórczej w sensie ekonomicznym – łączy je wszystkie: imperatyw etyczny, przedmiot działania, a nieraz także środki, jakimi się posługują.

Zjawisko, w konfrontacji z którym Brzozowski budował swą koncepcję, w dzisiejszej epoce przybrało jeszcze na sile. W Polsce po 1989 roku, niemal tak samo jak na przełomie wieków XIX i XX, pochwala się autonomię nauki, sztuki, polityki i ekonomii. Zaangażowanie społeczne pisarza czy reżysera teatralnego nazywane jest instrumentalizacją i niepotrzebnym wikłaniem sztuki w politykę, użycie przez artystę instrumentów teoretycznych z dziedziny współczesnej humanistyki – psuciem stylu, a jedynym dopuszczalnym aliansem jest ten pomiędzy sztuką, a rynkiem, w którym wybór konsumencki ma przesądzić o jakości artystycznego wytworu.

Postulat ścisłego związania idei z życiem rozumianym jako proces przekształcania świata znajduje swe odzwierciedlenie w poglądach na rolę i miejsce warstw tworzących idee i świadomie definiujących stan swojej epoki. Brzozowskiemu udało się dostrzec zaskakujące analogie między postawami szybujących w obłokach polskich modernistów spod znaku „Chimery” a radykalnymi inteligentami rosyjskimi z rewolucją społeczną na sztandarach. Obie formacje były Brzozowskiemu bliskie, czuł się dzieckiem jednych i drugich. Zarówno jednak akceptacja młodopolskiego sprzeciwu wobec filisterskiej przeciętności i fascynacja bohaterskim terroryzmem bojowników Narodnej Woli (której dał wyraz w swej najsłynniejszej powieści Płomienie*) nie przesłoniły Brzozowskiemu faktu, iż oba te środowiska od „żywej tkanki społecznej” dzieliła przepaść. W sferze etycznej bliżsi byli mu  radykałowie rosyjscy, pragnący wyzwolenia uciemiężonych mas, niż zblazowani artyści okupujący kawiarnie przy butlach absyntu. I jedni, i drudzy nie mogli jednak wypełnić nakładanych na nich powinności. Sprzeciw jednych był jedynie niepłodnym, nietwórczym i jałowym wyrazem społecznego nieprzystosowania wyobcowanej warstwy kulturalnej. Sprzeciw drugich – rosyjskich radykałów – „zamaskowanym na abstrakcyjny prometeizm dziejowo-twórczym paraliżem”. Zamiast modernizować świadomość narodu (społeczeństwa) – inteligenci w obu wariantach przekształcali się w warstwę autonomiczną i samowystarczalną. W swym opus magnum, w Głosach wśród nocy*, Brzozowski stwierdził wręcz, że dla tej warstwy: „zagadnieniem staje się usystematyzować w ten sposób psychikę, aby mogła ona sobie wystarczać, aby żadne życie nie było jej już potrzebne”. Trudno oprzeć się wrażeniu niebywałej aktualności tych słów, skoro dziś wśród inteligentów również dominują dwa podejścia. Albo inteligencka działalność kulturalna w ogóle nie może „redukować rzeczywistości do jej wymiaru społecznego” (tzn. że inteligent w Wieży z Kości Słoniowej podejmuje „trudniejsze prace duchowe”, podług słów Adama Zagajewskiego), albo – że wprawdzie inteligent „ma misję” i obowiązany jest kochać lud, ale w praktyce postępuje jak salonowiec, którego tak lapidarnie podsumował w swym wstępie do Głosów… Cezary Michalski. Mówiąc krótko – od ludu realnego ucieka z krzykiem. Postulat permanentnego „tworzenia adekwatnej, prawdziwie nowoczesnej samowiedzy kulturalnej” w służbie modernizacji świadomości narodu bez oderwania od niego – dalej oczekuje na spełnienie.

Obok zarysowanych wątków myślenia „po Brzozowsku”, wskazałbym jeszcze na pewną „cechę formalną” tego myślenia, a zarazem fakt egzystencjalny z nim związany. Desperackie poszukiwanie formuły, jaka ujęłaby istotę coraz bardziej odczarowanej epoki, jak również konstatacja, „w jak fatalnym stanie znajduje się polskość”, skłaniały Brzozowskiego do swoistego eklektyzmu – próbował on „wykorzystać wszystkie dostępne narzędzia mogące służyć jej wzmocnieniu. Nawet te, które w zachodnim centrum modernizacji zostały pomyślane jako swoje polityczne przeciwieństwa”. Czy dziś polskość wymaga wzmacniania, pozostawmy kwestią otwartą – niewątpliwie natomiast na skutek doświadczenia postmodernistycznego współczesna rzeczywistość zdaje się być jeszcze bardziej sfragmentaryzowana niż w czasach „wysokiego modernizmu”. I jeszcze mocniej skłania do desperacji w budowaniu spójnego dyskursu. Brzozowski poszukiwał intelektualnego i praktycznego oparcia w starciu z nieopanowanym światem w często bardzo odległych od siebie nurtach. Próbował łączyć choćby tradycje marksowskie z wątkami nietzscheańskimi, a ideały narodnictwa konfrontował z koncepcjami George’a Sorela. Brzozowski pokazuje na własnym przykładzie, jak zaskakujące przejścia między pozornie nie zbieżnymi nurtami są możliwe. Gdy spojrzy się na jego ewolucję od myśli Darwina, przez Nietzschego, do Marksa, a potem kardynała Newmana – przy jednoczesnym zachowaniu spójności intelektualnej i etycznej – współczesne włączenie Carla Schmitta do arsenału myśli lewicowej jawi się jako pomysł nieomal banalny. Myślenie na sposób Brzozowskiego, to poszukiwanie bez intelektualnych uprzedzeń. To także możność znalezienia głębokiej inspiracji w tradycji najbardziej nawet nam odległej, a nieraz i otwarcie wrogiej.

Wpływ Brzozowskiego na losy polskiego życia intelektualnego w XX wieku trudno przecenić – Płomienie przez całe dekady stanowiły „powieść kultową” dla kolejnych pokoleń radykalnej młodzieży, a osobne książki poświęcili autorowi tacy giganci polskiej humanistyki, jak Czesław Miłosz czy Andrzej Walicki. Jednak obok rytualnych hołdów składanych z okazji rozmaitych rocznic trudno dziś dostrzec wymierne oddziaływanie postaci i myśli Brzozowskiego na polskie życie intelektualne. Wyjątkiem może tu być stosunek polskiej liberalnej inteligencji do tzw. „sprawy Brzozowskiego”. Skandaliczny „sąd partyjny”, fałszywe oskarżenie go o zdradę i narodową apostazję, stanowiły ważne doświadczenie formujące dla dużej części środowisk opiniotwórczych, czego skutkiem może być np. ich stosunek do rozliczeń z przeszłością w PRL.

Argumenty Brzozowskiego z czasów kampanii antysienkiewiczowskiej, szalenie błyskotliwe i w swoim czasie autentycznie wywrotowe, bo brutalnie godziły w narodowe pseudo-świętości („szabelki, koniki, serc pokrzepienie” i całą „Polskę zdziecinniałą”, drobnoszlachecką naiwność i małostkowość, wreszcie – „polskie Oberamergau”, czyli ostentacyjną, masochistyczną martyrologię) dziś służą raczej za banalny instrument w rytualnym pseudo-sporze „postępowców” z „okopami Świętej Trójcy”.
Brakuje natomiast wątków najgłębszych i z perspektywy naszej współczesności najdonioślejszych w twórczości Brzozowskiego. Sprzeciw wobec uznania rzeczywistości za daną w sposób naturalny; niewiara w możliwy koniec historii (totalitarny bądź liberalny); postulat upodmiotowienia człowieka w obliczu bezosobowych sił (przyrody, ale także rynku); przekroczenie podziału na sztukę, politykę, kulturę, ekonomię i podporządkowanie ich wymogom etycznym; postulat etyki holistycznej zamiast kodyfikacji uzasadnianych konserwatywnym status quo arbitralnych norm; kształtowanie elit jako emanacji potrzeb społecznych, a nie reprodukcja nierównego statusu; życie intelektualne jako definiowanie kondycji życia społecznego, będące jego bezpośrednim wytworem, a nie – wyalienowaną sferą pogrążonej w samouwielbieniu kontemplacji… Niczym Robert Musil opisujący człowieka ponowoczesnego avant la lettre, Brzozowski wskazał w swym gwałtownie przerwanym projekcie filozoficzno-krytyczno-literackim wiele cech epoki, której nie zdążył doświadczyć. Przywrócenie polskiej świadomości publicznej życia i myśli Brzozowskiego, być może największego Polaka początku XX wieku, stanowi zatem poważne wyzwanie intelektualne i moralne początku wieku XXI. Jako środowisko Krytyki Politycznej podejmujemy to wyzwanie w pełni świadomie.

Michał Sutowski

*"Płomienie" i "Głosy wśród nocy" ukazały się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura