Dzisiaj Grzegorz Schetyna i Władysław Kosiniak-Kamysz jako przedstawiciele opozycji mieli spotkać się w ambasadzie RFN z kanclerz Angelą Merkel. Argumentacja za tym miejscem miała być taka, że tak jest wygodniej ze względu na kwestie logistyczne i napięty grafik spotkań pani kanclerz. Nie zaproszono na to spotkanie innych liderów partii parlamentarnych i pozaparlamentarnych (.Nowoczesna, SLD, Kukiz'15, Wolność i inne). Nie było również spotkania z przedstawicielem KOD czy słynnego 'S'.
Ustalmy jedną rzecz - spotkanie z opozycją podczas wizyty o charakterze państwowym (a tym bardziej oficjalnej) jest elementem protokołu dyplomatycznego (i też pewnego obyczaju dyplomatycznego), który ma na celu pogłębienie relacji z reprezentacją całej społeczności danego kraju (bo jednak obecność opozycji świadczy o tym, że społeczeństwo nie jest politycznym monolitem). Ma też wymiar strategiczny - ponieważ w krajach demokratycznych (a przynajmniej z jako tako funkcjonującą instytucją wyborów) może się zdarzyć sytuacja, w której trzeba będzie się dogadywać z obecną opozycją. I aby nie obudzić się z ręką w nocniku, takie kontakty, nawet na zasadzie kurtuazyjnej, warto podtrzymywać. To, z kim chce się spotkać gość również zależy od gościa, nikt jej (jego) nie powinien przymuszać do spotykania się na siłę z każdym, kto jest szefem zarejestrowanej partii politycznej. Dlatego też rozumiem podejście pani kanclerz, która chciała się spotkać z szefami partii, które wchodzą w skład tej samej frakcji w PE. To jest jej suwerenny wybór, który należy uszanować. Może on być absurdalny, nie po myśli takiej czy innej partii, ale to już nie jest problem państwa przyjmującego.
Skupmy się tutaj jednak na tym, co może paść w takiej rozmowie w ambasadzie obcego państwa względem Polski. Ambasada jest terytorium trochę na zasadzie eksterytorialności, co pozwala budować tam specjalne pomieszczenia do prowadzenia rozmów o wysokim stopniu tajności oraz takie, gdzie rozmowa może być rejestrowana przez sprzęt elektroniczny. Również gospodarz ambasady za pośrednictwem swojej ochrony ma prawo do przeszukania gości (posłów opozycji) i pozbawienia ich urządzeń nagrywających - co prowadzi do sytuacji, gdzie występuje wyraźna asymetria.
Nie zakładałbym, że kanclerz chce przekazać swoim gościom ściśle tajne informacje, które wymagają użycia pomieszczenia uniemożliwiającego podsłuch. Można to zrobić innymi kanałami, bardziej bezpiecznymi, bez angażowania szefa rządu w to bezpośrednio (który też notabene nie może mieć gwarancji, że go faktycznie tam nikt nie podsłucha, albo posłowie nie wyjdą za chwilę na konferencję i przekażą to co usłyszeli).
Natomiast nie wykluczałbym wariantu (będąc po stronie posłów opozycji), że kanclerz rozmowę może nagrywać. Mogą w niej paść propozycje, sugestie działania, które zostaną przez rozmówców zaakceptowane (lub też nie odrzucone w pierwszym odruchu - milczenie w dyplomacji to też jakaś postawa). Taki materiał może pełnić rolę kompromatu, którym można dalej szantażować rozmówców. Może nie być nagrywana, ale wtedy mogłaby być przeprowadzona w dowolnym miejscu. Byłaby również pewnie na inny temat.
Spotkanie z dwoma osobami ma też inny charakter niż spotkanie z pięcioma - wtedy zaczyna dominować logika tłumu i rozmywania odpowiedzialności (nikt nie bierze padających słów bezpośrednio w odniesieniu do siebie czy swojej formacji), co utrudnia rozgrywkę psychologiczną. Należy też pamiętać o tym, że psychologicznie ważne jest kto do kogo przychodzi - w tej sytuacji to opozycja idzie w gości, a nie odwrotnie.
Inne tematy w dziale Polityka