W mojej notce o Chiune Sugiharze wspomniałem o Tadeuszu Romerze – polskim ambasadorze w Japonii (1937-1941). Chciałbym uzupełnić tamten wpis, bo działania, które podjął ambasador Romer były równie bezprecedensowe. Można powiedzieć, że robił wszystko, co tylko mógł, żeby pomóc uchodźcom z Polski, którzy znaleźli się w bardzo trudnych warunkach. W tym celu nie tylko interweniował osobiście, ale także inicjował i patronował tworzeniu się różnego typu oficjalnych organizacji, by dać uchodźcom na obcej ziemi możność skutecznego działania i ochrony ich własnych interesów.
Można powiedzieć, że Tadeusz Romer był dyplomatą z krwi i kości. Swoją długą i barwną przygodę z wielką polityką i dyplomacją rozpoczął przed ukończeniem 25 roku życia. Od razu z wysokiego C. W Szwajcarii, gdzie studiował prawo i politologię, pełnił funkcję sekretarza Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Miał okazję poznać i współpracować z wybitnymi osobistościami, m.in. Henrykiem Sienkiewiczem (prezes Komitetu), Ignacym Paderewskim (wiceprezes Komitetu), Józefem Wierusz-Kowalskim (późniejszy poseł RP przy Stolicy Apostolskiej, w Holandii, Austrii i Turcji), Gabrielem Narutowiczem (późniejszy prezydent RP), Władysławem Mickiewiczem (działacz emigracyjny, najstarszy syn Adama Mickiewicza), Antonim Osuchowskim (późniejszy przewodniczący Warszawskiego Komitetu Obrony Lwowa oraz założyciel Towarzystwa Opieki Kulturalnej nad Polakami za Granicą im. A. Mickiewicza), Erazmem Piltzem (późniejszy poseł RP w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców oraz poseł RP w Czechosłowacji), Szymonem Askenazym (historyk żydowskiego pochodzenia, późniejszy minister pełnomocny RP przy Lidze Narodów w Genewie). Po ukończeniu studiów przeniósł się do Paryża (1917 r.), gdzie został osobistym sekretarzem Romana Dmowskiego, prezesa Komitetu Narodowego Polskiego. Nie każdy dyplomata ma taki start.
Paryż , 1918 r., Romer (szósty od lewej) obok Dmowskiego
Do służby dyplomatycznej trafił zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Misje w Paryżu, Rzymie, Portugalii, Japonii... To właśnie na placówce w Tokio zastaje go wybuch wojny. Jednak polska ambasada nie zostaje zlikwidowana i Romer może kontynuować swoją misję, reprezentując Rząd Polski na Uchodźstwie. W roku 1941 sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. W czerwcu III Rzesza uderza na swojego dotychczasowego sojusznika, bolszewicką Rosję, a w październiku Japończycy ulegają w końcu niemieckim naciskom i nakazują zamknięcie polskiej ambasady w Tokio. Z początkiem listopada Romer przenosi się z rodziną i częścią personelu do Szanghaju, który Japonia okupuje od 1937 r. Będzie tam kierował polską misją specjalną. Jednak pięć tygodni później, 7 grudnia 1941 r. Japończycy atakują Pearl Harbor i... polski rząd na emigracji wypowiada wojnę Cesarstwu Japonii (jedne państwo, któremu wypowiedzieliśmy wojnę w XX wieku[2]).
Szczęśliwym trafem – choć nie było to dziełem przypadku – Japonia nie uznała tego faktu, traktując decyzję Rządu Polskiego na Uchodźstwie za działanie na nas wymuszone, i pozostała względem Polski... de facto neutralna. Mogło się to wydać rzeczą dziwną, niezrozumiałą, ale wystarczy bacznie przyjrzeć się pracy, jaką wykonał Tadeusz Romer, kierując ambasadą w Tokio od 1937 roku. Szczególny nacisk położył na działalność oświatowo-propagandową. Słowo „propaganda” źle się kojarzy, ale kiedyś oznaczało po prostu propagowanie czegoś poprzez edukowanie, wyjaśnianie, chwalenie się (które nie zawsze jest przejawem pychy). Trzeba najpierw poznać tę drugą stronę (osobę, kraj), aby móc ją zrozumieć, polubić, zacząć szanować, czy nawet obdarzyć zaufaniem i przyjaźnią. Pan ambasador dobrze to rozumiał i wygląda na to, że świetnie się spisał.
W dzieleniu się osiągnięciami kultury i sztuki Romer widział potencjał pozwalający na szerzenie wzajemnego zrozumienia i tolerancji między narodami. (...) W trosce o jakość informacji o Polsce w japońskiej prasie usprawnił serwis informacyjny; organizował liczne koncerty, wystawy i odczyty, między innymi cykl wykładów z historii i kultury polskiej na japońskich uczelniach. Inicjatywy te bez wątpienia wpłynęły pozytywnie na stosunki polsko-japońskie i prawdopodobnie przyczyniły się do tego, że Japonia zwlekała przez dwa lata po wybuchu wojny, zanim zdecydowała się na zamknięcie polskiej placówki dyplomatycznej. Romer pisze we wspomnieniach, że w momencie wybuchu wojny zaczęły do polskiej ambasady nadchodzić listy od Japończyków pragnących zaciągnąć się do polskiej armii.[3]
Japończyk chętny do walki z Niemcami w szeregach polskiej armii? Romer wspominał o przypadku, gdy jeden z takich ochotników zagroził popełnieniem harakiri przed wejściem do ambasady, jeśli nie zostanie przyjęty do polskiego wojska[4]. „Po owocach ich poznacie”, a owoce działań ambasadora Romera okazały się bardzo dobre. Dlatego reakcja japońskiego rządu była właśnie taka:
Wyzwania Polaków nie przyjmujemy. Polacy, bijąc się o swoją wolność, wypowiedzieli nam wojnę pod presją Wielkiej Brytanii. (premier Japonii Hideki Tōjō, grudzień 1941)
Dzięki temu polski ambasador nie zostaje internowany, ale może nadal bez przeszkód działać, i to w kraju, który jest sojusznikiem Niemiec, a później kontynuować pracę w okupowanym przez ten kraj Szanghaju. A było co robić[5], bo już od 1940 roku napływały do Japonii duże grupy polskich uchodźców wojennych, głównie pochodzenia żydowskiego. W październiku 1940 r. w Tokio Romer powołał do życia Polski Komitet Pomocy Ofiarom Wojny, którym kierowała żona ambasadora, Zofia Wańkowicz. „Zadaniem była opieka nad uchodźcami, organizacja zakwaterowania i pomoc socjalna. Przede wszystkim jednak za pośrednictwem Komitetu organizowana była akcja paszportowo-wizowa”[6].
Komitet utworzył swoje biura w Kobe i Tokio, współpracował także z organizacjami żydowskimi w Kobe i Jokohamie. Jego przedstawiciel spotykał się w porcie w Tsurudze[7] z przybywającymi polskimi obywatelami w celu ułatwienia formalności wizowych i skierowania ich do Kobe, gdzie gmina żydowska zapewniała im zakwaterowanie. Komitet udzielał również uchodźcom zapomóg pieniężnych. Aby oszczędzić przybyszom długiej podróży do Tokio, Ambasada RP utworzyła w Osace tymczasowy punkt konsularny.[8]
Wkrótce liczba przybywających z kraju rodaków przekroczyła wszelkie oczekiwania ambasadora Romera. Wszystko za sprawą wiz wydawanych przez japońskiego konsula na Litwie – Chiune Sugiharę[9]. W 1940 roku przed konsulatem w Kownie kłębił się tłum. Posiadanie japońskiej wizy tranzytowej – oraz wizy jednej z kolonii holenderskich[10] w Curaçao (Karaiby) lub Surinamie (Ameryka Pd.) – było warunkiem koniecznym do uzyskania zezwolenia na przejazd przez Związek Sowiecki. Dla uciekinierów był to więc początek – dalsza podróż nie była w czasach wojny ani łatwa, ani bezpieczna. Z Kowna należało dostać się koleją do Moskwy, a stamtąd Koleją Transsyberyjską do Władywostoku. Dalej parowcem do Japonii (skąd część z uciekinierów trafiała po kilku miesiącach do Szanghaju), by stamtąd odpłynąć do USA, Ameryki Pd. lub Palestyny. Niektórzy wybierali Mandżukuo (marionetkowe państwo pod japońskim zarządem), a konkretnie jego stolicę – Harbin. To ciekawe, że Sugiharę i Romera, którzy nie spotkali się chyba ani razu i nie zamienili ze sobą ani słowa, połączyło – prócz pomocy polskim uchodźcom – Mandżukuo. To w Harbinie rozpoczęła się dyplomatyczna kariera Sugihary. Tutaj też powstała podczas wojny spora kolonia polskich uciekinierów.
„Dbaj zawsze o to, byś mógł wymawiać własne nazwisko bez cienia wstydu”. (Didi Zwartendijk)
Uciekinierzy, którzy decydowali się wybrać drogę do wolności przez Japonię byli czasem zawracani przez tamtejsze służby graniczne do Władywostoku. Wtedy interweniował Tadeusz Romer i... pomimo trudności, posiadacze japońskich wiz tranzytowych byli do „kraju kwitnącej wiśni” wpuszczani. Można powiedzieć, że ambasador dwoił się i troił, aby każdy uciekinier, który dotarł już tak daleko, otrzymał pomoc i mógł wydostać się z wojennej matni. Ponieważ wizy docelowe do Curaçao były pół-legalne (choć formalnie nikt nie mógł się do niczego przyczepić), a niektórzy mieli tylko japońskie wizy tranzytowe, trzeba było uzyskać wizy do miejsc docelowych: Stanów Zjednoczonych, Palestyny, Australii, Nowej Zelandii, Kanady oraz krajów Ameryki Środkowej i Południowej...
Liczba europejskich uchodźców żydowskiego pochodzenia w Kobe (II-IV 1941) – autor: 八木 英二
Stałe zaangażowanie i poświęcenie, z jakim Romer działał na rzecz uchodźców, serdeczne traktowanie i troska o każdego rodaka sprawiły, że pracownicy ambasady i Komitetu Pomocy byli traktowani jak najbliższa rodzina.
Gdy już odjeżdżaliśmy z Japonii - jedni do wojska [...], inni do rodzin, [...] lub w nieznane „za chlebem” - w porcie był zawsze ktoś z ambasady, kto nas żegnał, życzył szczęśliwej podróży. I może właśnie dlatego zdawało się nam, że pozostawiamy na obcej ziemi kogoś nam bardzo bliskiego i drogiego, kogoś nieomal z najbliższej rodziny. I to był sukces naszej ambasady, sukces ambasadora Romera i całego podległego mu personelu [polskiej ambasady]. [...] naprawdę nie był to urząd. Był to raczej dom rodzinny, schronisko tułaczy, przychodnia dla smutnych i stroskanych, lecząca wszystkie kłopoty, wynajdująca środki na życie, załatwiająca wizy, bilety, przejazdy, permity i tysiące różnych, drobnych spraw, o których nie sposób tu nawet pisać. I jeszcze jedno. Była tam Polska. A to jest przecież najważniejsze.[11]
Kiedy w listopadzie 1941 r. Tadeusz Romer wraz z częścią personelu ambasady zmuszony jest przenieść się do Szanghaju, w tym samym czasie z terytorium Japonii wydalona zostaje do Szanghaju grupa ponad 900 Polaków, głównie żydowskiego pochodzenia.
Wstrzymanie połączeń okrętowych a następnie wybuch (7/8.12.1941 r.) wojny na Pacyfiku, udaremniły starania ambasadora Romera o rozmieszczenie w krajach nie objętych działaniami wojennymi wszystkich pozostałych uchodźców dzięki zdobytym nowym kontyngentom wizowym. Tym pilniejsze stało się zorganizowanie uchodźców w spójną grupę. Dzięki usilnym staraniom udało się ambasadorowi Romerowi wbrew zasadom „Jointu”, przeprowadzić i utrzymać organizacyjne wyodrębnienie polskich Żydów spośród około 16.000 Żydów bezpaństwowoców z Niemiec i Austrii, przebywających w Szanghaju już od dłuższego czasu w strasznych warunkach.[12]
W Szanghaju przebywało wtedy 4.000 żydowskich emigrantów z Rosji oraz ponad 17.000 niemieckich i austriackich żydowskich uchodźców, którzy zdołali uciec przed nazistowskimi prześladowaniami w 1938 i 1939 roku [dane: US Holocaust Memorial Museum, Waszyngton].
Większość niemieckich i austriackich uchodźców żydowskich z Szanghaju mieszkała w zatłoczonych, zniszczonych budynkach. Najbiedniejsi mieszkali w barakach finansowanych przez American Jewish Joint Distribution Committee. Wcześniejszym przybyszom udało się przetrwać, a nawet dobrze prosperować. Niektórzy otworzyli małe sklepy i pracowali chałupniczo. Inni stali się budowniczymi i właścicielami ziemskimi, zagospodarowując sporą część Hongkew - przemysłowego obszaru, który uległ poważnym zniszczeniom podczas walk chińsko-japońskich w 1932 i 1937 roku.[13]
Po japońskim ataku na Pearl Harbor władze w Szanghaju uznały, że niemieccy i austriaccy Żydzi to „bezpaństwowcy” – akceptując tym samym decyzję nazistów pozbawiającą te osoby obywatelstwa. Uchodźcy „bezpaństwowcy” – w tym Żydzi z Polski – zmuszeni zostali do zamieszkania na wyznaczonym obszarze, które nazwano „szanghajskim gettem”.
Tablica informacyjna z szanghajskiego getta
Tłok, brud, smród, przemoc, chińska biedota i okrutni dla tej ostatniej Japońscy cerberzy – oto warunki, w jakich trzeba było przetrwać. Pod opiekę ambasadora Romera trafia ponad dwa tysiące polskich uchodźców. Kontynuuje dyplomatyczne działania i próbuje uzyskać dalszą pomoc finansową dla tych ludzi. Szybko doprowadza do powstania kilku organizacji:
„...powołał Radę Opiniodawczą, złożoną z delegatów wszystkich kół politycznych, społecznych i zawodowych, która zbierała się co pewien czas pod jego przewodnictwem dla rozważania zagadnień dotyczących całokształtu interesów i potrzeb uchodźstwa polskiego w Szanghaju. Drugą instytucją był Komitet Wykonawczy złożony z 7 członków: 3 ortodoksów, 11 syjonistów, 1 bundowca i 2 bezpartyjnych, wybranych przez uchodźców i zatwierdzonych przez Romera. Powstała także Kasa Samopomocowa i Sąd Obywatelski. Istotna rola przypadła powołanemu przez Romera Polskiemu Komitetowi Pomocy (Polish Aid Society). Składał się on wyłącznie z polskich Żydów. (...) Założono szwalnię, rożne drobne przedsiębiorstwa. Komitet organizował kursy języka angielskiego, zapewniał pomoc lekarską, udzielał pożyczek na cele zarobkowe itp. (...) Otwarto przy współpracy z “Ortem” (Society for Promotion of Handicrafts and Agricuture for Jews in the Far East) szkołę rzemieślniczą. Żydzi mogli uczęszczać tam na kursy: elektrotechniki, stolarki, ślusarki, mechaniki samochodowej i szoferki; kobiety uczyły się krawiectwa damskiego i gorseciarstwa. Po wyczerpaniu się środków na tę bardzo pożyteczną działalność przekształcono szkołę na samowystarczalne warsztaty dochodowe”.[12]
Te działania nie tylko pomagały przetrwać w tych ekstremalnie trudnych warunkach, ale także wymuszały traktowanie uchodźców nie jako „bezpaństwowców”, ale jako Polaków.
„Polscy pisarze żydowskiego pochodzenia używali wyrażenia w jidysz: „shond khay”, czyli „hańba życia”. Tak widzieli Szanghaj. Mimo to, w tym obcym i wyizolowanym otoczeniu, życie toczyło się nadal. Czytanie wierszy w jidysz, wydawanie gazet w jidysz i PO POLSKU, tworzenie dzieł sztuki i sztuk teatralnych, choć sporadyczne z powodu problemów logistycznych i japońskiej cenzury, pomogło podtrzymać na duchu przesiedlonych z Polski uchodźców”.[13]
Przez cały czas prowadzona była, założona w 1934 r. w Poselstwie Polskim w Szanghaju „Księga Szanghajska”[14]. Są w niej nazwiska wszystkich osób, którym udzielono pomocy. Prawie 600 wpisów obejmuje okres II wojny światowej. Ponad 60% osób na tej liście stanowią Żydzi, ok. 34% katolicy, 3% prawosławni, a 2% protestanci. Jest to jeden z najważniejszych dokumentów świadczących o pomocy państwa polskiego obywatelom narodowości żydowskiej w dobie II wojny światowej[6].
Przed wyjazdem z Szanghaju ambasador Romer powołał do życia Zarząd Główny Związku Polaków w Chinach – organizację, która będzie reprezentować polskich uchodźców wobec władz i nadzorować funkcjonowanie powołanych już wcześniej instytucji.
„Wobec umożliwienia w ostatniej chwili ewakuacji 54 cywilnych obywateli polskich, ambasador Romer przydzielił 45 miejsc uchodźcom żydowskim. (...) Pozostali w Szanghaju Żydzi przetrwali wojnę. Głównie staraniem rządu emigracyjnego w Londynie mogli po zakończeniu wojny wyemigrować do Stanów Zjednoczonych i Palestyny”.[12]
W sierpniu 1942 roku ambasador Romer opuszcza Daleki Wschód i zostaje ewakuowany (w ramach wymiany dyplomatów państw zachodnich na dyplomatów japońskich) do Wielkiej Brytanii przez Afrykę. Tam otrzymuje propozycję objęcia stanowiska Ambasadora Nadzwyczajnego i Pełnomocnego Rządu RP na uchodźstwie przy Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. „W trakcie przygotowań do odlotu do Kujbyszewa w charakterze nowego ambasadora polskiego w ZSRR zdołał jeszcze w Afryce wyrobić dla 3 Żydów prawo wyjazdu do Australii, dla 2 do Palestyny, dla 5 do Afryki Wschodniej, dla 7 do Unii Południowo-Afrykańskiej”[12].
*
Kim byli polscy uciekinierzy, którzy trafiali do Japonii? „Od pierwszych dni sierpnia 1940 do lata 1941 r. przybyło do Japonii 2185 osób, w tym ponad 2000 Żydów, przeważnie z okolic Wilna i Kowna, ale także przybyłych z różnych części Polski (np. Marcel Weyland i jego rodzina)”[15].
„Związek Sowiecki za przejazd pociągiem kazał sobie słono płacić. Zwartendijk[10] i Sugihara[9] wystawili 2139 wiz. Z każdej wizy, wystawionej najczęściej na głowę rodziny, mogły skorzystać co najmniej trzy osoby. Wiza kosztowała niewiele, dwa lity, czyli ekwiwalent dwóch dolarów (…)dzięki podróży koleją transsyberyjską Związek Sowiecki mógł uzyskać pewną sumę zagranicznych dewiz: za każdą podróż do Władywostoku aż do czterystu dolarów. „Czterysta dolarów to była wtedy fortuna”, pisał we wspomnieniach jeden z uchodźców, Chaim Szapiro. (...) Przejazd Żydów do Władywostoku organizowało biuro Intourist, ściśle współpracujące (...) z NKWD. Czterysta dolarów płacone przez żydowskich uchodźców było ceną pięciokrotnie wyższą do normalnie obowiązującej”.[16]
W swojej książce[17] Jan Brokken stawia tezę, że Sowieci zarobili na całej operacji nawet 2,6 miliona dolarów. Jeśli 400 dolarów na osobę było fortuną, czym była „normalna” cena biletów dla dwójki lub trójki osób (czyli 160 lub 240 dolarów)? Pamiętajmy, że wcześniej trzeba było opłacić podróż po wizę do Kowna, a potem dotrzeć do Moskwy. Kto decydował się na taką podróż? Doskonale rozumiem, że podanie dwóch przykładów nie wyczerpuje znamion dowodu. Kogo było wtedy stać na taką podróż? Osoby biedne i niewykształcone? Niektórzy yntelygenci sądzą, że byli to Żydzi w chałatach, nie znający polskiego, „żydłaczący”. Oto dwa przykłady:
Marcel Weyland
W 2018 r. odsłonięto w Kownie pomnik Jana Zwartendijka[10]. W uroczystości brał udział Marcel Weyland (91-latek, mieszkający w Sydney). Uciekł z Kowna w wieku 12 lat, z rodzicami i siostrami. Stało się to możliwe za sprawą holenderskiej wizy, wystawionej przez Jana Zwartendijka. „Wiedzieliśmy, że musimy uciec. Byliśmy w pierwszym pociągu do Władywostoku, później łodzią dopłynęliśmy do Kobe w Japonii. Ostatecznie dojechaliśmy do Szanghaju, gdzie podobnie jak wielu Żydów zostaliśmy w czasie II wojny światowej. Mieliśmy szczęście i do tej pory jestem wdzięczny Zwartendijkowi i Sugiharze za to, co dla nas zrobili”[10]. Ani słowa o ambasadorze Romerze, a przecież musiał się z nim zetknąć lub doświadczyć jego pomocy. Kim był Marcel Weyland? W rozdziale pt. „Pan Tadeusz” swojej książki Jan Brokken[17] podaje więcej szczegółów o uchodźcy, który po wojnie przetłumaczył poemat... Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz” na j. angielski:
„Marcel pochodził z Łodzi, jako polski Żyd uwielbiał twórczość Mickiewicza. Mógł wyrecytować z pamięci rozdziały Pana Tadeusza, robił konkursy ze swoimi przyjaciółmi, kto jest w stanie zadeklamować największą liczbę strof z poematu Adama Mickiewicza, polskiego Puszkina – pisze Brokken. Marcel czuł się Polakiem... (...) Ostatecznie po klęsce wrześniowej Polski rodzina Wejlandów przez Białystok trafiła do Wilna, Marcel zaś poszedł do polskiego gimnazjum, gdzie mógł się uczyć swojego ukochanego Mickiewicza...”.[10]
Mordechaj Canin
Dziennikarz i pisarz Mordechaj Canin [Tzanin, Cukierman] urodził się w Sokołowie Podlaskim. „W 1921 wraz z rodzicami przeniósł się z do Warszawy. Przed wojną pracował w Polsce jako dziennikarz prasy w języku jidysz. Uczestnik kampanii wrześniowej 1939, po której znalazł się na Litwie. Japoński konsul w Kownie Chiune Sugihara wystawił mu dokumenty, dzięki którym przez ZSRR, Japonię, Chiny, Egipt i Indie dotarł do Palestyny”. Tyle polska Wikipedia. Próbując uzyskać więcej informacji, dowiemy się niewiele więcej, a dane okazują się często sprzeczne. Wygląda na to, że po kapitulacji Polski w 1939 r. wrócił do Warszawy. Miał wtedy 32 lata. Na Litwę uciekł dopiero po dwóch miesiącach z żoną przyjaciela (która potem została jego żoną). Z Litwy wyprawił ją do Palestyny. Nie wiadomo jak. Prawdopodobnie tą samą drogą, z jakiej skorzystał kilka miesięcy później, czyli podróży na trasie Wilno-Moskwa-Władywostok-Kobe. Sam uciekł dopiero w 1940 r. po zajęciu Litwy przez Sowietów. Podobno wtedy otrzymał wizę japońską. To by znaczyło, że stał w kolejce przed ambasadą dwukrotnie. Ryzykant. Ciekawy przypadek. Kiedy trafił już do Japonii „udał się do Szanghaju, a stamtąd z powrotem na zachód, dążąc do Mandatu Palestyny, do której dotarł w 1941 r. przez Indie i Egipt”[18]. Naturalnie nie spotkał na swojej drodze ambasadora Romera. Nie mógł. Mógł za to pisać bardzo krzywdzące rzeczy o Polsce i Polakach później. Robił to wielokrotnie. Zmarł w 2009 r. w Tel Awiwie.
*
Gdybyście czytały, co było w mojej duszy, gdy stąpałem po schodach Kremla w otoczeniu dostojników sowieckich i w świetle reflektorów reporterskich, to nie znalazłybyście w niej ani cienia Dumy z nowego Dostojeństwa, jakie mi złożono na barki. (Tadeusz Romer, ambasador rządu RP w ZSRR, 31 października 1942)
To słowa z pierwszego listu Romera do żony po objęciu funkcji ambasadora w ZSRR. Funkcję tę sprawował do zerwania przez rząd sowiecki stosunków dyplomatycznych z Polską (wiosną 1943), na skutek tarć po odkryciu przez Niemców grobów katyńskich. „Zanim to nastąpiło, ambasador Romer był rzecznikiem praw obywateli polskich zesłanych przez NKWD na Syberię, do Arktyki i do Azji Środkowej, sprzeciwiając się pozbawieniu ich przez sowietów polskiego obywatelstwa. Po zakończeniu misji w ZSRR był pełnomocnikiem rządu RP na Bliskim Wschodzie”[3]. 14 lipca 1943 r. objął urząd ministra spraw zagranicznych w rządzie Stanisława Mikołajczyka.
Tadeusz Romer w towarzystwie generałów: W. Sikorskiego, W. Andersa i T. Klimeckiego (Bliski Wschód, 1943)
Myli się ten, kto sądzi, że trudny okres wojennych perturbacji zamyka czas niestrudzonej pracy na rzecz ojczyzny. Gdy w roku 1948, po otrzymaniu propozycji prowadzenia wykładów na wydziale romanistyki anglojęzycznego Uniwersytetu McGill w Montrealu, Romer decyduje się na wyjazd do Kanady (od 1945 przebywa na emigracji w Wielkiej Brytanii), zdaje sobie już chyba sprawę, że do Polski nie wróci. Po trzydziestu latach pracy w dyplomacji nie odchodzi w ten sposób na emeryturę, ale nadal będzie służyć Polsce i dobru narodu polskiego.
„...postawa etyczna i poglądy na kluczowe zagadnienia pozostały w jego przypadku niezmienione. (...) Rozważne postępowanie opierał na obserwacji i analizie sytuacji, kierował się ścisłym kodem moralnym i gotów był na duże poświęcenia w imię wartości, jakie wyznawał, jednak ponad zasady zawsze przedkładał życie i dobro człowieka. (...) choć emigracja stała się dla Romera koniecznością polityczną, choć wiedział, że przez wiele lat - albo nawet nigdy - nie będzie mógł wrócić do Polski, był przekonany o konieczności konkretnego działania na rzecz Polaków przebywających na emigracji”.[3]
Więcej o powojennej działalności Tadeusza Romera pisze w swoim opracowaniu[3] Agnès Domanski. Przypomina tam pewne wydarzenie z 1968 roku. W artykule w montrealskiej „The Gazette” rabin Richard White użył sformułowania „odwieczny antysemityzm Polaków” pisząc o „kampanii antyżydowskiej polskiego rządu”. Romer wysłał do rabina list, a ten zamieścił w tej samej gazecie przeprosiny: „Panu i Polonii montrealskiej ofiaruję szczere przeprosiny za moją gorycz, zapewnienia poparcia dla wyzwolenia Polski i dłoń wyciągniętą w geście przyjaźni. Postaram się zawsze pamiętać o tym, co najlepsze w historii stosunków polsko-żydowskich, i o przykładzie polskich męczenników, o których Pan pisze. Niechaj ich imiona nigdy nie znikną z naszej pamięci...”. Wystarczyło delikatne przypomnienie historycznych faktów. Inteligentny człowiek zrozumiał. Dziś to wołanie na puszczy. Tak jak nasze dementi, gdy oskarża się Polaków, że budowali obozy koncentracyjne i współdziałali z nazistami. Romer był chyba jednym z pierwszych, którzy natychmiast protestowali i takie kłamstwa obalali.
W roku 2016, 38 lat po śmierci Tadeusza Romera, jego córka przekazała w depozyt polskiemu MSZ dużą kolekcję odznaczeń ojca i matki (szefem MSZ był wtedy Witold Waszczykowski). W poświęconym jej ojcu filmie biograficznym Teresa Romer wspomina, że zawsze starał się zapewniać dyskutanta, że rozumie jego stanowisko, aby nie zamykać możliwości dalszego dialogu. Nie wiem, czy to sprawdziłoby się w dzisiejszej dyplomacji, ale na tamte czasy był chyba jak znalazł. Człowiek nie z tej ziemi, choć z polskiej ziemi.
* * * * *
[1] Wikipedia: Tadeusz Romer
[2] Jedyne państwo, któremu Polska wypowiedziała wojnę w XX w.
[3] Agnès Domanski: Tadeusz Romer – Materiały do biografii w archiwach Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie
[4] Beata Szubtarska „Niezwykłe misje. Tadeusz Romer (1894-1978) – dyplomata RP w świecie dyktatur i wojen”
[5] Ambasador Romer podjął działania pomocowe już w 1939 roku, gdy – za cichym przyzwoleniem Japończyków – zainicjował akcję wysyłania paczek polskim zesłańcom w Związku Sowieckim i nawiązywania kontaktów z ich rodzinami. Kolejny etap tej pomocy rozpoczął się wraz z napływem uchodźców z zagarniętej przez sowietów Litwy.
[6] Tadeusz Romer. Dyplomata, który ratował Żydów w Tokio i Szanghaju
[7] W porcie Tsuruga (prefektura Fukui) powstało Muzeum Port Humanitaryzmu (Port of Humanity Tsuruga Museum). Są w nim prezentowane pamiątki z przyjazdu w 1920 r. polskich sierot, które straciły rodziców podczas rewolucji październikowej, a także po żydowskich uchodźcach, przybyłych do Japonii w 1940 r. z „wizami życia” od Chiune Sugihary.
[8] Kultura i Historia: Nie można mówić o działaniach Sugihary i Zwartendijka bez wspominania o Romerze
[9] Chiune Sugihara – japoński konsul w Kownie, który w 1940 r. pomógł polskim uciekinierom (w dużej części pochodzenia żydowskiego) wydostać się z terenu Litwy. „Jako konsul miał prawo wystawić niewiele wiz. Gdy okazało się, że proszących o wizę było tysiące, musiał zapytać o zgodę japońskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Trzy razy odpowiedź była odmowna. Mąż powiedział: będę wystawiać te wizy, ale wiem, że podejmuję działanie zarówno wbrew naszym władzom, jak i Niemcom. Wiedział, że jeżeli tym ludziom nie pomoże, oni zginą” – wspomina Yukiko, żona Chiune Sugihary. Pracujący razem w niesamowitym tempie małżonkowie Sugihara wystawiali do 300 wiz dziennie. Szacuje się, że w kilka tygodni (od połowy lipca do końca sierpnia 1940 r.) japońskie wizy tranzytowe mogło otrzymać od 6 do 10 tysięcy osób. Konsul amerykański na Litwie wydał wtedy jedynie 55 wiz, a jego brytyjski odpowiednik 700 palestyńskich certyfikatów, zezwalających (głównie młodzieży syjonistycznej i rabinom) na wjazd do Palestyny - gdzie od 1939 r. obowiązywał wyznaczony przez Brytyjskie władze limit 15 tysięcy nowych osadników rocznie [dane na podst. art. POLISH JEWISH REFUGEES IN LITHUANIA].
Opuszczając Litwę Sugihara, ponoć współpracujący z polskim wywiadem, miał przekazać urzędowe pieczęcie stronie polskiej, aby akcja wydawania wiz mogła trwać dalej. Czy istotnie tak było? Kto ją kontynuował i gdzie? – raczej nie poznamy już odpowiedzi na te pytania.
„...Japonia była wrogiem Holandii w czasie II wojny światowej. Ale Sugihara, podobnie jak nasz ojciec, zdecydował się pomagać. To oni dwaj sprawili, że życie tylu osób zostało uratowane” – to słowa Roba, syna Jana Zwartendijka (patrz niżej – przypis [10]).
[10] Wizy do Curaçao wydawał dyrektor biura firmy „Philips” w Kownie, a od maja 1940 r. Honorowy Konsul Holenderskiego Rządu na Uchodźstwie Jan Zwartendijk. Do zamknięcia holenderskiego konsulatu w Kownie (początek sierpnia 1940 r.) udaje mu się wystawić ponad 2 tysiące wiz do Curaçao. Wprawdzie wiza do tej zamorskiej kolonii holenderskiej nie była wymagana, jednak potrzebna była zgoda tamtejszych władz. Zwartendijk wystawiał te wizy nie do końca legalnie, ale miał przyzwolenie swojego zwierzchnika – holenderskiego ambasadora na Łotwie, L.P.J. de Deckera. Po zamknięciu ambasady Zwartendijk wrócił do Holandii i nadal pracował w firmie „Philips” w Eindhoven. Dopiero po latach, już po śmierci Zwartendijka, o jego działaniach w Kownie zrobiło się głośno. W Holandii zaczęto nazywać go „holenderskim Raoulem Wallenbergiem”. Był tez nazywany „aniołem z Litwy” lub „aniołem z Kowna”. Tytuł „Sprawiedliwy wśród narodów świata” został mu przyznany w 1997 r. – 21 lat po śmierci.
Ambasador RP na Litwie, Urszula Doroszewska powiedziała: „po pierwsze, większość osób które uratował [Jan Zwartendijk] to byli polscy obywatele. Druga bardzo ważna rzecz polega na tym, że była cała sieć nielegalnej działalności w okupowanej Europie i poza Europą, w której ważnym ogniwem był polski ambasador w Tokio – Tadeusz Romer. Ludzie, którym wystawili fałszywe wizy Sugihara i Zwartendijk trafiali do Japonii, gdzie ich odbierał Romer”. (notka o J. Zwartendijku i cytat z artykułu T. Otockiego w Przeglądzie Bałtyckim)
[11] Porando Taiszikan. Wilno-Moskwa-Władywostok-Tokio. Dom rodzinny tułaczy polskich w Japonii, „Dziennik Polski”, 29 stycznia 1943, Londyn [cytat za: Beata Szubtarska „Niezwykłe misje. Tadeusz Romer (1894-1978) – dyplomata RP w świecie dyktatur i wojen”]
[12] Andrzej Guryn: Tadeusza Romera Pomoc Żydom Polskim na Dalekim Wschodzie, Biuletyn Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie, X 1993
[13] United States Holocaust Memorial Museum: POLISH JEWISH REFUGEES IN THE SHANGHAI GHETTO, 1941-1945
[14] Ledger listing in handwriting persons registered at the Polish consulate in Shanghai, 1934-1941
[15] Historia Tadeusza i Zofii Romer (Polscy Sprawiedliwi)
[16] Przegląd Baltycki: Jak w czasach pogardy być przyzwoitym...
[17] Jan Brokken „Sprawiedliwi. Jak holenderski konsul uratował tysiące Żydów”, 2018
[18] Wikipedia: Mordechaj Canin
[19] YouTube: Dyplomaci II RP - Tadeusz Romer
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka