Nie chodzi wcale o broń strzelecką marki Beretta, ale o miarę wielkości. A ponieważ faceci jakoś coraz rzadziej noszą wzmiankowane berety (tym bardziej, że w takim z antenką można być uznanym za szpiega), chodzi o kobiece nakrycie głowy. Teraz już każdy wie dokładnie, takiej wielkości – albo nawet większe – są te jaja, o których mowa. Tylko mowa, bo zjeść ich nie można. Poślica Spurek deklaruje, że jest weganką, i nie toleruje wśród współpracowników jedzenia produktów pochodzenia zwierzęcego. To taki nowy rodzaj tolerancji – „tolerancja zabraniająca”. Zabrania na razie tylko współpracownikom, ale „miłe złego początki”. Swoją drogą to bardzo dziwne powiedzenie, bo kiedy już zza broni... pardon, Beretta mi przyszła na myśl... kiedy już zabroni wszystkim, miłe to wcale nie będzie. Przynajmniej dla mnie. Bo ja lubię jaja.
Neomarksiści tak już mają, że gdy nie potrafią przekonać do swoich poronionych pomysłów, sięgają po zakazy, nakazy i metody siłowe. W końcu mają „rację”, więc ci, którzy nie chcą się podporządkować i nadal robią (i jedzą) jaja to na pewno „element patologiczny”, recydywa, a takich trzeba wyplenić ze społeczeństwa. Przecież każdy rozsądny, wykształciuch, oglądający właściwą TV (z logiem w niebieskim kółku) wie, że kura wcale nie chce znosić jajek – wręcz nie znosi znoszenia tych jaj, nie wspominając o robieniu – a jest do tego zmuszana. Nie przez Muchę, ale przez farmerów. To barbarzyńcy.
Ale odłóżmy jaja na bok (nie na boczek) i bądźmy przez chwilę poważni. Zastanówmy się, czy dałoby się taką Spurek postawić przed sądem? Albo Barda tęczowych Staszewskiego, co wymyślił strefy wolne od LGTBe? W te bujdy o strefach uwierzyło sporo euro- i spoza-eurokratów? Czy jest możliwe, że szkodliwa działalność tych, i wielu innych osób, będzie kiedykolwiek uznana w świetle prawa za szkodliwą, a zgodnie z prawem trafią za swą działalność za kraty? W końcu to euro-kraci.
Zadaję te pytania na marginesie ostatniej decyzji pani Rosario Silva de Lampucery. Zwykle nie pytam o sprawy osobiste, bo... to przecież sprawy osobiste. Ale w tej sytuacji, wyjątkowo, chciałbym się jednak dowiedzieć, czy ta 67-letnia Hiszpanka jest weganką lub lesbijką. Bo jeśli jest, to może te kampanie spurkowo-bartkowe miały wpływ na podjęcie przez nią decyzji. Decyzji, której intencją była tak naprawdę chęć ukarania tych znienawidzonych przez Resorio Ślivę zjadaczy jaj i propagatorów stref z Polski. W końcu to skandal, że geje nie są wpuszczani do baru „Jeleń” w Szczyrku. I nie jest żadnym wytłumaczeniem fakt, że takiego baru w Szczyrku nie ma. To skandal i już.
Mamy chyba prawo widzieć, co legło u podłoża podjętej przez nią decyzji o zamknięciu kopalni w dalekiej Polsce. Dalekiej dla niej, ale nie dla nas. Oczywiście prawdopodobne jest też, że jako socjalistka z krwi i kości, a może także miłośniczka Gazety Wyborczej (nie należy tego wykluczyć), po prostu nie cierpi Jarosława Kaczyńskiego. Choćby dlatego, że on ma wąsy oraz afgańskiego psa, którego głodzi i plantację ha-szyszek... a jeśli nie ma, tym gorzej dla niego.
Ta wiedza o pochodzeniu niektórych osób jest czasem niezbędna do zrozumienia, skąd biorą te niespożyte pokłady nienawiści i podłości. Wiedział to doskonale zmarły niedawno dr. Jerzy Targalski, co ujawnił w książkach z serii „Resortowe dzieci”, które miały „na celu pokazanie powiązań elit medialnych, biznesowych, politycznych i naukowych III RP ze strukturami PRL-u”. Opisywane tam osoby zaczynały swoje kariery w Polsce Ludowej, a niezwykle pomocni w rozwoju tych karier byli rodzice, pełniący funkcje w różnych resortach komunistycznego aparatu państwa. Wiedza i prawda nigdy nie są zbędne.
Przypomnę zatem, jak to Sylwia Spurek rozpaczała, kiedy po raz trzeci Sejm RP odrzucił kandydaturę jej koleżanki na stanowisko Rzecznika Platformy Obywatelskiej... pardon, Rzecznika Praw Obywatelskich. „Nieutulony w sercu żal” – jak śpiewał dawno temu Seweryn Krajewski. Po odrzuceniu kandydatury koleżanki, żal tym większy. Dlatego Spurek była w rozpaczy - „paczy i płaczy”, można było rzec filuternie. Ale nie pora na żarciki. Jak można było odrzucić kandydaturę Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz na to stanowisko, ja się „zapytowywuję”? I to trzy razy (odrzucić trzy razy, bo „zapytowywuję” raz)! Ci nasi posłowie „Oj, nie znajom siem” – jak zaśpiewałby zespół ludowy „Grochowiny” im. Siniaka Kau Myszka... gdyby ktoś im pokazał jak śpiewać „majom” (a maj już dawno mi-noł, ju noł). Nie znają się, więc się nie poznali na tej kryształowej postaci (hłe, hłe, Mellechowicz). Obiekt żalów Sylwii i jej „jęków, stęków i zapłakanych oczów” – jak śpiewał (by) zespół Brathanki w piosence „Czerwone medale”, gdyby takowa kiedyś powstała – pani (domniemywam, że pani) Zuzanna Rudzińska-Bluszcz szybko została pocieszona po ostatecznej rezygnacji z kandydowania na RPO, zostając nową szefową Fundacji „ClientEarth - Prawnicy dla Ziemi”. Będzie w nas teraz walić z tamtej strony. I to nie jajami, ale kartaczami.
Zanim poślicy Spurek strzeli do głowy – bynajmniej nie z Beretty, choć jak zwykle kulą w płot – pomysł wprowadzenia ogólnoświatowego zakazu jedzenia jajek, przypomnę mój Pean, który w „bulach” tworzyłem i stworzyłem właśnie dla niej. Krótki, ale jajeczny. Ja tymczasem lecę zrobić sobie jajecznicę – na boczku... to znaczy na patelni. Pa.
CZERWONY KAP-SPUREK
Euro Pean wygłoszę na cześć tej posłanki
Pustej niczym Et-Ruskie z wykopalisk dzbanki
Jeśli taki znajdziesz, będzie w nim trochę piasku
Niczym złudnej nadziei, która świta o brzasku
Że się nawróci, zaduma lub zmityguje...
Gdy tak stale tumani, tokuje i pluje
Prędzej odlecą wiatraki i ruszą knieje
Nim Spurek oświeci i choć krztynę zmądrzeje
Jeśli się zachwycasz naczyniem na wonności,
Pamiętaj też, czym pachnie utrata wolności
Z cyklu: EuroPeany, zwój#02 (18/10/2020)
Drzwiej Rymo Wanne sadzone tu: RymyNaTenCzas>>>
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka