Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
63
BLOG

Warkocki: Gentlemen's agreement

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 22

W świątecznej „Gazecie Wyborczej” (2-3 lutego) Tomasz Wołek opublikował artykuł Gdzieście byli dziennikarze? Tekst ogólnie słuszny, gdzie autor wytyka kolegom po piórze czynne i lizusowskie współtworzenie IV RP. Sam przybiera pozycję moralizatora, odwołując się do „najwyższego trybunału”, którego „okpić się nie da”, bo jest nim „papier, który pamięta”. W samej rzeczy, na papierze wszystko widać. Najciekawsze jest jednak nie to, co w tekście samego Wołka jest, ale to, czego w nim nie ma. Mianowicie:

IV Rzeczpospolita symbolicznie rozpoczęła się 19 listopada 2005 na ulicy Półwiejskiej w Poznaniu. Tuż po wygranej PiS w wyborach parlamentarnych i Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich pokojowy Marsz Równości z powodów politycznych został spacyfikowany przez policję. Dlaczego? Otóż dlatego, że bez względu na swą prywatną tożsamość wszyscy manifestanci byli „symbolicznymi pedałami”, a zatem wrogami „rewolucji moralnej”.

IV Rzeczpospolitej symboliczny pedał towarzyszył niczym wierny Sancho Pansa. „Będziemy czynić wszystko, by rodzina została obroniona wobec ataku, który jest prowadzony z zewnątrz” – informował w swym expose premier Kaczyński i tym samym po raz pierwszy w historii wprowadził „kwestię homoseksualną” jako nienazywalnego wroga do tak istotnego przemówienia. Dziennikarze pilnie odrobili tę lekcję. Z zapałem konstruowali narrację prześladowczą, a w niektórych momentach wręcz pogromową.

Cóż z tego, można by zapytać. Symbol to tylko symbol, a pedały obrażane były zawsze, coż zatem z tego, że wtedy nieco bardziej? Nadwrażliwe w tej kwestii reakcje są po dzień dzisiejszy piętnowane np. w „Dzienniku”. A jednak. „Chcę tylko ostrzec przed błędem, jaki grozi, gdy z powodu niewystarczająco subtelnego języka logikę wykluczenia bierzemy za logikę li tylko symboliczną. Tym czego wówczas możemy nie zauważyć, jest przemoc i to wcale nie symboliczna” – twierdzi Joanna Tokarska-Bakir w jednej ze swych książek. I wtedy możemy pisać, jak Cezary Michalski, w ostatniej „Europie” panegiryki na temat własnego pisma, z tymi rozczulającymi rozważaniami o polskich neokonserwatystach, którzy mogliby być mądrzejsi i piękniejsi, gdyby co nieco poczytali - a nie są, bo się intelektualnie lenią. Być może, ale z tej moralnie kunktatorskiej perspektywy nigdy nie dowiemy się jak „atmosfera przyzwolenia” (na przemoc), która obowiązywała w IV RP wpłynęła np. na jakość życia polskich gejów i lesbijek - jako uczniów, uczennic, nauczycieli i nauczycielek (w kontekście np. oficjalnej polityki antyhomoseksualnej w edukacji). Kto dostał - mniej lub bardziej symbolicznie - po mordzie, a kto wybrał emigrację? Miejmy nadzieję, że Michalski wyjaśni nam to w kolejnym pasjonującym artykule.

To wszystko, a nawet wiele więcej, mogłoby się znaleźć w artykule moralizującego Wołka (który mnie samego zachęcił do moralizowania). Ale się nie znalazło, bo obowiązuje go gentlemen’s agreement. Dżentelmeni nie rozmawiają o świństwach (w sytuacjach oficjalnych). Bo szacunek nie dotyczy wszystkich, jeno tych którzy na to zasługują. A kto to widział, żeby szanować pedała. Lepiej nie widzieć i nie zauważać. I być narcystycznie zadowolonym z siebie. Bez świadomości granic i sposobu konstrukcji swojej własnej przyzwoitości.

Błażej Warkocki

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka