Pierwsza dama polskiej walki z korupcją, bezlitosna gończa, ostatnia sprawiedliwa oraz Pełnomocnik ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych – krótką mówiąc: Julia Pitera - jest moim nowym bohaterem. Dzięki jej ciężkiej i niewątpliwie ryzykownej pracy udało się ujawnić kolejną aferę. Otóż Ministrowie posiadają służbowe karty kredytowe! A to nie wszystko. Sytuacja jest jeszcze gorsza. Ci sami Ministrowie nie zadowalają się ich posiadaniem, lecz ośmielają się ich używać. Wydają pieniądze! Nasze pieniądze. Z których wpierw okradają nas za pomocą złodziejskich podatków. Co też im nie wystarcza. Gdyby tylko kradli i trzymali wszystkie pieniądze w wielkim skarbcu, to może by było ok. Ale oni je wydają! I to na co? Na hotele, taksówki i restauracje! Jak śmią? Czy potrafią, to sobie państwo wyobrazić?
Ja na przykład potrafię to sobie wyobrazić bardzo łatwo. Ale może dlatego, że błędnie zakładam, że ministrowie - jako osoby wykonujące często różne reprezentacyjne funkcje - czasami powinni gdzieś pojechać, przespać się gdzieś indziej niż we własnym łóżku, a nawet bywa, że zjeść kolacje z kimś, kto nie jest ich żoną. Choć z żonami też powinni chodzić na kolacje, nie mówię, że nie. I z mężami też, jeśli to akurat ich posiadają. A nawet z partnerami czy konkubentami. Julia Pitera z pewnością ma na ten temat inne zdanie. Posłowie powinni siedzieć w swoich domach i gadać tylko z tymi obywatelami, którzy ich w tym domu nawiedzą.
Wydane przez ministerstwa trzysta tysięcy złotych stanowi śmiesznie małą sumę. Jeśli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wydało tylko cztery i pół tysiąca, to ja się pytam, kto płacił za te wszystkie kolacje, które powinien minister jeść z różnymi innymi kulturalnymi ludźmi, czy na przykład ministrami innych państw, żeby polską kulturę promować w kraju i zagranicą. Czy to wszystkie wydatki, jakie ministerstwo poniosło na cele reprezentacyjne? Bo jeśli tak, to śmiało mogę powiedzieć, że ja więcej pieniędzy – a pewnie i czasu – poświęciłem na ten cel. Więc może należałoby zlikwidować tę instytucję, a zamiast tego powołać oficjalnego Jasia Kapelę, który zrobi to samo, z własnych funduszy.
Ale mam jakoś wrażenie, że pieniądze wydawane z kart kredytowych, to nie są wszystkie pieniądze wydawane przez którekolwiek z ministerstw. O czym świadczy choćby fakt, że nie wszystkie ministerstwa posiadają karty kredytowe. Więc o co chodzi z tym Raportem? Czy dostaniemy któregoś dnia raport o ministerialnych wydatkach czekowych? Przelewowych? Gotówkowych? Chyba by należałoby takie zrobić, jeśli pragniemy uniknąć niekompletności obrazu. A Julia Pitera na pewno pragnie tego unikać jak ognia. A przynajmniej takie mam wrażenie, bo czuję, że chyba w ogóle lubi uniki.
Ale może zupełnie błędnie interpretuję Raport pani Pełnomocnik. Może chodzi nie o to, żeby pokazać jak dużo Ministerstwa wydają i własne gniazdo kalać, ale wręcz przeciwnie – pokazać jak mało pieniędzy zostało wydanych. Świadczyłaby o tym liczba 613 złotych, które to miały zostać podobno spożytkowane na cele prywatne. „Wszystkie takie wydatki zostały zwrócone” - głosi tryumfalnie niezawodna Pitera. I w tym przypadku mogę się pochwalić, że jestem lepszy od polskich ministerstw. Bo na prywatne wydatki wydałem znacznie więcej. Ale może dlatego, że nie mam służbowej, ministerialnej karty kredytowej. Na pewno dlatego. Więc jeśli chodziło o to, żeby pokazać, że wydano tak mało pieniędzy, to ja się pytam, dlaczego tak mało? Czy to znaczy, że ministerstwa mają tak niewielki wydatki? Czy może nie płacą za nie kartami kredytowymi? Jakkolwiek nie brzmiałaby odpowiedź, nie zmienia to faktu, że Raport Pitery w żaden sposób nie zwiększa mojej wiedzy o świecie. No, może tylko w ten, że przekonuje mnie po raz kolejny, jak bardzo nieugięta potrafi być śledcza Pitera.
Jaś Kapela
Felieton ukazał się na stronie www.krytykapolityczna.pl.
Inne tematy w dziale Polityka