Już dawno żadna publikacja nie wywołała takich kontrowersji, jak biografia Ryszarda Kapuscińskiego autorstwa Artura Domosławskiego. Cieszy, że przy okazji sporu o książkę mamy do czynienia z dyskusją na temat biografistyki, szkoda jedynie, że odbywa się ona na tak niskim poziomie.
Na temat Kapuścińskiego non-fiction wypowiedziały się już takie tuzy polskiego dziennikarstwa, jak Piotr Semka, Monika Olejnik, Tomasz Lis, czy Marek Beylin. To tylko wierzchołek góry lodowej, bo już ruszyli następni. Czytając kolejne głosy, trudno jednak pozbyć się uczucia rozmijania się z sednem problemu. A tym sednem jest oczywiście stosunek do wybitnych jednostek i kwestia tego, co można, a czego nie można o nich napisać. Obowiązujący schemat to brązownictwo.
Nie wiem jak to się stało, że jak dotąd nikt nie miał odwagi nazwać postępowania Alicji Kapuścińskiej po imieniu: skandal! Próba wstrzymania dystrybucji książki i uzasadnianie to nie kłamstwem, czy błędami, ale “naruszeniem dobrej pamięci o zmarłym mężu” jest skandalem i wpisuje się w najgorszą tradycję (polskiej!) biografistyki. Tym samym Kapuścińska znajduje się w towarzystwie takich osób, jak Władysław Mickiewicz, który wyszukiwał i niszczył dokumenty “kompromitujące” sławnego ojca, czy córki Marii Konopnickiej protestujące, gdy próbowano sprostować pewne “nieścisłości” dotyczące zaangażowania wieszczki w sprawę walki z zaborcami.
Jesteśmy naprawdę na początku drogi, skoro padają zarzuty o posługiwanie się plotką i informowanie o życiu prywatnym (Beylin), czy pytania w rodzaju: “czy takiej książki Rysiek by chciał” lub “czy [Domosławski] napisałby taką książkę za życia Ryśka” (Lis). Drodzy Panowie, to już naprawdę swoiste abecadło, ale dobrze: całościowa biografia możliwa jest właśnie dopiero po śmierci danej osoby, więc wiadomo, że za życia by wyglądała inaczej. I nie ma sensu pytać, czy taką książkę bohater, by chciał. Jeśli ktoś chciał przedstawić własną perspektywę, od tego jest swoista odmiana biografii zwana autobiografią. Natomiast biografia, a szczególnie dobra biografia polega na “zdzieraniu masek”, pokazywaniu autokreacji i ujawnianiu szczegółów z życia, także nieznanych. No i wreszcie nie ma biografii bez informacji o życiu prywatnym, więc przekonanie Beylina, że “sam Kapusciński” nie zasłużył, “na to, by „wywlekano” (!) osobiste sprawy jest nieporozumieniem. Kapuściński właśnie “zasłużył” skoro napisano o nim biografię.
Trudno nie mieć podziwu dla Domosławskiego, podjął się on bardzo trudnego zadania napisania o człowieku, którego dobrze znał i cenił. Nie uległ pokusie przedstawienia banalnej laurki, tylko zaprezentował książkę uczciwą, niejednoznaczną, idącą pod prąd panującym tu schematom pisania o “wielkich ludziach”, a tym samym wbrew wdowie, wydawnictwu, a po części także macierzystej gazecie. “Gazeta Wyborcza” w wydaniu sobotnio-niedzielnym pokazała zresztą swoją alternatywę dla pracy Domosławskiego dołączając dodatek “Moja wojna futbolowa” o reportażu Kapuścińskiego. Ta alternatywa to po prostu hagiografia.
Nie wiem, co zostanie dyskusji na temat Kapuściński non-fiction, byłoby idealnie, gdyby chociaż zadomowiło się przekonanie, że naruszeniem “dobrej pamięci” nie są takie, czy inne informacje z życia portretowanej postaci. Naruszaniem pamięci jest przemilczanie niewygodnych kwestii, cenzurowanie nienormatywności życia prywatnego i robienie ze skomplikowanych postaci pomników pozbawionych wątpliwości i paradoksów życia człowieka. Na takie traktowanie nikt nie zasługuje.
Krzysztof Tomasik
Tekst ukazał się na www.krytykapolityczna.pl
Inne tematy w dziale Kultura