Krispin Krispin
120
BLOG

Jam nie Kmicic, jam Babinicz

Krispin Krispin Rozmaitości Obserwuj notkę 0

3 listopada 1924 r. w wiosce Rawy, pow. Maków Mazowiecki urodził się Witold Borucki ps. „Babinicz", „Dąb". 19 sierpnia 1949 r., w wieku niespełna 25 lat, został on zamordowany, najprawdopodobniej koło miejscowości Żebry-Wierzchlas, przez grupę agentów resortu bezpieczeństwa („V kolumna”), działających na zlecenie naczelnika Wydziału III WUBP w Warszawie. Zwykle do wytropienia Wyklętych używano donosicieli lub agentów, którzy udawali autentyczną grupę partyzancką. Tym razem posłużono się tą drugą metodą. Agenci zdołali nawiązać kontakt z komendantem Okręgu „Tęcza” i skrytobójczo usunięto jego i jeszcze kilku partyzantów. Grobu do dziś nie znaleziono.


„Tylko w polu biały krzyż, nie pamięta już, kto pod nim śpi...”.


Rocznice takich wydarzeń zwykle nie są już obchodzone. Kto ma je obchodzić? I jak? Kto ma o takich ludziach pamiętać? Czasem pamięta tylko rodzina. Wnuczka Witolda Boruckiego – Agnieszka Michniewicz, z wykształcenia polonistka – podkreśla, że zdumiewające jest, jak swobodnie był w stanie operować polszczyzną człowiek, który swoją edukację zakończył na drugiej klasie gimnazjum. Umiał przemawiać do prostych ludzi żywym i obrazowym językiem. Przekazując swoje przemyślenia na tematy ważne, potrafił formułować myśli w sposób podniosły, ale nie patetyczny.


20.07.1948 r.

Do Administracji Przyszłej Nowej Polski

RAPORT

„Mając tak poważną odpowiedzialność za teren i żołnierzy, patrząc na wszystko trzeźwo, obserwując wszelkie postępy komuny, prosiłbym na wypadek zlikwidowania nas, mieć uznanie dla ludzi, którzy zostali pokrzywdzeni przez komunistów, oraz okazać pewne względy tym, którzy otrzymali zaświadczenia Organizacyjne i pracowali dla dobra Polski w Podziemiu. /.../

Po ciężkich latach okupacji niemieckiej, konspiracja nadal istniała i stawiała czoło szatańskim komunistycznym planom. Czas judaszowej amnestii przyczynił się jeszcze bardziej do umocnienia komunistów. Ujawnianie poszczególnych członków organizacji, o niskim duchu Polskości, przysłużyły się szatańsko wrogom, przez co stali się dumni z siebie. /.../

Ludność cywilna przyjmowała nas z miłością. Słynęliśmy szeroko i groźnie. Komuniści drżeli przed nami. Sami nie szczędziliśmy wysiłku, zapatrzeni w Przyszłą Nową Polskę, wymarzoną od 1940 r. Dlatego też wróg siłą rzeczy postanowił nas zdusić. /.../

Niewielu z nas powzięło dalsze kroki podtrzymujące honor Organizacji i honor Tych, którzy na śmierć i życie chcieli walczyć z wrogiem. W roku 1947 i 1948 podnieśliśmy ponownie echo walk naszych na usta wroga. /.../

Ze swej strony proszę o pamięć macierzystą dla Tych, co w imieniu Naszych Sił za granicą walczyli tu, nie szczędząc życia”.

Komendant Okręgu „Tęcza”

Babinicz


Na zakończenie nie prosi o pomoc w dalszej walce, ale o zachowanie w pamięci tych, którzy w ekstremalnych warunkach walczyli i oddali życie za niepodległość Ojczyzny. W sierpniu 1949 r., cztery miesiące po napisaniu tego raportu Witold Borucki „Babinicz” został skrytobójczo zamordowany. Nie przypuszczał, że jego apel zacznie być realizowany dopiero po przeszło 60 latach.


„Hanuś, przebacz mi, że los mój sprawia Ci dużo cierpienia. Strasznie przeżywam teraz dni bez wiadomości od ciebie /.../ Co do mnie, to wszystko jest w porządku, czuję się dobrze, zawsze z tym samym uśmiechem i nadzieją lepszego jutra. Powiem Ci jedną wesołą nowinę, że dziecko nasze będzie w lepszych czasach, czasach kochanych i wyczekiwanych przez nas /.../ Pisz mi stale dużo często, by chociaż duchowo z tobą rozmawiał i w myśli całował swój skarb, swe szczęście. Bo musisz wiedzieć, że przez ciernie do szczęścia i radości /.../ Zostań z Bogiem. Twój mąż Witold...” (gryps z więzienia)


List ten nie dotarł nigdy do ciężarnej żony Witolda Boruckiego, która przebywała już w wiezieniu na Rakowieckiej. Tam urodziła syna. Dopiero po roku – już po śmierci ojca – dziecko pozwolono przekazać na wychowanie babce i ciotce. Matka jeszcze 2 lata spędziła w więzieniu na Rakowieckiej.

Syn „Babinicza” chciał potem studiować, ale – pomimo zdanego egzaminu – nie został przyjęty na studia. Nie nadawał się. Widocznie „władza” stwierdziła, że jego rehabilitacja nie będzie możliwa. Dzieci nie odpowiadają za winy rodziców, ale kto tam wie, co w genach i krwi można przekazać. Znalazł pracę w PKP. Kiedy dziś różne aftariteity próbują nam wmówić ci, że „ci, którzy chcieli, mogli żyć normalnie” w tamtej powojennej Polsce, zapytajmy o ten przypadek. A takich przypadków jest wiele. Może profesor Friszke lub redaktor Michnik wiedzą, co to znaczy „żyć normalnie”?


*****

[1] WITOLD BORUCKI (1924-1949)

[2] "Babinicz" – młody dowódca Wyklętych. "Proszę o pamięć macierzystą, dla Tych, co walczyli tu, nie szczędząc życia"

[3] Cykl filmów o Żołnierzach Wyklętych – Witold Borucki (wideo)

Krispin
O mnie Krispin

Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości