Choroba nowotworowa wraz ze swoją symboliczną otoczką jest doskonałym tematem na przykuwający uwagę materiał telewizyjny. Tak zapewne myślał reporter TVN, który spędził dwa dni w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie. Dokonał zbliżenia i opisu sytuacji, którą tam zastał. Rzeczywiście, nie wygląda to dobrze: umęczeni pacjenci, nerwowa atmosfera, dramatycznie złe warunki pobytu, wielogodzinne kolejki i opryskliwy personel. Słowem, Centrum Onkologii przy ulicy Roentgena w Warszawie jako najciemniejszy punkt na mapie polskiej ochrony zdrowia. Wszystko to w konwencji bezkonkurencyjnej „Uwagi” TVN. Reporter, ani moment nie wątpię w jego szlachetne intencje, chciał pewnie przede wszystkim naświetlić problem i pomóc pacjentom. Dlaczego więc się jeszcze czepiam? Przede wszystkim dlatego, że takie traktowanie problemu choroby nowotworowej, ważnego przecież zjawiska społecznego, niczego nie zmienia w sytuacji pacjentów i ich bliskich. Wpisywanie tak złożonego problemu w utarty schemat: umęczeni pacjenci - obojętny personel - nieudolne zarządzanie - zły system finansowania dodatkowo komplikuje i tak szalenie trudną sytuację pacjentów.
Reporter TVN spędził w Centrum Onkologii dwa dni. Nie wiem, czy to dużo, czy mało. Z punktu widzenia zdrowego człowieka to cała wieczność w najbardziej przerażającym wydaniu, zaś z perspektywy chorego - to jedynie drobny wycinek w wielomiesięcznym procesie uporczywego leczenia. Reporter telewizyjny był w Centrum od rana do wieczora, tak jak tysiące innych osób. Był jednak w skrajnie innej sytuacji. Mógł obserwować, rozmawiać i swobodnie się przemieszczać po całym budynku. Miał też czas i siłę na wysnucie wniosków o charakterze ogólnym. Z jednej strony głosy pacjentów, którzy pokonują nierzadko setki kilometrów, by uzyskać diagnozę, ale bywa też tak, że odchodzą z kwitkiem. A z drugiej argumenty władz Centrum, że pacjentów jest za dużo, że nie ma pieniędzy, że oni by chcieli, ale nie mogą… Znowu: wszystko prawda i nic nowego. Przeciwstawianie sobie pacjentów i lekarzy przy okazji (słusznie) obwiniając skandalicznie zły system finansowania opieki zdrowotnej w Polsce jest jedynie łatwym sposobem na sensację podczas wieczornego wydania programu informacyjnego. Warto jednak bliżej przyjrzeć się Centrum Onkologii, które rzeczywiście jest miniaturą systemu opieki zdrowotnej w Polsce.
Podstawowy argument dyrekcji Centrum i NFZ brzmi: „Pacjentów jest za dużo”. Co to właściwie znaczy? Przede wszystkim oznacza to brak odpowiednich funduszy na leczenie i obsługę tysięcy chorych. Centrum Onkologii, mimo że faktycznie otrzymuje najwięcej pieniędzy z NFZ na tle innych ośrodków onkologicznych, nie jednak jest traktowane w sposób wyjątkowy. A to błąd!
Pacjenci z odległych krańców Polski, o których wspominał reporter TVN, nie przyjeżdżają do CO z powodu własnej fanaberii czy lenistwa lekarzy, którzy chcą złośliwie i dodatkowo obciążyć medyków z Centrum Onkologii. Tym, co napędza exodus pacjentów z lokalnych ośrodków do ursynowskiego Centrum, jest nie tylko nadzieja pacjentów, ale też bezsilność innych lekarzy. W Centrum Onkologii leczy czołówka specjalistów w kraju, do których odsyłani są ci pacjenci, którym z różnych, często też logistycznych powodów, nie można pomóc w regionalnych ośrodkach. Centrum Onkologii prowadzi najwięcej skomplikowanych programów klinicznych, które są niedostępne w innych ośrodkach czy regionalnych centrach onkologii. Te programy są często jedyną szansą dla chorych zmagających się z rzadko występującymi lub nietypowymi nowotworami.
Dodatkowo, o czym warto przypomnieć, onkologia jest dziedziną medycyny, w której jest jeszcze bardzo dużo niepewności. Skomplikowane diagnozy i obarczone dużym ryzykiem programy terapeutyczne muszą być szeroko konsultowane. Ostatnią instancją jest najczęściej właśnie Centrum Onkologii w Warszawie. Nikogo nie powinno dziwić, że pacjent, który dowiedział się od swojego lekarza prowadzącego, że w CO może otrzymać na przykład mniej toksyczną od standardowej chemioterapię, ale równie lub nawet bardziej skuteczną terapię celowaną, wybiera leczenie w warszawskim szpitalu. Między innymi temu miało przecież służyć przejście od systemu regionalnych i branżowych Kas Chorych do systemu zarządzanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Sytuacja Centrum Onkologii w Warszawie odzwierciedla stosunek władz do problemu choroby nowotworowej. W Polsce na leczenie jednego mieszkańca onkologiczne przeznacza się statystycznie dwa razy mniej pieniędzy niż w sąsiednich Czechach i prawie sześć razy mniej niż w Szwajcarii. Mimo że co roku w Polsce u przeszło 130 tys. pacjentów stwierdza się chorobę nowotworową, to liczba wszystkich onkologów klinicznych - według danych „Menedżera Zdrowia” - ledwo przekracza tysiąc. Statystyczna pięcioletnia przeżywalność (w języku onkologii „wyleczenie”) od momentu zdiagnozowania nowotworu wynosi w Polsce ledwo ponad 40 proc.
Te dramatyczne statystyki zdają się niepokoić jedynie pacjentów, ich rodziny oraz lekarzy - politycy najczęściej pozostają nieuchwytni. Tak jak podczas niedawnych problemów z refundacją chemioterapii niestandardowej, tak i teraz minister Kopacz pozostaje nieuchwytna. Media koncentrują się na odrzuconej dymisji dyrektora Centrum Onkologii, a sama sprawa rozmywa się w rytualnej przepychance. Jednak od ucieczki i chowania głowy w piasek jeszcze nic się nie zmieniło. Nie jest też tak, że choroba nowotworowa to problem, z którym nie można sobie poradzić. Wręcz przeciwnie - we wszystkich krajach Unii Europejskiej programy wczesnego wykrywania i leczenia chorób nowotworowych są traktowane absolutnie priorytetowo. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że zdrowie tysięcy ludzi jest ważniejsze od na przykład bezzałogowych samolotów obsługujących kolejną misję stabilizacyjną.
W Polsce jednak panuje niebezpieczny chaos. Z jednej strony niestabilna sytuacja NFZ i skomplikowane procedury pozyskiwania środków na leczenie, z drugiej strony niewielka liczba lekarzy-specjalistów i nieuporządkowana sieć ośrodków onkologicznych w Polsce, które mimo różnych możliwości muszą ze sobą konkurować o środki z jednej puli. Prowadzi do to tego, że każda niestandardowa potrzeba kliniczna, a tych w onkologii jest stosunkowo najwięcej, rozbija się o argument finansowy. Nie może tak być. Tę sytuację koniecznie trzeba zmienić, reorganizując zarówno model finansowania opieki zdrowotnej w ogóle, jak i samą sieć ośrodków onkologicznych z ursynowskim Centrum na czele.
Stołeczne Centrum Onkologii powinno być faktycznym centrum polskiej walki z chorobą nowotworową. Z tego powodu musi być też traktowane w sposób wyjątkowy, nie tylko pod względem finansowym. Jako największy ośrodek w Polsce, warszawskie Centrum powinno być miejscem przede wszystkim dla tych chorych, którym w innych szpitalach nie można pomóc. Półoficjalnie Centrum właśnie tę funkcję spełnia: jest miejscem ostatecznej weryfikacji diagnozy i konfrontacji z chorobą. Lekarze z warszawskiego Centrum Onkologii bardzo często, mimo niesprzyjających warunków i, oczywiście, ograniczonych funduszy, skutecznie pomagają tym pacjentom, którym w innych ośrodkach nie dawano już żadnej szansy. Warto tę formułę nie tylko faktycznie zalegalizować, ale też usprawnić i wspomóc. Konsekwencje prób sztucznego odciążania Centrum Onkologii, które tak łatwo projektuje się na papierze w zaciszu gabinetu, poniosą głównie pacjenci. Sytuacja finansowa się ustabilizuje, z korytarzy zniknie tłum, ale sytuacja setek pacjentów, których głosu nie usłyszymy, ulegnie pogorszeniu. Stracą szansę na nowoczesne i skuteczne leczenie. Naprawdę trudno zrozumieć, gdy politycy, niezależnie od opcji, bez przerwy i z przekonaniem mówią o modernizacji, o cywilizacyjnym postępie, i jednocześnie nie są w stanie zorganizować środków na budowę w Polsce centrum leczenia chorób nowotworowych z prawdziwego zdarzenia. To nie samoloty, czołgi ani nawet gminne boiska, ale właśnie sposób, w jaki traktuje się chorych, świadczy o rozwoju cywilizacyjnym.
Warto powalczyć o Centrum Onkologii, by nie kojarzyło się ani z budzącym strach budynkiem na warszawskim blokowisku, ani z telewizyjnymi programami interwencyjnymi, ale z tysiącami skutecznie leczonych pacjentów i nadzieją, która coraz częściej się spełnia.
Łukasz Andrzejewski
---
Artykuł ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
Inne tematy w dziale Polityka