Z kamiennicy moich przodków, po Powstaniu Warszawskim, nie pozostał kamień na kamieniu. Władze komunistyczne ziemi nie zwróciły. Po 1990 r. od zaprzyjaźnionego adwokata usłyszałem, bym sprawę odzyskania działki na której stał dom porzucił bo reprywatyzację w Warszawie "obsiadła mafia" i szkoda mojego życia.
Moi rodzice kupili nowe mieszkanie w 1962 roku. Był to lokal spółdzielczy, najwyższa forma własności prywatnej akceptowana na rynku mieszkaniowym przez władze PRL. Osiedle zbudowano na znacjonalizowanej przez stalinowców ziemi. W latach 70 XX w. moi rodzice drugi raz "zapłacili" za swoje m3 wykupując "prawo do mieszkania własnościowego".
Obecnie władze Warszawy zmuszają mnie bym trzeci raz zapłacił za mieszkanie, kupując ziemię na której stoi. Aspekt prawny tego co się stało pozostawię prawnikom.
Jestem pewien, że jeśli ludzie z formacji PO-PSL rządy w RP będą sprawować, to nie jest to ostatni okup jaki Warszawiacy za posiadanie dachu nad głową będą musieli zapłacić. Zawsze można podnieść podatek od nieruchomości, wprowadzić nowy np. adiacencki, termoemisyjny, ekologiczny, opłat od wody śmieci etc.
Ja dam radę zapłacić kolejny haracz; co się jednak stanie z moimi sąsiadami emerytami? Już dzisiaj balansują na granicy biologicznego przetrwania.
Można się też spodziewać, że decyzję warszawskich władz, jako miasta awangardowego (w wojskowym znaczeniu tego terminu) skopiują inne ośrodki. Ale to już inny aspekt, tego bolszewickiego posunięcia.
Inne tematy w dziale Polityka