Są ojcowie i Ojcowie. Mój był nie tylko domowym samcem alfa, ale też moim mentorem, mistrzem. Nauczył mnie wszystkiego – uczciwości, lojalności, wrażliwości, trochę także ciętej riposty. Zaszczepił mi swoją moralność, swój perfekcjonizm i umiejętność obserwacji ludzi. Pokładał we mnie wielkie nadzieje; kupił mi gitarę, oddał mi swoje farby, ale w końcu (co odniosło największy sukces) udostępnił mi swoje książki. Wszystkie, chociaż widząc niektóre moje wybory kręcił nosem. A im bardziej mi odradzał, tym chętniej je czytałam – tak zakochałam się w Dostojewskim, o którym rozmawialiśmy z Tatą godzinami, dniami i nocami. Razem odkrywaliśmy literaturę; dla mnie to było jak nowy świat, dla niego powrót do czasów studenckich.
Ostatnie 5 lat, w których odciął się od ludzi i zamknął w domu, był dla mnie najlepszym czasem. Zawsze mogłam do Niego przyjść, posiedzieć z Nim, podręczyć Go i poprzeszkadzać Mu. Nigdy mnie nie wyrzucił. Przez niecałe 18 lat prowadził mnie przez życie. Chociaż nieczęsto go słuchałam, prędzej zbaczałam w przeciwnym kierunku, jednak koniec końców okazywało się, że miał racje. Zawsze miał racje. I nigdy nie odwrócił się ode mnie, nie wyśmiał, nie wypominał. Tłumaczył mi wszystko, odpowiadał na każde, najbardziej abstrakcyjne pytanie. Czasami spędzał dobę na szukaniu rozwiązania nieistotnego problemu, o którym Mu wspomniałam.
W ciągu całego swojego życia nie stracił ani chwili. Tym imponował mi najbardziej – cokolwiek robił, korzystał na tym, nawet gdy przypadkiem włączył telewizor, leżąc na kanapie. W gazetach wyszukiwaliśmy najdziwniejsze historie i snuliśmy opowieści. Tata był w tym niezastąpiony. Gdy byłam mała, opowiadał mi o obrazach żeby odciągnąć mnie od lalek Barbie. O dziwo zawsze mu się to udawało...
Nigdy mnie nie lekceważył. Zawsze traktował mnie bardzo poważnie, i za to jestem mu wdzięczna. Czułam się jak jego partner, kiedy pytał mnie o zdanie. Jakbyśmy byli równi. I z czasem zrozumiałam, że w jego oczach naprawdę szliśmy ramię w ramię. Że to, co mówię, naprawdę ma dla niego znaczenie. Że przychodzi do mnie po radę. Że opowiada mi o swoich nowych osiągnięciach i odkryciach, szukając mojego uznania.
Mam tylko nadzieję, że wiedział, że dla mnie zawsze był najważniejszy, że zawsze Go podziwiałam i przed każdą poważną decyzją myślałam o tym, co On by zrobił na moim miejscu. Nie powiedziałam mu, że wszystko co zrobiłam, robiłam dla Niego. Że najbardziej bałam się, że Go zawiodę.
I wciąż tego boję się najbardziej.
Jeśli ktoś chciałby zamieścić tekst na tym blogu proszę o przysłanie go pod adres: wspominamyjacka@gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości