W poniższych rozważaniach będę operował znaczącymi uogólnieniami opierając się na tym, co się słyszy w przestrzeni publicznej, czyta w różnych postach i komentarzach. Oczywiście jesteśmy bardzo różni i opinie mamy różne, ale bardzo dominujący obraz jest moim zdaniem taki, jak postaram się zarysować.
Jest to oczywiście zrozumiałe, nie twierdzę, że inne narody nie postępują podobnie, niemniej jednak wydaje mi się, że u nas się to przejawia w postaci skrajnej.
Jeden przykład - ciągłe narzekania, jak to Brytyjczycy nas źle potraktowali podczas Drugiej Wojny Światowej, jacy byli nielojalni, jak nas zdradzili... Jakoś nie mówi się wiele, że Druga Wojna to była katastrofa dla Wielkiej Brytanii, wyszła z niej zrujnowana finansowo, podporządkowana Stanom Zjednoczonym, jej gigantyczne ogólnoświatowe Imperium zaczęło się rozpadać, perła w koronie - Indie - odzyskały niepodległość parę lat po Drugiej Wojnie. O ile na początku Drugiej Wojny Światowej Wielka Brytania wciąż była "Królową Mórz" (parytet tonażowy floty z USA ale biorąc pod uwagę tradycję i poziom wyszkolenia wciąż chyba można było uznawać wtedy flotę brytyjską za numer 1 na świecie), to podczas wojny została ona całkowicie zdystansowana przez flotę USA i stała się "młodszym bratem". Czy to w tym kontekście dziwne, że problemy Polski nie mogły być kluczowym zmartwieniem dla Brytyjczyków?
Myślę, że warto jest starać się zrozumieć inne narody, to jakie główne problemy je dotykają, na czym się w danym okresie koncentrują (i to zarówno na poziomie polityków jak i społeczeństwa i jego głównych grup) dostrzec to, co mają wspaniałego do zaoferowania, lepiej rozumiejąc świat wzbogacamy się sami. Postaram się w najbliższym czasie napisać notki o Francji (jestem frankofilem, wiele rzeczy mnie tam zachwyca, szczególnie muzyka), a także o Rosji (tam podoba mi się o wiele mniej, ale także można wskazać bardzo wartościowe rzeczy, u nas ciągle mówi się o Rosji tylko w negatywnym kontekście).
Oczywiście nie chodzi mi tutaj o jakieś unicestwianie wrogów, tylko uważam, że dobrze rozumiejąc innych można znacząco lepiej prowadzić dyplomację, unikać pewnych podstawowych błędów i uzyskiwać korzystniejsze porozumienia. Natomiast jeśli chodzi o naszych decydentów, to mam nieodparte wrażenie, że oni takich zalet nie posiadają. Tak bywało dawniej, teraz to także bardzo mocno się uwidacznia, chyba nawet silniej niż dawniej, kiedy jednak wśród decydentów bywali świetnie wykształceni oraz mający związki międzynarodowe arystokraci. Do polityki ciągną teraz ludzie bardzo mocno nastawieni na zrobienie kariery, nawet po przysłowiowych "trupach", zapewne brakuje im czasu w życiu na jakąś głębszą refleksję i rozwój intelektualny.
Komentarze
Pokaż komentarze (4)