Głupio mi trochę zaczynać tę moją recenzję od konkluzji, ale nie mogę się powstrzymać: Brüno, najnowsze dzieło Sachy Barona Cohena, to film odważny i mądry. Mógłbym dodać: i zabawny. To prawda, jest również zabawny, jak to komedia. Niektórym ten humor będzie odpowiadać, innym może nie. Myślę jednak, że warto spojrzeć na Brünona przede wszystkim jako na intelektualny eksperyment oparty na konsekwentnym zastosowaniu dwóch iście diabelskich procedur.
Procedura pierwsza: jak wyglądałby świat, gdyby homofobiczne wyobrażenia na temat gejów były prawdziwe? Wyjmijcie z głowy przeciętnego homofoba najgorsze fantazje lękowe na temat gejów i zainscenizujcie je na ekranie - voilà, nasz Brüno we własnej osobie! Przegięty, seksoholiczny, ostentacyjny, obnoszący się ze swoim narcyzmem. Widzimy go w scenach wyrafinowanego seksu, oczywiście analnego, lejącego szampana z butelki umieszczonej w odbycie partnera. Spotykamy go zaaferowanego symulowanym obciąganiem i lizaniem rowa, nachalnie przystawiającego się do niczego niepodejrzewających heteryków (tzw. „łapanie za dupę”) itp. itd. Mocne? To dopiero początek… Dalej mamy adopcję, a właściwie kupno dziecka, oczywiście małego chłopca, oczywiście w Afryce, w zamian za wypasionego iPoda. Familijne zdjęcie z nowo nabytym synkiem: kąpiemy chłopca w jacuzzi, z czterema nagimi mężczyznami, z których dwaj przyjęli niedwuznaczną pozycję. Mocne? To jeszcze nie wszystko, ale dość! Nie zdradzę więcej szczegółów, żeby nie psuć nikomu frajdy.
No dobrze, ale po co to wszystko? Czy nie przypomina to jakiejś homofobicznej wersji Żyda Süssa? Ładnie to tak powielać najgorsze stereotypy? Dworować sobie z tych, którzy i tak są słabsi? Niby Brüno doprowadza to wszystko do absurdu, co jednak, jeśli ktoś to przypadkiem weźmie poważnie? Jakkolwiek by patrzeć, wydaje się, że Baron Cohen tym razem, nomen omen, przegina…
Faktycznie, sama inscenizacja homofobicznych stereotypów nie uniosłaby jeszcze filmu. Stąd procedura druga: zestawienie tej fantazji z kunsztownie sfilmowaną społeczną normalnością. I to właśnie zaglądanie pod podszewkę normalności jest najciekawsze. Oto po powrocie z Afryki Brüno pragnie zorganizować świeżo nabytemu dziecku sesję zdjęciową wśród rówieśników. Ogłasza casting, przychodzą żądni zarobku rodzice. Lista rzeczy, na które się godzą (trudno powiedzieć, czy z chciwości, czy z konformizmu, czy w nadziei, że ich dziecko będzie sławne) jest porażająca: „Można go będzie zawiesić na krzyżu obok mojego synka?” - „Ależ oczywiście”. - „Nie boi się dużych prędkości?” - „Skądże”. - „Mały lubi się bawić fosforem?” - „Wprost uwielbia!” (Myślicie, że geje chcą kupować dzieci? A może to po prostu wy sami lubicie je sprzedawać?)
Brünozbudowany jest na takich kontrapunktach. Z jednej strony mamy więc fantastyczne obrazy homoseksualnego wyuzdania, z drugiej realne sceny nagrane na imprezie heteryckich swingersów. Z jednej strony fantazmat „agresywnego” epatowania przez gejów swoją seksualnością (zawsze jak wiemy przeciwstawiany łagodnej skromności normalsów), z drugiej realne nagranie publiczności pokazu wrestlingu, wykrzykującej ekstatycznie „Jesteśmy hetero! Nienawidzimy pedałów!” Z jednej strony fantazja o homoseksualistach samolubnych i zaaferowanych sobą, z drugiej autentyczna pogawędka o pomaganiu ludzkości z gwiazdą usadowioną na meksykańskim robotniku podstawionym jej jako krzesło. Świat, w którym żyjemy, nasz najnormalniejszy świat zbudowany jest na wartościach takich jak wyzysk, hipokryzja, agresywny heteroseksualizm czy okrucieństwo wobec dzieci. Nie dostrzegacie tego? - zdaje się pytać Brüno. - Nie przeszkadza wam to? Zboczeńcy!
Tekst ukazał się na stronie Krytyki Politycznej.
Inne tematy w dziale Kultura