Wczoraj miałem prace w ogrodzie w czasie, kiedy w okolicznym kościele odprawiano jakieś nabożeństwa. Kościół odległy prawie kilometr, więc nie docierały do mnie słowa z zewnętrznych głośników, tylko zaśpiew księdza. Przyznaję, że to co słyszałem wywoływało we mnie bardzo negatywne uczucia. Był to głos żałosnego zawodzenia, jakby skrzywdzonego dziecka. Podobne w tonie zaśpiewy słyszałem wcześniej niejednokrotnie, bo mieszkam tu gdzie mieszkam już długo, jednak dopiero teraz zareagowałem emocjonalnie. Zapewne sprawiło to odkrycie sprzed kilku się dni o tym, jak działa sukces, a jak porażka.
Bywa że nie jesteśmy w formie, np jakaś niewielka infekcja, sprawia, że do wyzwań podchodzimy z mniejszym nastawieniem na sukces. Czasami nawet niewielki ból, sprawia, że tak, gdzie trzeba się zmobilizować, zacisnąć pośladki i iść odważnie do przodu, odpuszczamy przed osiągnięciem celu. Efektem jest brak satysfakcji ze zwycięstwa, jakiś żal wewnętrzny i utrata energii. Jeżeli jednak, pomimo przeciwności, pomimo bólu, albo na przekór postawie otoczenia, postawimy na swoim i osiągniemy zamierzony cel, wówczas o dziwo nasza energia wzrasta. Można padać na pysk ze zmęczenia, a jednak, po osiągnięciu celu, zmęczenie znika jak zły sen - to co zainwestowaliśmy, wraca do nas zwielokrotnione. Z drugiej strony, oszczędność energii i poniechanie dzieła przed osiągnięciem celu, sprawia że i tak utracimy to, co pragnęliśmy zaoszczędzić.
Słuchanie zawodzenia księdza z tej perspektywy, wyjaśnia jedną rzecz: odpowiedz na pytanie: dlaczego kraje katolickie są generalni biedniejsze od protestanckich staje się wyjątkowo jasna i klarowna. Postawa żałosnego biedactwa, powoduje utratę energii. Za utratą energii, idzie słabość charakteru i gorsza zdolność do kształtowania swojego otoczenia.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo