18 listopada w kopalni węgla kamiennego im. Zasiadki w Donbasie wybuchł metan. Jeden z górników, którzy przeżyli, opowiadał, że nagle poczuł, jak gwałtownie wzrosła temperatura i zapadła ciemność. Założył maskę i po omacku zaczął się kierować do wyjścia z kopalni.
100 innych górników nie mogło opowiedzieć swoich historii, zginęli podczas wybuchu.
Wokół kopalni im. Zasiadki jest cmentarz. W kilka dni po wybuchu zaczęły pojawiać się nowe groby. Górnicy jadąc do pracy modlą się za zmarłych kolegów. A po skończonej robocie dziękują, że do nich nie dołączyli.
Fakty z kraju i ze świata
Niespełna rok przed tragedią w Doniecku, też w wybuchu metanu, zginęło 23 górników. Na dole rozegrało się prawdziwe piekło. Gaz wybuchł przy ścianie, przy której po wcześniejszym wypadku górnicy zostawili maszyny. Zeszli, żeby je wydobyć. Siła fali uderzeniowej, która zabiła górników była tak duża, że porozrywała pięciotonowe transformatory. „Halemba” była największym wypadkiem w polskim przemyśle węglowym od 30 lat.
W tej sprawie aresztowano 18 osób, głównie szeregowych pracowników kopalni i szefa zewnętrznej firmy Mard, która miała pomóc w wydobyciu maszyn, które leżały nieużywane kilometr pod ziemią. Ludzie z wyższych stanowisk z kopalni w Rudzie Śląskiej, mimo, że niektórym z nich Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach postawił zarzuty, przeszli na emeryturę lub zostali przeniesieni a potem awansowani i dalej nadzorują bezpieczeństwo, tyle, że na wyższych stanowiskach - Klub morderców w ”Halembie” ma się dobrze. Ci, którzy rok temu odpowiadali za bezpieczeństwo, teraz robią to samo, tylko, że na wyższym szczeblu – mówi Zbigniew Domagała, członek ”Sierpnia 80” w Rudzie Śląskiej. – Kompania Węglowa, właściciel kopalni, nie wyciągnęła wobec odpowiedzialnych żadnych konsekwencji. I dodaje, że w sprawach bezpieczeństwa nic się nie zmieniło, i górnicy nadal narażają swoje życie.
I praktyki takie jak w Rudzie Śląskiej nie były niczym niezwykłym - w kopalni "Szczygłowice" robiono to samo. Tylko, że wyciągnięto wnioski z wypadku w Rudzie Śląskiej: zorganizowano prowokację, która miała wskazywać, że to górnicy z "Sierpnia 80" sa odpowiedzialni za zaniżanie odczytu poziomu metanu. - Najgorszy jest fakt, że do zmuszania pracowników w atmosferze metanowej dochodzi nadal. Mamy protokoły sprzed kilku tygodni, kilku miesięcy, potwierdzające, że nadal dzieje się tam to samo, co przed rokiem. To, że nie doszło jeszcze do tragedii, to wyjątkowe szczęście – ocenił sytuację w „Szczygłowicach” przewodniczący "Sierpnia 80" Bogusław Ziętek.
I jeszcze trochę faktów ze świata:
USA, kwiecień 2006 roku. Eksplozja gazu zabiła 12 górników w kopalni „Sago” w zachodniej Wirginii. Bogate w węgiel Appalachy są jednocześnie jednym z biedniejszych regionów w Stanach.
Republika Południowej Afryki, październik 2007 roku. W kopalni złota, we Wlekom w RPA 23 osoby zginęły w pożarze. Informacja była krótka: doszło do awarii, nie było więcej szczegółów. Większość zabitych to mieszkańcy graniczących z RPA biednych krajów Lesoto i Mozambiku, którzy w poszukiwaniu pracy przyjechali do pracy w kopalni.
Rosja, 26 czerwca 2007. Siedmiu górników zginęło w wyniku wybuchu metanu w kopalni węgla kamiennego w Workucie na Syberii. Miesiąc wcześniej wybuch metanu zabił 38 górników w kopalni „Jubilejnaja” w Kuzbasie. A 19 marca w tym samym zagłębiu zginęło 110 górników. Rosyjskie władze podały, że przyczyną tej katastrofy – największej od rozpadu Związku Radzieckiego – było świadome zaniedbanie: umyślne uszkodzenie systemu bezpieczeństwa.
Chiny, listopad 2007. W kopalni w prowincji Goizhou wybuch spowodowany wyciekiem gazu zabił 32 górników.
Sierpień 2007: powódź zalała kopalnie w Shandong na wschodzie Chin. Władze kopalni wiedziały o zagrożeniu powodzią, dochodzi tam do nich co roku. Woda zalała 181 górników. Szanse na ich odnalezienie były minimalne. Ciała 172 zostały pod ziemią.
Maj 2007: w kopalni węgla Pudeng w prowincji Shanxi zginęło 23 górników. Władze nakazały kopalni wstrzymanie wydobycia, ale prace wznowiono wbrew poleceniom.
I tak dalej.
Liczby, które straszą
Po wypadku w „Halembie” rząd Jarosława Kaczyńskiego podniósł kary za nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa w kopalniach. Jednak liczby Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach straszą: od początku roku do października 2007 miało miejsce ponad 2000 wypadków (w zeszłym roku niecałe sto mniej), w których zginęło 12 górników, a 14 zostało ciężko rannych (w zeszłym roku do połowy listopada życie straciło 20 górników, a 13 uległo ciężkim wypadkom). Ponad 1500 razy Urząd wstrzymywał w tym roku pracę w kopalniach z powodu uchybień wobec przepisów bezpieczeństwa (w zeszłym roku w tym samym okresie wstrzymań było o ok. 130 mniej).
Pracownicy Urzędu przyznają, że powody wstrzymań od lat są takie samie, m. in. nieprzestrzeganie zasad dotyczących zagrożenia metanowego i pożarowego, niesprawność czujników, zły stan wentylacji, niewystarczające zabezpieczenia przed wybuchem pyłu węglowego.
W ukraińskich kopalniach ginie średnio 320 górników rocznie, a milion ton węgla kosztuje – oprócz ceny w pieniądzach – życie czterech górników.
Taką samą cenę ma węgiel w Chinach. Według statystyk w Państwie Środka ginie dziennie 13 górników. To ponad 4700 osób rocznie. Według oficjalnych danych, w chińskich kopalniach w 2006 roku 4746 górników zginęło z powodu wybuchu gazu. Dochodzenia prowadzone przez Najwyższą Prokuraturę Ludową objęły ponad sześćset osób podejrzanych o spowodowanie katastrof. Za kartki trafiło... dziewięć. I na razie z zapowiedzi walki z nieprzestrzeganiem przepisów bhp nic nie wynika.
Kopalni „Sago” w Wirginii, której właścicielem była korporacja International Coal Group, od 1995, czyli początku swojego funkcjonowania, była kilkaset (!) razy oskarżana o naruszanie rygorów bezpieczeństwa z czego 16 dotyczyło nagromadzenia wybuchowych gazów.
ICG zamknęło kopalnię w 2007 roku, nie podając przyczyny. Wcześniej odmówiło upublicznienia wyników wewnętrznego śledztwa w sprawie wybuchu.
Cena pracy, cena śmierci
W Chinach rabunkowa eksploatacja złóż i ignorowanie względów bezpieczeństwa powodowane jest gwałtownym rozwojem gospodarki cierpiącej na niedostatek energii – pokusa szybkiego i dobrego zarobku jest zbyt nęcąca, by się powstrzymać od nielegalnej działalności bądź łamania przepisów bezpieczeństwa.
Kopalnia „Szczygłowice” miała problem z osiągnięciem zakładanego wydobycia. Każde opóźnienie przynosiło straty. Natomiast w „Halembie” chodziło o czekający pod ziemią sprzęt, który marnował się na głębokości ponad kilometra.
Dlaczego górnicy giną w kopalniach? Odpowiedź wskazująca na naturalne niebezpieczeństwa pracy pod ziemią jest tyleż prosta co niesłuszna. Przykładem niech będzie polskie górnictwo, które nie jest aż tak wypadkowe, jak np Ukraińskie, chociaż wiele kopalń jest równie głębokich.
Tym, co zabija, jest mechanizm cięcia kosztów, a te, według kapitalistycznej logiki, są po prostu stratą wobec maksymalnego możliwego zysku. By móc je oszacować, trzeba wszystko sprowadzić do jednego mianownika. A wtedy rachunek jest prosty. – W przypadku „Halemby”, życie górników wyceniono niżej niż maszyny, po które zostali wysłani – mówi Katarzyna Bratkowska z Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników.
Nie należy też ignorować faktu, że do wypadku w Rudzie Śląskiej doszło, gdy zatrudniono firmę zewnętrzną do wydobycia maszyn. Outsourcing jest właśnie jedną z metod cięcia kosztów. I tu dochodzimy to drugiego problemu. Oficjalnie, zysk w kapitalizmie opiera się na różnicy w kosztach produkcji, a ta – na różnicy w kosztach pracy. To w ten sposób zwykle tłumaczy się przenoszenie produkcji w tańsze rejony, na peryferia i outsourcing. Dlatego właśnie zalewają nas produkty ometkowane „made in china” i również z tego powodu kraje muszą „uelastyczniać” prawo pracy i czynić je przychylniejszym przedsiębiorcom, albo przegrają w konkurencji z innymi państwami o zagraniczne inwestycje.
To była oficjalna wersja tego, skąd się bierze zysk w kapitalizmie. Mniej oficjalnie zysk opiera się na różnicy w kosztach śmierci pracowników. Wyzysk nie polega już jedynie na wykorzystaniu pracy, ale na wykorzystaniu ryzyka utraty życia. Kompania Węglowa niewiele ryzykowała posyłając pracowników firmy Mard na śmierć. Zachodnie korporacje też mało ryzykują, przenosząc swą produkcję do krajów peryferiów. Płacą jedynie wtedy, gdy okaże się, że z premedytacją godziły się na wykorzystywanie dzieci w swych zakładach. A śmierć górników zbyt często przedstawiana jako skutek dzikiego barbarzyństwa, w jakimś sensie naturalnego, dla krajów, w których doszło do wypadku. Strukturalny związek między śmiercią robotnika, a koszulką z modnym napisem lub zabawką dla dziecka pod choinkę ginie gdzieś za uśmiechniętym modelem na billboardzie reklamowym.
Jasiek Smoleński*.
*Autor jest dziennikarzem portalu Gazeta.pl
Inne tematy w dziale Polityka