Kampania do europarlamentu zakończyła się przed ogłoszeniem ostatecznych wyników, dokładnie wraz z końcem ciszy wyborczej. Wystarczą sondaże i ranking telefoniczny, żeby ogłosić komu należy gratulować, a kto pozostaje “na marginesie sceny politycznej” (jedno z ulubionych określeń mediów).
Poza tym bez emocji, bo też emocjonować nie bardzo jest się czym. Wszystko staje się coraz bardziej przewidywalne, o różnorodności nie ma mowy, bo system finansowania partii i wyśrubowane progi wyborcze zamiast wspierania, raczej blokuje wszelką nową inicjatywę. W efekcie przy okazji kolejnych kampanii spotykamy wciąż te same twarze kilku nieciekawych panów w przepoconych garniturkach. Wybór staje się pozorem, bo przez próg przeciskają się już tylko cztery partie, coraz bardziej do siebie podobne, co było szczególnie widoczne teraz, przy okazji prezentowanego stosunku do Unii Europejskiej. W gruncie rzeczy hasło było jedno i cała czwórka mogła się pod nim popisać: „Silna Polska w zjednoczonej Europie”.
Jedyny ciekawszy moment wiązał się z kampanią Libertasu. Próbowano wypłynąć na połączeniu ostrego sprzeciwu wobec Unii, niedobitków LPR-u, przychylności TVP i Lechu Wałęsie jako wizytówce. To się nie mogło udać, ale wystarczyło, żeby zaobserwować strach przed nową formacją wśród polityków i dziennikarzy. Trzeba się było bronić przed najazdem Hunów, w efekcie „Dziennik” z 15 maja pierwsze sześć stron poświęcił na sprawy związane z Libertasem i występem Wałęsy obok Ganleya, a potem wrócił jeszcze do sprawy w dziale „Opinie”. Ulubionym zajęciem tego i innych mediów stało się przekonywanie, że ugrupowaniu, którego nie ma w parlamencie, nie należy się czas antenowy. Pomysł, że być może należy się wszystkim kandydatom, bez względu na dotacje państwowe, nie miał szansy zaistnieć.
Nową twarzą PO stała się Danuta Hübner. Kandydatka idealna, która zapytana o poglądy polityczne odpowiada: „Dostrzegam potrzebę większej przestrzeni dla indywidualnych decyzji człowieka przy jednoczesnym zachowaniu wrażliwości społecznej” (GW, 25.05.09). Cóż za deklaracja! Co to oznacza, na jakie konkrety się przekłada? Nie wiadomo, i oczywiście żaden dziennikarz nie próbował się dopytać. W końcu bycie „fachowcem” czy „specjalistą” oznacza w Polsce właśnie brak poglądów, albo raczej poglądy „takie, jak wszyscy”. Hübner pasuje więc do Platformy jak ulał. I nie miały żadnego sensu narzekania SLD, że podebrano im kandydatkę. Powinni się raczej zastanowić kogo wylansowali i wyciągnąć z tego wnioski. Ale jeśli na Hübner im naprawdę zależy, wystarczy postarać się ponownie objąć władzę, wtedy i była pani komisarz z pewnością do nich powróci, by „ciężko pracować na rzecz Polski”.
Krzysztof Tomasik
-----
Komentarz ukazał się na portalu www.krytykapolityczna.pl.
Inne tematy w dziale Polityka