Kiedy moje dzieci miały kilka lat, odkryłem u siebie talent do opowiadania bajek. Prawie co wieczór, kiedy dzieciaki były już w łóżku, na gorąco wymyślałem bajkowe historie i opowiadałem je aż do ich, lub mojego zaśnięcia. Dzisiaj postanowiłem wrócić do mojego talentu i opowiedzieć bajkę tutaj, na S24, które wydaje się jakby stało się cokolwiek zbyt poważne.
Dawno temu, tak, że nikt nie pamięta kiedy, Bóg wpadł na podobny do mojego pomysł, bo dotychczasowe kreacje zaczynały Go już nudzić i tak, w przypływie dobrego humoru stworzył Ziemię, ogród szczęścia i miłości. Przy jego zakładaniu, sprowadził z odległych części wszechświata, prawdziwą kolekcję pięknych roślin i niezwykłych zwierząt. Wysokie rody, panujące na innych planetach, które blisko współpracowały z Najwyższym, z wielkim wyczuciem wspaniałych, ziemskich warunków, zainstalowały tutaj ogrodnika. Jego rolą, miała być opieka nad ziemską przyrodą i powolne wzrastanie w świadomości swojego boskiego pochodzenia. Może nie był to piękny twór, bo chodząc na dwóch nogach, musiał mieć wystarczająco mocną strukturę, aby na starość nie narzekać na bóle kręgosłupa. Miał za to niezwykłe wnętrze. Z prawdziwą czułością rozmawiał z drzewami, dzikie zwierzęta, były jego dobrymi znajomymi, a wieczorami, przy ognisku uprawiał śpiewy i tańce prawie do białego rana. Wieki mijały, rajski ogród odwiedzali goście z innych światów, ciesząc oko niezwykłym bogactwem życia i harmonią, jaka biła z tego błękitnego klejnotu, zawieszonego na gwiezdnym firmamencie. Wśród gości, przybył raz ktoś, komu obojętny był widok klejnotu w kolekcji Najwyższego. Tak prawdę mówiąc, wyglądał zupełnie inaczej niż inni goście. Zamiast wygodnych powłóczystych szat, miał na sobie obcisły kombinezon, obwieszony przedmiotami o kanciastych kształtach i niewiadomym przeznaczeniu. Zachowywał się też inaczej niż inni goście. Zamiast korzystać z warunków do zażywania przyjemności i pływać w oceanach, zjeżdżać po śliskim śniegu z góry lub kosztować niezwykłych pokarmów i płynów na imprezach u ogrodnika, ten zaszywał się w pustkowia, kopał dziury, wiercił w skałach i co chwila zerkał na swoje tajemnicze przyrządy. W sumie nie trwało to długo, bo po kilku księżycach, wsiadł na swój gwiezdny pojazd i tyle go widziano. Jednak rok później, na Ziemię przybyła cała armia takich samych odmieńców. Od tej pory, na nocnym niebie, świeciły złotym światłem ich statki, a na Ziemi, w miejscu, gdzie dzisiaj leży Irak, powstał wielki obóz dla tysięcy przybyszów. Nie przejmując się wyjątkowym charakterem miejsca, od razu zaczęli kopać rowy nawadniające, ryć dziury w skałach i wwiercać się głęboko w głąb ziemi. Nie wiadomo dlaczego Bóg pozwolił na tak jawną i bezczelną dewastację swojego dzieła. W sumie minęło już dużo czasu, (akurat Jego to nie dotyczy) i zapewne realizował inne wspaniałe projekty, albo bogactwo na Ziemi, miało dotyczyć też bogactwa doświadczeń w miłym i bolesnym znaczeniu. W każdym razie na Ziemi, pojawiły się nienaturalnie proste i równe ślady ich działalności. Dla usprawiedliwienia kolonizatorów, bo tak ich można określić, należy dodać, że były/są to istoty ułomne - tacy kosmiczni inwalidzi. W pewnym momencie swojego rozwoju, skupili się tak dalece na materii i prawach materialnego świata, że naturalna łączność wszystkich żywych istot we wszechświecie z rzeczywistością duchową, została u nich prawie całkowicie zablokowana. Jakoś trudno było im się wzruszyć pięknem przyrody, która przecież odbija piękno ducha. To dlatego swój rozwój oparli na opanowaniu sił fizycznych. Dość, żeby swobodnie docierać, do odległych systemów planetarnych w naszej galaktyce. Doświadczenia z podbojów planet zamieszkałych przez niżej rozwinięte społeczności, dały im wiedzę o tym, jak panować nad psychiką i emocjami innych i jak z tego panowania czerpać siły życiowe dla siebie. Ponieważ na swojej macierzystej planecie, pojawiły się problemy z ich słońcem, które coraz bardziej podnosiło swoją temperaturę, wymyślili, aby za pomocą rozpylonego w stratosferze złota, wytworzyć rodzaj lustra ochronnego. To właśnie złoto, którego wystarczające złoża odkrył na Ziemi gość odmieniec, było powodem najazdu. Złoto lubi się chować i nawet wtedy, w nietkniętej litosferze, trzeba było przerobić ogromne masy urobku, aby pozyskać pożądaną ilość złota. Ciężka praca w ciasnych korytarzach kopalń, okazała się ponad siły kolonizatorów, nawykłych do korzystania w takich przypadkach, z siły niewolników, lub maszyn.
Jutro opowiem dalszą część opowieści
Inne tematy w dziale Rozmaitości