Muszę przyznać, że siedzenie na kwarantannie wyjazdowej ma swoje plusy. Gdyby nie przymusowe uziemienie w 4 ścianach, nigdy nie znalazłbym czasu na to, co zawsze chciałem zrobić - napisać właśnie taką historię.
Ziemia-rajski-ogrod cz. 1
Kontynuacja:
Trzeba bowiem wiedzieć o tym, że na macierzystej planecie kolonizatorów, siły grawitacji były mniejsze niż na Ziemi, stąd wyjątkowo niewdzięczna rola tych, którzy w czasie wyprawy wykonywali prace fizyczne. Ponieważ podział społeczny przybyszów, według sztywnej struktury na kształt piramidy, był kwestią nie do przeskoczenia, robotnicy, czując że ta praca ich zabija, dość szybko zaprzestali kopania i podnieśli bunt przeciwko złym warunkom pracy. Kierownictwo wyprawy nie miało wyjścia. Trzeba było w krótkim czasie znaleźć zastępstwo do najgorszych prac. Populacja ogrodnika, była wtedy na Ziemi nawet dość liczna, a jego warunki fizyczne, wręcz idealne do pracy fizycznej, to jednak wrodzone umiłowanie wolności, zupełnie dyskwalifikowały go do tej roli. Kolonizatorzy potrzebowali przede wszystkim posłusznego pracownika. Na Ziemi istniały też gatunki małpoludów, nawet trochę podobnych fizycznie do kolonizatorów, ale te z kolei, nie przekroczyły jeszcze progu samoświadomości, który był konieczny do samodzielnej oceny warunków pracy i pożądanej reakcji na presję kierownictwa. Nie pozostawało nic innego, jak wykorzystując materiał genetyczny kolonizatorów i gatunków ziemskich, stworzyć hybrydę, która miałaby budowę ciała lepiej dopasowaną do warunków ziemskich, oraz umysłowość przeniesioną wprost od obcych. Ta umysłowość, zawierająca rozumowanie, samoświadomość i podświadomość była o tyle ważna, żeby, znając reguły jej funkcjonowania na wszystkich poziomach, posiadać narzędzia do wszechstronnej kontroli tej nowej istoty. Kolonizatorzy, jakkolwiek nie posiadający możliwości korzystania z mocy duchowych, posiadali wiedzę o możliwości przeniesienia świadomości do drugiego ciała. Ktoś z nich musiał się poświęcić i oddać życie, aby coś takiego było możliwe. Oczywiście kandydat został wybrany z pośród protestujących.
W taki oto sposób powstała nowa istota: człowiek rozumny. Dostał na imię Adam. Coś jednak umknęło kolonizatorom podczas aktu stwarzania. Oto bowiem, dokonując syntezy swojego materiału z ziemskim, stworzono istotę, która łączność z duchowością, miała doskonale zachowaną. U Adama specjalnie nie było to widoczne, bo pierwiastek męski z natury, ma duchowość schowaną głęboko. Natomiast kiedy pojawiła się Ewa - żeńska połówka kompletu, blask duchowości w jej oczach, był doskonale widoczny. Od razu pojawiły się w związku z tym problemy. Oto bowiem, Ewa zaczęła odbierać przekazy mentalne z kosmosu. Kosmosu, który już wtedy zaludniony był przez wiele ras, stojących bardzo wysoko w rozwoju duchowym. Te przekazy mówiły coś zupełnie innego, niż głosili to bogowie, bo tak kazali się pierwszym ludziom nazywać kolonizatorzy (i od teraz, w tym opowiadaniu, tak będę ich określał). Ponieważ istniało w związku z tym zagrożenie dla całego projektu, bogowie rozpięli nad całą Ziemią rodzaj osłony, odcinając ją prawie zupełnie, od pola kosmicznej informacji - tego drzewa poznania. Energię do zasilania osłony, dostarczały koncentratory - ogromne kamienne budowle w kształcie piramidy. Kiedy zażegnano pierwsze zagrożenie, szybko pojawiło się następne. Bogowie patrząc na Ewę (ech te kobiety), widzieli nie tylko atrakcyjną postać, ale również blask duchowości. To przypominało im o utraconym dawno temu skarbie i budziło trudne do opanowania, nawet dla nich, emocje. Stąd co rusz, któryś z bogów, urzeczony niespotykanym pięknem, wykradał dla ludzi zdobycze nauki, przeznaczone wyłącznie dla bogów. Nie pomagało przykładne karanie zdrajców, przykuwaniem do niedostępnych turni Kaukazu. Zawsze znajdował się następny, który robił wszystko, aby tylko zasłużyć sobie na uśmiech kobiety. W międzyczasie, eksploatacja Ziemi w oparciu o pracę człowieka, szybko posuwała się naprzód i w końcu, zebrano wystarczającą ilość złota. Kierownictwo ekspedycji rzadko pojawiało się na Ziemi, przez większą część czasu rezydując w orbitujących nad Ziemią statkach. Nie za bardzo obchodził ich los Ziemi, ani tym bardziej jej mieszkańców. Dlatego przed odlotem, postanowiono zatrzeć ślady swojej bytności i pozbyć się przy okazji rasy ludzkiej, roztapiając lód na biegunach i zsyłając potop na całą Ziemię. Bogowie mieli doskonałą świadomość zagrożenia, na jakie narażali się, pozostawiając człowieka bez kontroli. Połączenie sprawnego umysłu, z duchową inspiracją, stwarzało wybuchową mieszankę o nieograniczonych możliwościach, która mogła w krótkim czasie doprowadzić do ekspansji człowieka w kosmosie i zagrozić ewentualną zemstą na swoich kreatorach (tak sobie myśleli). Jednak i w tym przypadku, znalazł się wśród bogów jeden, zauroczony ziemskim pięknem, który po cichu zdradził grupce ludzi (jednej rodzinie) niecne plany i zaproponował sposób na przetrwanie kataklizmu. Nawiasem mówiąc, Ziemia nie została pozostawiona sama sobie na łasce bogów. Na peryferiach, zdarzały się incydentalne doświadczenia mistyczne wśród innych ludzi i tą drogą ostrzeżono też inne plemiona o mającej nadejść katastrofie i przekazano sposoby zachowania życia.
Kiedy po kilku milleniach, na Ziemię przyleciała boska misja kontrolna, ze zdziwieniem stwierdzono, że ludzie przetrwali potop i mają się całkiem nieźle. Bogowie nauczyli się już, że z planami prawdziwego Boga, często nie udaje się wygrać, nawet za cenę ogromnych poświęceń, dlatego postanowiono, że na Ziemi zostanie stała misja kontrolna, która przez cały czas będzie ograniczać rozwój człowieka. W międzyczasie, bogowie udoskonalili technologię pozyskiwania energii mentalnej z emocji innych istot, szczególnie takich, obdarzonych umysłem jak np człowiek, choć krzyk zabijanego zwierzęcia na ołtarzu ofiarnym, też był nie do pogardzenia i od tej pory taki rodzaj „dobra” zaczął być specjalnością eksportową Ziemi. To dlatego, ludzie w tamtym czasie zaczęli się bać wszystkiego, a w szczególności, bać się gniewu bogów. Pomimo prowadzonej blokady naszego rozwoju, rozwój, choć powolny, miał miejsce. Aby podtrzymać poziom lęku przed boskim gniewem, bogowie musieli schować przed nami swoją materialną postać. Długo opracowywano system kontroli człowieka, aż powstały scentralizowane organizacje państwowe, z rozdziałem władzy świeckiej i religijnej, dla silniejszego trzymania nas w parterze. Pozostawiono pełnomocnictwa ludzkim przedstawicielom, czyli królom, poparte know-how jak trzymać w ryzach ludzkie stado.
Następna kontrolna wizyta bogów, miała miejsce już w czasach nie tak bardzo odległych, bo około 4000 lat temu. Okazało się, że królowie spoglądając ze szczytu piramidy władzy, nie dostrzegają wszystkich szczegółów. A na peryferiach działo się naprawdę wiele spraw nie po myśli naszych nadzorców. Oto na przykład Kultura Doliny Indusu, stworzyła zupełnie egalitarny model społeczeństwa, bez sztywnej struktury władzy i na dodatek bez systemu wierzeń, który zapewniałby pobieranie tak cennej energii emocjonalnej. Wszyscy mieszkańcy tamtych rejonów, żyli na dość wysokim poziomie materialnym, bez lęku (!!!) o sprawy doczesne i duchowe, tworząc dobrze zorganizowane społeczeństwo, gotowe do rozprzestrzenienia się na inne tereny. Widząc takie zagrożenie, bogowie użyli wszelkich posiadanych środków do zniszczenia cywilizacji Doliny Indusu. Ślad po tym zdarzeniu pozostał do dnia dzisiejszego, w postaci wysokiego poziomu promieniowania jądrowego w Mohendżo-Daro. Z cywilizacją harappańską, trzeba było działać szybko, co innego rozproszone, małe plemiona, jak np Słowianie, które pozostawały poza zasięgiem centralnej władzy i mogły w przyszłości stanowić zalążek stylu życia niezgodny z interesem bogów. Z racji rozproszenia, problem ten należało rozwiązać w zupełnie inny sposób. Po pierwsze, królowie zostali zachęceni do rozszerzania swoich królestw o nowe, do tej pory leżące odłogiem, tereny. Po drugie, wybrano jedno plemię, żyjące na terenach Bliskiego Wschodu, oznaczające się szczególnymi predyspozycjami do umysłowego, a nie intuicyjnego podchodzenia do problemów. Wdrożono dla tego plemienia specjalny program wychowania, który dobrze blokował inklinacje transcendentalne i wyposażono w kilka boskich urządzeń, zapewniających bezpośrednią łączność z planetą bogów, oraz przekazano jeszcze bardziej skuteczne know-how, jak osiągać długoterminową przewagę w świecie ludzi. W założeniu, plemię to miało być rozproszone po całym świecie, aby kontrola objęła naprawdę każdy zakątek Ziemi. Bogowie, to urodzeni perfekcjoniści. Taki też był ich nowy plan. W założeniu, za 1000 lat, człowiek miał popaść pod całkowitą i niezawodną kontrolę systemu, okrojony o swoje największe dziedzictwo. Nawet świadectwa osób uduchowionych, wywołujące w tamtym czasie masowe ruchy religijne, z upływem lat po śmierci tego, który pokazał drogę do uwolnienia z niewygody duchowej człowieka, coraz bardziej skupiały się na obrzędowej, zewnętrznej stronie zagadnienia. Ci mistrzowie, to byli ludzie, jak my. Nawet najsilniejszy płomień duchowej mocy, przygasał, kiedy oni odchodzili do lepszego świata. To był czas, kiedy nasza świadomość była dopiero u swojego zarania, a lęk, podsycany zewsząd, dominował.
Doskonały plan bogów, w połączeniu z otumanionym człowiekiem, gwarantował sukces. Jednak stało się coś, co pokrzyżowało te plany. Na Ziemi, pojawił się wysłannik Najwyższego.
Cdn
Inne tematy w dziale Rozmaitości