W pierwszej części (TUTAJ>>)mojej analizy przyglądałem się Demagogom. Tym z zamierzchłej przeszłości i tym współczesnym, jak krakowskie Stowarzyszenie Demagog. Ten ostatni zabłyśnie i w tym akcie, ale głównym bohaterem będzie tym razem Facebook, portal społecznościowy, który zrobił zawrotną karierę. Zawładnął umysłami wielu ludzi. Od niego zaczynają dzień i na nim kończą. Dla nich to FejsBooG. A teraz wszystko wskazuje na to, że on chce zawładnąć ich umysłami. Nie każdy to dostrzega, a niektórzy wręcz nie wierzą, drwiąc, że to kolejna teoria spiskowa...
Taki był początek tekstu, który poświęciłem bożkowi zwanemu FejsBooG. Napisałem go nie tak dawno, ale.. mimo że upłynęło niewiele czasu, wiele się jednak zmieniło. Można by rzec, że świat stanął na głowie. A wszystko za sprawą ocenzurowania urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Czegoś takiego dotąd nie było... Chciałbym dokończyć to zdanie: ...i już nie będzie, jednak wcale nie jestem tego pewien.
Wszyscy użytkownicy Facebooka z pewnością zauważyli, że od trwa w tym portalu akcja, którą śmiało można nazwać... cenzurą. Starsi, w tym były Wałęsa, użyliby może nazwy „Mysia-bis”. Gdzież ta „Mysia” ma dziś swoją norkę... wróć, to za bardzo kojarzy się z futrami, więc po prostu: gdzie „Mysia” ma swój domek? A pamiętacie jak Raf-Au w kampanii prezydenckiej pojechał do Sorkwit na Mazurach? Z Warszawy wyruszył za nim... nie, nie tajemniczy Don Pedro, ale tajemniczy Michel, aby zadać w Sorkwitach świeże pytanko po francusku, pamiętacie? Michel Viatteau, czyli Michał Kwiatu (vel. Kwiatkowski) okazał się Polakiem z francuskim paszportem – dziennikarzem, korespondentem warszawskiego biura Agence France Presse (AFP). I ta właśnie agencja, posiadająca (a jakże!) wspomniany już certyfikat IFCN (International Fact-Checking Network), została oficjalnym weryfikatorem informacji w Polsce, oceniającym rzetelność publikowanych na FejsBooGu treści.
Był kwiecień roku 2019. AFP analizował już fb-owe treści w ośmiu językach w kilkunastu krajach – w Europie, Ameryce Łacińskiej i na Bliskim Wschodzie. Facebook miał wtedy umowy z 43 partnerami zewnętrznymi, weryfikującymi treści (w 24 językach), autentyczność zdjęć i filmów. Jak działał mechanizm weryfikacji? Gdy weryfikator informacji oceni treść jako fałszywą, Facebook pokazuje daną treść niżej w Aktualnościach, znacznie ograniczając jej zasięg. Zapobiega to rozprzestrzenianiu się oszustw i zmniejsza liczbę osób, które je widzą. Zasięg stron i domen, które notorycznie udostępniają wiadomości ocenione przez facebookowych weryfikatorów jako fałszywe zostanie w ten sposób zmniejszony (nawet o 80%). Zostaną one również pozbawione możliwości korzystania z narzędzi reklamowych na Facebooku. Ogranicza to rozpowszechnianie fałszywych wiadomości motywowanych finansowo.
Pół roku później...
Okazało się, że AFP nie daje rady i do gry wszedł drugi „weryfikator”, czyli Demagog[1]. W tym momencie Facebook chwalił się, że „w programie weryfikacji informacji umieszczanych w serwisie uczestniczy 52 zewnętrznych partnerów, którzy sprawdzają prawdziwość treści w 42 językach”. Gdy Demagog wkroczył na łamy Facebooka, cenzura tegoż stowarzyszenia dosięgła spraw społecznych i... kwestii światopoglądowych. Czyli trafiamy na śliski grunt, gdzie jest wiele kontrowersyjnych kwestii, o które od dawna toczy się bój – obecnie coraz bardziej zażarty. Jeśli dodamy do tego kwestie pan’d’emonii covid-19, maseczek, szczepionek i.. 5G, to będziemy mieli istne pole minowe. Parę słów więcej na temat Ministerstwa FB-owej Prawdy tutaj>>. Młodzi analitycy Demagoga nie wiedzą, od kiedy Polska stała się PRL-em, ale wiedzą dobrze, że pole elektromagnetyczne nikomu nie szkodzi. Przecież to fachowcy. Niegdyś zapewniano nas o nieszkodliwości tytoniu (pan na koniu z reklamy Marlboro zmarł niestety na raka) i korzyściach płynących z użycia azbestu (świetny na dachy i... liczba ofiar raka trudna do obliczenia).
Ale nie zajmujmy się jakimiś dykteryjkami, gdy płoną lasy. Istnieje sporo ryzyko podważania tego, czego podważać nie powinniśmy... nie można... nie wolno (w tym istnienia pan.de.monii i obowiązkowych szczepień – i wcale nie chodzi o zyski ze szczepionek, to dla ludzkości się przecież robi, ludzi i kości), więc trwa festiwal nacisków. Jak nie zakulisowych, to wprost. Choćby ten apel wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Very Jourovej, aby platformy internetowe takie jak Google i Facebook zintensyfikowały walkę z fałszywymi wiadomościami. Trzeba przykręcić śrubę. Treści muszą być wiarygodne, bardziej wiarygodne niż kiedykolwiek, trzeba „poprawić świadomości użytkowników” (czy kogoś to dziwi?). A kto lepiej wywiąże się z tego zadania niż „niezależni” weryfikatorzy, operujący w mediach społecznościowych. Oni przecież nieskorzy do manipulacji. Jaki jest tego efekt?
„Wolność słowa w wydaniu Facebooka ma swoje ograniczenia, które firma manifestuje obcinaniem zasięgów. Ta pozornie bardziej subtelna forma cenzury w praktyce ma podobne konsekwencje, co arbitralne usuwanie treści". (Fundacja Panoptykon)
„Nasza publikacja została uznana za fałszywą, choć zawierała jedynie rozważania - nie stawialiśmy w niej tez, a jedynie pytania. Również uważamy, że z nieprawdziwymi informacjami należy robić porządek. Jednak warto się zastanowić, czy doczekamy czasów, kiedy na Facebooku nie będzie można snuć luźnych, hipotetycznych rozważań, ponieważ ktoś uzna je za fakty?” (benchmark.pl)
W marcu 2014 roku szefową polskiego Facebooka została Sylwia de Weydenthal. Od tego momentu pojawiły się głosy o zawieszaniu lub całkowitym blokowaniu niektórych treści. Sylwia widywana była na marszach KOD-u, więc łatwo się domyślić, które treści mniej pasowały. Tak, te wykazujące „odchylenia” prawicowe i patriotyczne. W sierpniu 2018 r. Sylwię zastąpiła Agnieszka Kosik. Jeśli ktoś sądził, że wraz z nastaniem nowej szefowej polskiego oddziału Facebooka zajdą jakieś zmiany, to srogo się rozczarował. „Na jej profilu Dzień Niepodległości na tęczowo oraz strajk kobiet/czarny marsz. Czyli wiemy, jakie treści będą preferowane, a jakie usuwane” – pisała Maryla na twitterze. Artykułów z niektórych serwisów nie da się udostępnić na fb. Mechanizm udostępniania nie działa, a właściwie jest zablokowany. Niekiedy daje się skopiować link i udostępnić artykuł tworząc nowy wpis w aktualnościach na fb. Polak potrafi.
Robert Bednarski, szef Facebooka na Europę środkowo-wschodnią, doceniał wiedzę, doświadczenie i sukcesy nowej szefowej Facebook PL. Pewnie uśmiechał się tak samo jak na zdjęciu z poprzedniczką i Ryśkiem Petru. Bednarski był wcześniej szefem portalu onet.pl. Dla porządku uspokajam, że Onet (należący do Ringier Axel Springer Polska) jest nadal w dobrych rękach – od grudnia 2018 r. redaktorem naczelnym Onetu jest Bartosz Węglarczyk, a miesiąc przed nim do zespołu gospodarzy „Onet Rano” dołączył sam Tomasz Sekielski, niegdyś związany z TVN, Telewizją Polską i Nowa TV. Doborowa ekipa.
Robert Bednarski wraz z Jakubem Turowskim i Martinem Ottem tworzą tzw. Trójcę, która rządzi polskim Facebookiem i jest oskarżana o wprowadzanie coraz ściślejszej cenzury. Wszyscy trzej to „tęczowi entuzjaści”, jeśli wolno mi użyć takiego określenia. Byle pretekst wystarcza na założenie tzw. bana osobom otwarcie krytycznym wobec co głupszych wynurzeń osób deklarujących przynależność do KOD [lub totalnej/tęczowej opozycji] i to od razu w wymiarze maksymalnym, stronniczość, by nie powiedzieć dyskryminacja poglądów innych niż lewicowe. (...) dochodzi jeszcze blokowanie komentarzy pod szczególnie istotnymi wątkami. Po napisaniu ukazuje się nawet z 5-godzinnym opóźnieniem. To prawdopodobnie ostatni pomysł na zniszczenie, a przynajmniej osłabienie, prawicowego nurtu obecnego w każdym normalnym społeczeństwie. (...) Facebook stał się wyrazistym graczem opozycji.(...) Polski facebook odszedł zupełnie od zasad regulaminowych. Przy czym uczynił to tylko w odniesieniu do „faszystów”, a więc ludzi białej rasy, chrześcijan, mających tradycyjny pogląd na rodzinę (normalna rodzina – chłopak i dziewczyna).
Wiele osób dotknęły już te szykany. Zaczyna się od ostrzeżenia, potem blokowanie – na 24 godziny, kolejne zawieszania na 3, 7, 30 dni, a potem ban na dwa miesiące... Niektórzy informują o takim kneblu już po uwolnieniu. Pisał o tym między innymi Leszek Żebrowski, który dostał 30-dniowy ban za udostępnienie zdjęcia, na którym znaleźli się młodzi ludzie w koszulkach z symbolem Polski Walczącej. Przyczyna: „obraza moralności”. Tym razem odwołanie dało efekt (tłumaczono, że widocznie mechanizm sprawdzający mylnie potraktował zaokrąglenia symbolu PW na piersiach jako nagie zdjęcia). Ale nie zawsze jest tak pięknie. Czasem odpowiedź na odwołanie przychodzi już po kilku sekundach: „zweryfikowaliśmy ponownie twój wpis i nadal uważamy, że jest on niezgodny z naszymi standardami...”. Jak to? Weryfikacja w kilka sekund? Nie ma możliwości ponownego odwołania, ani wykazania pomyłki, żadnego tłumaczenia, nie ma dyskusji. W ten sposób usuwa się lub blokuje niechciane na fb treści. Profil Ruchu Narodowego - Wielka Brytania (62 tys. polubień) z orłem w koronie... został usunięty. Podobny los spotkał profil Marszu Niepodległości (250 tysięcy polubień) – usunięty bez wyjaśnień. Nawet życzenia świąteczne, w których pojawi się zwrot „Boże Narodzenie” mogą zniknąć lub wylądować w spamie.
„...ponownie zostałem zablokowany na 30 dni. Tym razem za zamieszczenie zdjęcia z zasobów Yad Vashem z wyjaśnieniem, że pogromu Żydów we Lwowie w czerwcu-lipcu 1941 r. nie dokonały jakieś „polskie oddziały”, tylko... wiadomo kto. Zostało to uznane za „mowę nienawiści” – pisał Leszek Żebrowski 17 października 2018. „Odwracanie pojęć (czerwoni faszyści wyzywają wszystkich od… faszystów), fałszowanie wikipedii i publikacje pseudo-naukowe, będące faktycznie plugawą ideologią, a nie wiedzą. TO DOPIERO POCZĄTEK! (...) Śpieszmy się pisać prawdę, bo tak szybko jest zabijana” – ostrzega Żebrowski.
Ja też zaliczyłem kilka fb-kowych banów. Przyczyną ostatniego było starcie w komentarzach pod wpisem dotyczącym Konwencji Stambulskiej. To dość skomplikowana sprawa, więc poświęcę jej więcej miejsca. A zacznę od kolejnego przykładu działania Demagoga (trzy podałem już w pierwszej części artykułu[1]).
Przykład 4. Wypowiedzi Michała Wójcika (Solidarna Polska) i Jakuba Kuleszy (Konfederacja) na temat Konwencji Stambulskiej.
W tym dokumencie jest mowa o kolejnej płci, o trzeciej płci. (Michał Wójcik*)
(*)Michał Wójcik, Gość Wydarzeń, 26.07.2020
...tam, gdzie w definicji tej konwencji mowa jest o płci społeczno-kulturowej, którą w języku angielskim określa się mianem „gender”, w przeciwieństwie do zwykłej płci biologicznej, którą określa się słowem „sex”, w polskim tłumaczeniu płeć społeczno-kulturowa, zdefiniowana bardzo wyraźnie w tej konwencji, została 20 kilka razy pominięta i przetłumaczona jako zwykła płeć, czyli w domyśle biologiczna. (Jakub Kulesza**)
(**)Jakub Kulesza, Ława polityków, 02.08.2020
Demagog pierwszą z tych wypowiedzi uznał za fałsz, bowiem „w Konwencji Stambulskiej nie ma żadnego odniesienia do tzw. trzeciej płci. Wręcz przeciwnie – Rada Europy podkreśla, że dokument nie ingeruje w biologiczne różnice między obiema płciami, ani nie ma na celu zastąpienia biologicznego podziału na kobiety i mężczyzn definicją społeczno-kulturową. Jedynym celem Konwencji jest zdiagnozowanie różnic społecznych dotyczących kobiet i mężczyzn prowadzących do aktów przemocy wobec tych pierwszych”.
W takim razie, po co Konwencja wprowadza (definiuje i wielokrotnie używa) pojęcie płci społeczno-kulturowej? Społeczne role płciowe lub kulturowe nie istnieją przecież w oderwaniu od płci biologicznej, a pojęcie to sugeruje, że istnieje. Jednak nauka – przede wszystkim genetyka – nie popiera genderystów. Społeczeństwo i kultura przypisują płciom określone modele zachowania, jednak zjawisko to nie ma charakteru odgórnie narzuconego konstruktu - jest ono spontaniczne, oddolne oraz oparte na biologicznych źródłach ludzkiej płciowości[2]. Jeśli zatem w sztuczny sposób tworzymy „konstrukt”, czyli osobę nie będący ani mężczyzną (który czuje się mężczyzną i funkcjonuje w sposób zgodny z modelem funkcjonowania mężczyzny w danym społeczeństwie), ani kobietą (która czuje się kobietą i funkcjonuje w sposób zgodny z modelem funkcjonowania kobiety w danym społeczeństwie), można chyba umownie używać pojęcia „trzecia płeć”? Jest to pojęcie tak samo abstrakcyjne i płynne jak pojęcie „gender”. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Co do ustaleń związanych z wypowiedzią posła Kuleszy, mniej szokujące jest to, że analitycy Demagoga przyznają mu rację, uznając ją za prawdziwą, a bardziej, że teksty dokumentu: ten na stronie Rady Europy, ten dostępny w Sejmie i ten na stronie Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” w wielu miejscach... różnią się od siebie. Ile „wersji” Konwencji istnieje i co naprawdę mówi dokument pierwotny? Bo jeśli Sejm uchwala ustawę, w której jest (przykładowo) 5, to obowiązujące jest 5, a nie 4 czy 6, które być może było w dokumencie oryginalnym przed tłumaczeniem. Było i nima – można by rzec – jak w ruskim cyrku. A jest to, co jest.
Pamiętajmy, że nie wszystkie kraje z entuzjazmem przyjęły Konwencję Stambulską. Nie podpisały jej dwa państwa członkowskie Rady Europy: Azerbejdżan i Rosja. Nie ratyfikowały jej Litwa, Łotwa, Słowacja, Węgry, Czechy, Wielka Brytania, Liechtenstein oraz Bułgaria. Warto zajrzeć do orzeczenia bułgarskiego Trybunału Konstytucyjnego z 27 lipca 2018 r.: postanowienia art. 3 pkt c i art. 4 ust. 3 Konwencji Stambulskiej są niezgodne z bułgarską ustawą zasadniczą (czytaj: KON-STY-TUC-JĄ). Według tamtejszego Trybunału społeczeństwo zorganizowane jest w zgodzie z binarnym rozumieniem płci, tzn. istnieją dwie płcie, a każda z nich ma swoje określone funkcje i obowiązki biologiczne oraz społeczne.
Społeczny wymiar płciowości – w tym przypadku rola matki – pozostaje w bezpośrednim związku z procesem porodowym, biologicznie determinowanym przez płeć żeńską. W przeciwieństwie do konstytucyjnego rozumienia płci jako kategorii biologicznej termin „gender” ujęty w Konwencji jako konstrukt społeczny w oderwaniu od płci biologicznej może powodować sprzeczne interpretacje dotyczące płci. (...) Konwencja, definiując „płeć” jako konstrukt społeczny, faktycznie relatywizuje biologicznie zdeterminowane granice pomiędzy mężczyzną a kobietą. Jednakże jeśli społeczeństwo utraci możliwość rozróżnienia mężczyzny i kobiety, walka z przemocą wobec kobiet pozostanie formalnym, ale niewykonalnym zobowiązaniem[3].
Mocne. Czyli: dalsze podążanie w tę stronę spowoduje, że nie będzie łatwiej, ale trudniej. Albo: jeśli łódź nabiera wody i tonie, a ty wylewasz wodę czerpakiem (dobrze, że się starasz), nie nakazuj jednocześnie majtkom[4] (wyłączmy skojarzenia, choć w pewnym sensie są one usprawiedliwione), aby wiadrami wlewali wodę do środka. Albo jeszcze inaczej: Jeśli budujesz dom i właśnie murujesz ściany trzeciego piętra, nie nakazuj w tym samym czasie, aby część ekipy wyburzała fundamenty, bo to igranie z ogniem. To nie może i na pewno nie skończy się dobrze. Prędzej czy później twój dom się zawali. Nie bez kozery przykład z „fundamentem” wydaje się trafny i wymowny. Mądrym jest ten, kto buduje dom na skale, nie na piasku[5].
A teraz powróćmy do fb-kowego bana, czyli zawieszenia konta na 30 dni. Młoda dziewczyna, zbulwersowana pogłoskami o możliwości wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej, zamieściła na fb wpis, w którym broniła Konwencji. Rozpisywała się o tym, że dokument ten zapewnia bezpieczeństwo kobietom i jak niedorzecznym pomysłem jest wypowiadanie owej Konwencji. W wymianie zdań w komentarzach dziewczynka zaczęła używać sformułowania „moja osoba” („proszę nie obrażać mojej osoby”) i twierdzić, że jest „osobą płci żeńskiej”. Wtedy napisałem poniższy inkryminowany tekst (przytaczam w całości, bo chyba wszelkie skróty zaciemniłyby tylko obraz):
...pyta mnie pani, czy pani osoba, bo do końca nie wiem komu odpowiadam? Kompromituje się pani na każdym kroku, ale, skoro pani pyta, odpowiem. Ma pani „argumenty odnośnie tematu”. I cóż to za argumenty? CYTUJĘ pani tekst: „...bardziej niż wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej, która uderza w prawdziwe, stuprocentowo żywe osoby”. Po pierwsze jeśli już, to: wypowiedzenie(...), które uderza. Chyba, że to Konwencja Stambulska „uderza w prawdziwe, stuprocentowo żywe osoby”, to wtedy jak najbardziej „która”. Poza tym, czy zna pani jakieś osoby żywe mniej niż stuprocentowo? Bo ja, w przeciwieństwie do pani, nie znam. Chętnie poznam lub dowiem się, gdzie takowe żyją. Dalej, wypowiedzenie Konwencji w nikogo nie uderzy (a więc pani zdanie, nawet napisane poprawnie stylistycznie, jest nieprawdziwe), bowiem w polskim prawie ujęte są wszystkie kwestie, o których mówi nieszczęsna Konwencja. Tłumaczyłem to już, równie jak pani lotnemu towarzyszowi w tym samym wątku. Nie ma potrzeby mnożyć aktów prawnych. Wystarczy jeden – Polski Kodeks Karny. I to tyle na temat pani argumentów. Dalej, usiłuje pani bronić przegranej sprawy, kompromitując się ponownie. Nie jestem osobą płci męskiej, tylko mężczyzną. Podobnie pani nie jest osobą płci żeńskiej, tylko kobietą (niestety wszystko wskazuje na to, że bardzo jeszcze niedojrzałą). Używa pani nowomowy i wpędza się w jeszcze większe tarapaty, broniąc wcześniej wydalonych bzdur. Żeby pozostać w kręgu tej pokracznej nowomowy, której tak chce się pani trzymać, musiałaby pani użyć formy „między naszymi dwoma/dwiema” (osobami). Sama pani widzi, że „pani osoba” wymaga dłuższego kształcenia. Ja pani nie obrażam, taka jest prawda, którą pani lub pani osoba potwierdza (lub obie potwierdzacie) w każdym kolejnym wpisie na fb. A więc, drogie dziecko, proszę się nie obruszać, tylko przyjąć to do wiadomości. Trochę pokory by się pani przydało. Bo to, co pani pokazuje, mogłoby być dobre, gdyby ubiegała się pani o stołek w Platformie. Tam potrzebują takich, którzy idą w zaparte bez względu na to, jaka jest prawda. Dobrej nocy, złotko.
Ten wpis został skwitowany przez adresatkę uśmieszkiem, a zatem chyba zrozumiała. Ale facebook nie zrozumiał. Po dłuższej chwili mój komentarz został uznany przez „niezależnych weryfikatorów” za niestosowny, bo: „Twój komentarz narusza Standardy społeczności w zakresie prześladowania i nękania”. Demagog ma przecież rację. A jak nie ma racji? Patrz zdanie wcześniej. W przypadku pojedynczego użytkownika blokada na tydzień czy miesiąc nie jest jeszcze tragedią. Ale co mają powiedzieć ci, dla których Facebook jest jednym z narzędzi, umożliwiających komunikację ze światem? To dla nich kluczowy element wielu kampanii, które organizują, i dystrybucji opinii, apeli oraz informacji, które wielu ludziom pomagają podejmować właściwe decyzje w istotnych kwestiach.
Fundacja CitizenGO, która staje w obronie chrześcijan oraz tych, którzy sprzeciwiają się małżeństwom osób tej samej płci, aborcji i eutanazji, alarmuje: po raz kolejny zostaje ograniczona wolność słowa na Facebooku, szczególnie w tematach ochrony życia, moralności i małżeństwa. Już niedługo nasz głos zostanie skutecznie uciszony, jeśli nie będziemy protestować. “Niezależna” rada nadzorcza przejmuje kontrolę nad treściami na Facebooku - ma możliwość przeglądać nasze posty i decydować o tym, czy dotrzemy z naszym przekazem do odbiorców. Już teraz nowy organ zyskał przydomek “Sądu Najwyższego” Facebooka. Pośród 20 członków rady, 18 otwarcie przyznaje się do związków z lewicowym miliarderem Georgem Sorosem! Jeśli plany dotyczące nowej rady nie zostaną wycofane, dotychczasowe władze Facebooka utracą kontrolę nad jej działaniami. Co gorsze, Facebook będzie musiał się w pełni podporządkować decyzjom owej rady.
CitizenGO korzystało z możliwości, jakie daje Facebook, podczas tworzenia najbardziej wpływowych kampanii, m.in.:
- Walcząc o uwolnienie uwięzionej Asi Bibi w Pakistanie (groziła jej kara śmierci);
- Ujawniając lobbystów w ONZ, którzy szantażowali rządy, by poparły aborcję w obliczu groźby utraty pomocy rozwojowej;
- Walcząc o życie małej Tafidy z bezwzględnymi biurokratami usiłującymi pozbawić ją ratującej życie opieki medycznej;
- Broniąc działaczki w Wielkiej Brytanii, Caroline Farrow podczas bezpodstawnych procesów sądowych, które miały na celu jej uwięzienie za to, że broniła wartości tradycyjnej rodziny;
- Protestując przeciwko korporacyjnym gigantom, takim jak Disney i Netflix, promującym antychrześcijańską ideologię LGBT produkcjami adresowanymi do małych dzieci.
Fundacja CitizenGO domaga się także o odcięcie finansowania dla Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) za akceptację dla działań komunistycznych Chin oraz narzucanie aborcji, permisywnej edukacji seksualnej i propagandy LGTBe. Powiązana z Georgem Sorosem nowa Rada Nadzorcza (tzw. „Sąd Najwyższy” Facebooka) może pokrzyżować nie tylko plany tej fundacji, ale także wielu organizacji broniących życia, rodziny i wolności na całym świecie. Czy uda się wywrzeć presję na Marku Zuckerbergu, aby odciął fundusze na tę inicjatywę i ograniczył kompetencje owego Sądu? Widoki są raczej marne. Czy Sorosowi uda się zniszczyć wszystko, w co wierzymy? Jak będzie wyglądać nasz świat, gdy uda mu się zrealizować cele, wśród których są m.in.: wprowadzenie aborcji na żądanie w każdym kraju, promocja ideologii gender w szkołach (również chrześcijańskich), zniszczenie tradycyjnej rodziny i jej wartości oraz wprowadzenie przez rządy na całym świecie indoktrynacji ideologią LGTBe?
To nie są żarty. Mimo że czasem sięgamy po ironię czy satyrę w walce z jawnymi, tajnymi lub domniemanymi współpracownikami Sorosa. Dość częstym celem jest SS-veganka, czyli Sylwia Spurek. Pojawiają się na facebooku żarty, memy, grafiki, których jest bohaterką. Ostatni, ironiczny mem z jej podobizną, informujący o tym, że Sylwia domaga się zakazu uboju słoni na mięso i jak najszybszego wycofania słoniny ze sklepów (nie można mordować bezbronnych zwierząt!) wzbudził zapewne salwy śmiechu. Jednak Demagog postanowił bronić biednej Sylwii, demaskując „kolejny fake news uderzający w europosłankę”. Wszyscy wiedzieli, że to żart. Wszyscy prócz Demagoga, który uznał chyba, że przy tak dużej liczbie autentycznych, idiotycznych wypowiedzi Spurek (zajrzyj też TUTAJ>>), ktoś na serio przypisze jej autorstwo wspomnianej wyżej wypowiedzi. Dotąd myślałem, że ludzi od zwierząt odróżnia (między innymi) zdolność abstrakcyjnego myślenia. Czyżby jednak nie?
Powtarzam pytanie postawione w pierwszej części artykułu: czy na pewno dotowanie Demagoga to właściwy sposób wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego? Czy to rzeczywiście bezstronny i rzetelny weryfikator. Czy Demagog uczy pokory, a jeśli tak, to kogo? Dlaczego Demagog zdecydował się bronić Spurek, a nie kiwnął palcem w sprawie medialnej gwiazdki, manipulatora samorządowo-strefowego Barta „Żółtej Tabliczki” Staszewskiego? W końcu można było dać mu chociaż żółtą kartkę za szkody wizerunkowe, jakie poniosła Polska w związku z jego happeningiem, który przez niektórych (celowo lub nie) nadal jest traktowany na poważnie, a jego autor zapowiada kontynuację.
Coraz częściej we współdziałaniu Demagoga i Facebooka można dostrzec zagrożenie dla wolności słowa i głoszenia prawdy. Czy to nie jest właśnie pokusa posiadania władzy absolutnej nad umysłami i wypowiedziami członków fb-owiej społeczności? Przypominam, że Goga i Magoga można utożsamiać z władzą absolutną. Są oni przedstawicielami ludzi, którzy nie należą do Kościoła, są to masy, które inicjują wrogie działania. Z kim zatem utożsamiać Demagoga, FaceBooga i „dobrego wujka” Sorosa?
Dziś, w „erze powyborczej”, czyli po bezprecedensowym zablokowaniu kont prezydenta Trumpa na Twitterze i FejsbooGu po wyborach prezydenckich 2020 w USA, szukanie odpowiedzi na to pytanie wydaje się jeszcze bardziej wskazane. Ostatnio dowiedzieliśmy się FejsbooG zablokował stronę Instytutu Pamięci Narodowej. Algorytm booGa sklasyfikował wpis o planach germanizacji polskich dzieci w czasie II wojny światowej jako niewłaściwy. Pewnie „niezgodny ze standardami portalu”. Wszystkim zarządzają algo-rytmy, a w nich... „rytmy”. Kto wymyśla „rytmy”, w rytm których grają algorytmy? To chyba to samo pytanie, co wyżej.
„Panowie jesteśmy w dupie, powiedział gonokok do kolegów”, a dowcip ten zapisał Stefan Kisielewski w swoich Dziennikach pod datą 3 lipca 1968 r.
PS Jakoś dużo tego „towarzystwa”, a wzajemna adoracja nie wydaje się przypadkowa: Soros, Fundacja Batorego, a za nimi „Gazeta Wyborcza” (Michnik, Czuchnowski, Kublik...), „Ketman” Maleszka, Wroński (kiedyś „GW” i Tok FM, Srebrny Medal „Za zasługi dla obronności kraju”), „Agora”, „Polityka”, OKO.press (naczelny: Pacewicz, były wicenaczelny GieWu, a jego zastępcy: Mikołajewska i Szczęśniak też niegdyś związane z „GW” lub „Krytyką Polityczną”), Onet (Węglarczyk, Sekielski...), Meller (kiedyś Playboy, obecnie wirtualny Polak - szef portalu wp.pl), Newsweek (Lis), Tygodnik "Nie", Tokarczuk, Piątek (może też wkrótce Nobel?), Żakowski (Civi-cośtam), Warakomska, Kolenda-Zaleska, Dunin (Zielona feministka z „Wysokich Obciachów”), Holland, Śpiewak, Grabowski, Engelking, Gross... Gros luda. Głos luda. Kiedy coś się dzieje, słychać ten głos „przedstawicieli wielu środowisk”, zafrasowanych bojowników o „wolność i demokrację” (ZBOWiD-owców bis). Lecz gdy przyjrzeć się z bliska, okazuje się, że to jedno i to samo środowisko. „Razem starzy przyjaciele”...
PPS Już po napisaniu powyższego tekstu gruchnęła wieść o kolejnym demaskatorskim wyczynie Demagoga: Bill Gates nie uważa, że szczepionki to czynnik, który posłuży depopulacji
Demagog uważa, że doszło do "manipulacja przekazem Billa Gatesa". Broniąc wielkiego filantropa analitycy Demagoga przypominają "budzącą kontrowersje w środowiskach spiskowych konferencję TED2010 z udziałem Billa Gatesa i jego wypowiedź:
Dziś na świecie żyje 6,8 miliarda ludzi (w roku 2010 – przyp. Demagog), z perspektywą wzrostu do około 9 miliardów. Jeśli uda nam się osiągnąć duży sukces z nowymi szczepionkami, służbą zdrowia i działaniami w sferze urodzeń, będziemy w stanie obniżyć tę liczbę o 10 do 15 procent (obniżyć poziom wzrostu – przyp. Demagog). Ale nawet wtedy populacja wzrośnie o około 1,3 miliarda. (Bill Miliarder Gates)
Demagog tłumaczy, o co chodzi (dokładnie) w enigmatycznym sformułowaniu. Za każdym razem dostajemy zbitki tekstu w rodzaju” „osiągnąć duży sukces z nowymi szczepionkami, służbą zdrowia i działaniami w sferze urodzeń” lub „rozwój programów szczepień, antykoncepcji i służby zdrowia pozwoli na spowolnienie tempa wzrostu”. Co mają wspólnego szczepienia ze spowolnienie tempa wzrostu ludności na świecie? Czy komuś coś trzeba tłumaczyć? Szczepionki mogą zmniejszyć liczbę zachorowań na pewne śmiertelne choroby, a tym samym liczbę zgonów, a więc przeciwdziałać zmniejszaniu się populacji, nie na odwrót. Wygląda to na kolejne samozaoranie się Magoga od De.
*****
[1] Pierwsza część artykułu: Demagog, Magog czy Gog? Oto jest pytanie
[2] Stanowisko Instytutu Ordo Iuris na temat pojęć „gender” i „gender equality”
[3] Orzeczenie Bułgarskiego Sądu Konstytucyjnego
[4] Majtek (chłopiec okrętowy/pokładowy) – marynarz wykonujący posługi i prace związane z żeglugą i utrzymywaniem porządku na statku.
[5] Każdy więc, kto słucha tych moich słów i wprowadza je w czyn, podobny będzie do człowieka rozsądnego, który zbudował swój dom na skale. I spadł ulewny deszcz, i wezbrały rzeki, i zerwały się wichry, i uderzyły na ten dom - a nie zawalił się, bo był osadzony na skale. (Ewangelia Mateusza 7:24-25)
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości