Jest dwóch zwycięzców tych wyborów. Jeden duży, drugi mały. Duży to z wiadomych powodów Donald Tusk. Mały to Jarosław Kaczyński, który stanie na czele silnej parlamentarnej opozycji i będzie szachował Platformę z pałacu na Krakowskim Przedmieściu. PiS nie będzie musiał specjalnie się trudzić, aby przekonać wyborców, że jest naturalną alternatywą dla rządów PO. Jeśli PO zdecyduje się na liberalne reformy, PiS zorganizuje wobec nich społeczny protest. Jeśli zaś PO wybierze spokojne technokratyczne zarządzanie bez neoliberalnego awanturnictwa, PiS będzie jej wytykał konserwowanie układu. Z pewnością Jarosław Kaczyński jeszcze nie umarł.
Mogliśmy jednak zobaczyć dziś jedną śmierć w pierwszej politycznej lidze. Umarł Aleksander Kwaśniewski. Jego powrót do polityki okazał się kompletnym niewypałem. LiD pod jego przywództwem osiągnął mizerny wynik. Idea prowadzenia niewyraźnej polityki pod ogólnie słusznymi hasłami obrony demokracji i europejskich standardów poniosła klęskę. W retoryce socjalnej Aleksandra Kwaśniewskiego przebił nawet Donald Tusk mówiący o konieczności podwyższenia płac budżetówce. Pierwsza porażka Kwaśniewskiego, którą było zwycięstwo idei IV RP, nie zabiła na establishmentowej lewicy wiary w wielką moc polityki umiarkowania i ustępstw wobec centrum, którą uprawiał i reprezentował były prezydent. Druga śmierć, jeśli wierzyć Heglowi, powinna być już ostateczna. Być może do establishmentowej lewicy w Polsce dotrze, że uprawianie takiej polityki, jakiej symbolem jest Kwaśniewski, to najkrótsza droga do trumny.
Maciej Gdula
Inne tematy w dziale Polityka