Nie będzie to recenzja sympatycznego serialu z Ireną Kwiatkowską, Aliną Janowską, i Kazimierzem Rudzkim. Niestety nie. Zresztą, kto jeszcze pamięta takie stare filmy? Są lepsze. Nowe. Nowe są zawsze lepsze. Choć lepsze jest wrogiem dobrego i w sumie nie zawsze okazuje się lepsze. Lepsze są na pewno taśmy prawdy. Choć prawda to pojęcie niejasne, a niektórzy twierdza, że względne. Jaka prawda? Nie mam pojęcia. Każdy ma swoją prawdę. Swoja lepsza niż cudza. Lepsza, mimo że niekoniecznie nowa. To taka stara prawda... na temat nowego.
Jak to się dzieje, że wybucha wojna to chyba wiemy. Choć nie zawsze wszystko jest przewidywalne i wojna nieraz potrafi zaskoczyć. Ale jak doprowadzić do wojny domowej? Z obserwacji tego, co działo się na ulicach polskich miast i analizy wypowiedzi tej „postępowej” części społeczeństwa – po uprzednim odcedzeniu k****, j****, wy********* i innych takich – wynika coraz dobitniej, jak mogłoby do niej dojść. Zastanawiające, że jeszcze przed chwilą emocje były tak rozbuchane, że wystarczyłaby jedna mała iskra i wybuch był niemal gwarantowany. Tak się przynajmniej wydawało. Ale czas, a wcześniej mróz ostudził nieco rozgrzane głowy. Jak to się zakończy następnym razem, przy kolejnej kumulacji? Rozbiciem banku? Ale którego? Rezerwy federalnej czy życiodajnej?
Pewna sekwencja (nie mylić z sekwencjonowaniem wirusa) zdarzeń może doprowadzić do kulminacji i katastrofy. Na przykład, czy rozsądna jest decyzja o zaszczepieniu wszystkich pracowników szpitala (albo wszystkich żołnierzy) w tym samym czasie, skoro mogą pojawić się jakieś skutki uboczne i część osób weźmie potem zwolnienia lekarskie z powodu tych skutków? W ten sposób doprowadza się do uszczuplenia liczby personelu medycznego i… pogłębienia istniejącej już zapaści. Mniej sprawna obsługa to dłuższe kolejki, wydłużone terminy, a ludzie przecież chorują i potrzebują opieki szpitalnej. Taka decyzja to absurd. Potem pojawi się chęć usprawiedliwienia kłopotów, które zostały wywołane tymi złymi decyzjami. Ale pewnie znowu obwini się „złych ludzi”, którzy nie chcieli się zaszczepić.
Nadejszła wiekopomna chwila... mamy już czwartą falę kowidową, choć trudno to dostrzec na wykresach. Co więcej, nie było fali trzeciej. Eksperci zapewniali nas, że „wyszczepienie” 3/4 łobywateli zagwarantuje tzw. „łodporność stadną”, a więc „koniec pandemii”. Jego emanancja profesor "choroba" Horban jeszcze w grudniu zeszłego roku twierdził, że „w przypadku szczepionki na covid-19 odporność będzie się utrzymywać przez wiele lat”. Skąd czerpał tę wiedzę? Z badań? Z jakich danych? A może z powietrza, które - jak dobrze wiemy - jest przecież zawirusowane? Po co wygadywać takie dyrdymały, skoro się nie wie? To są eksperci? Od czego? Spójrzmy na to zestawienie:
Czy widać dokładnie? Mam przynajmniej taką nadzieję. Chyba jeszcze potrafimy myśleć. Skąd więc ten ciąg na szczepienia? Dlaczego taki mądry człowiek (hłe, hłe, Mellechowicz) - minister Niedzielski - uparcie prze do wyszczepiania? Dlaczego mają być szczepione dzieci, skoro w grupie wiekowej 0-17 lat w 2021 roku na covid-19 umarło łącznie 6 osób (w tym 5 z chorobami współistniejącymi)? Bo są roznosicielami wirusa. Ale te „szczepionki” nie gwarantują, że człowiek zaszczepiony przestaje być nosicielem i przestaje zarażać. Po co więc to wszystko? Dlaczego nie ma dyskursu między dwoma grupami lekarzy, prezentującymi odmienne podejście do pana-demii? (więcej na temat szczepień dzieci: PRIMUM NON NOCERE>>)
Okazuje się, że zarówno zaszczepieni jak i niezaszczepieni roznoszą wirusa (patrz: badania w bardzo wyszczepionym Izraelu), chorują, mogą mieć poważne powikłania, a nawet opuścić ten zwariowany świat nogami do przodu… Jeden z komentatorów podzielił się refleksją, że prawdziwym sprawdzianem dla jakości szczepionek jednak byłaby prawna odpowiedzialność producentów za ewentualne skutki uboczne. (bloger Jacek K. M.[1])
Fernando López-Mirones (biolog, profesor Uniwersytu Villanueva, który współtworzył lub wyreżyserował ponad 130 filmów dokumentalnych o dzikiej przyrodzie i antropologii m.in. dla National Geographic i BBC) uważa, że ci, którzy wpakowali nas w cały ten bałagan są dobrzy w manipulowaniu (coś jak DeMagog)
Stworzyli serię dwuznacznych terminów, których mogą użyć, aby uzasadnić jedno lub drugie, gdy zajdzie taka potrzeba. Zaczęli od stworzenia testu, który mógł być użyty do manipulowania liczbami, RT-PCR, który daje fałszywe pozytywne wskaźniki powyżej w 50% przypadków (jak przyznał sam producent testu Drosten PCR 16 stycznia 2021 roku). Oznaczałoby to, że liczą przypadki, przyjęcia, oddziały intensywnej terapii i zgony z fałszywie dodatnim wynikiem PCR, tak jakby to był Covid, podczas gdy tak nie jest. Oznacza to, że połowa z 95 milionów „zarażonych“ na świecie i dwa miliony zgonów byłyby fałszywe, ponieważ opierają się na tych testach, które nie są dobre w diagnozowaniu więcej niż 30 cykli amplifikacji (40–45 jest powszechne).
Następnie, jak tylko ktoś zauważył, że testowane PCR+ nie wykazały żadnych objawów, wymyślono postać „bezobjawowych“, co było genialnym posunięciem, polegającym na tym, że zupełnie zdrowi ludzie zwiększali liczbę osób chorych, co wywoływało efekt kaskadowy w postaci paniki i coraz większej liczby PCR. Co ciekawe, Niemiec Cristian Drosten, który prowadził badania i skalibrował testy, był potem zaangażowany (razem ze współpracownikami) w produkcji. To wyraźny przykład konfliktu interesów, ale... także przykład tego, skąd biorą się nowi milionerzy.
Trzeci wielki chwyt polega na przypisaniu Covidowi-19 niemal identycznych objawów jak objawy grypy, adenowirusów przeziębień, bakteryjnego zapalenia płuc, wirusa syncytialnego, itp. i wmówieniu całemu światu, że wszystko jest covidowe i że grypa, która co roku (w styczniu i lutym) powoduje w hiszpańskich szpitalach zapaść z tysiącami zgonów, magicznie znikła. Natychmiast pojawiła się oficjalna odpowiedź: grypa znikła, dzięki maskom i środkom bezpieczeństwa biologicznego. Skoro tak, to dlaczego te same środki nie zniszczyły wirusa z Wuchan, identycznie przenoszonego? Zastosowana strategia wykończyłaby oba wirusy, a nie tylko wybrane.[2]
Na to też mają odpowiedź. Ten wirus jest groźniejszy i mocniejszy iż tamte. A to oznacza, że potrzeba więcej maseczek, groźniejszych i mocniejszych maseczek, więcej środków odkażających, musimy rozszerzać kwarantanny i wydłużać lockdowny (powiedz to Australijczykom). Kto ma na sprzedaż maseczki? Po ile? Jak to, zdrożały? To pewnie wina inflacji.
Australijski stan Victoria praktycznie przeistoczył się w więzienie. Wprawdzie o łagodnym rygorze, ale jednak quasi-więzieniem. Gdy 5 sierpnia 2020 r. premier tego stanu Daniel Andrews ogłosił 4 stopień zagrożenia, kompletnie sparaliżowało to życie społeczne i gospodarcze. Wprowadzono godzinę policyjną (od 20.00 do 5.00 nie można opuszczać domu), poza godziną policyjną można wychodzić z domu... tylko na godzinę, a zakupy może robić tylko jeden domownik – tylko raz dziennie. Nie można poruszać się dalej niż 5 km od miejsca zamieszkania. Obowiązuje zakaz spotykania się, a więc także odwiedzania rodziny czy znajomych. Za nieprzestrzeganie tych zaleceń (nie prawa) grożą kary pieniężne - np. za znalezienie się dalej niż w promieniu 5km od domu grozi 1650 dolarów australijskich (ponad 4.700 zł), za brak maseczki 200 AUD (ok. 570 zł). Jeśli ktoś chce organizować protest i poinformuje o tym w mediach społecznościowych, policja wkracza (może nawet wyłamać drzwi) do mieszkania i aresztuje delikwenta. Pracować mogą tylko osoby zatrudnione w edukacji, służbie zdrowia i opiece socjalnej. Jeśli ktoś pracuje w innej branży, może dostać karę 20.000 AUD (ponad 57.000 zł). Właścicielowi firmy, który pozwoli swoim pracownikom nadal pracować grozi kara ok. 100.000 AUD (287.000 zł). W takim świecie chcemy żyć? W jakim świecie chcemy się obudzić z tego koszmaru?
Czy dojdzie do wojny SZCZE z NIE?
Jak tak dalej pójdzie wszystko jest możliwe, wojna osób szczepionych i nieszczepionych też. Najzabawniejsze (jeśli można tu użyć tego słowa) jest to, że obie strony będą walczyły o ochronę ludzkości i dobro drugiego człowieka. Jedna strona istotnie będzie walczyła pod tymi sztandarami, ale drugiej z nich tak się tylko będzie wydawać.
Ci, którzy uwierzyli w oficjalną narrację polityków i wielkich korporacji medialnych, obsypanych pieniędzmi, by wspierać tę narrację i cenzurować wszelką niezgodę, i zaszczepili się Comirnaty [tzw. „szczepionka” Pfizer/BioNTech], natychmiast stają się żołnierzami tej sprawy. Teraz chcą, by wszyscy to robili, a nawet stali się agresywni w tym procesie, usprawiedliwiając niewyobrażalne środki utraty wolności. Mówi się już o paszportach zdrowotnych i tzw. śmierci społecznej (nie można nic zrobić bez naszej karty szczepień).
Nie znam nikogo, kto przeprowadziłby badania z odrobiną obiektywizmu i wierzył w Comirnaty. Wierzą w nią tylko dwa typy ludzi: ci, którzy ufają (i nie zrobili zbyt wielu badań), oraz ci, którzy mają oczywisty konflikt interesów (pracują w laboratoriach, na uniwersytetach, w stowarzyszeniach zawodowych, szpitalach, fundacjach lub majątkach i obawiają się, że zostaną nazwani „negacjonistami“, co dziś oznaczałoby koniec ich kariery lub pozbawienie pracy)
Wszyscy eksperci, których można usłyszeć non-stop w telewizji i dużych radiostacjach to dyrektorzy, sekretarze lub biolodzy z projektami finansowanymi często przez tę samą firmę Pfizer lub inne firmy Big Pharmy (finansujące kongresy na Hawajach i badania oraz dotacje z fundacji dla wszystkich pracodawców tych ekspertów). To samo dotyczy lekarzy, są oni wielkimi niewiadomymi tej plandemii [pana-demonii]. Większość z nich nie jest naukowcami, ani nie wie nic o wirusach, ponieważ ich ciężka praca polega na wykonywaniu zabiegów przez cały dzień i leczeniu pojedynczych pacjentów. Stosują procedury, działają w bardzo piramidalnej strukturze i niemal ślepo podążają za wytycznymi władz sanitarnych. Choć może to zabrzmieć dziwnie, większość lekarzy nie wie nic o wirusach. Znają choroby, które wirusy wywołują, a to nie to samo.
W tej chwili wszystkim lekarzom i pielęgniarkom, pracującym w systemie opieki zdrowotnej nakazuje się, pod groźbą nagany lub zwolnienia z pracy, nie wyrażanie negatywnych opinii o „szczepionkach“. To rodzaj zniewolenia. Ostatecznie więc ci, którzy mówią, niewiele wiedzą (dziennikarze i politycy), a ci, którzy wiedzą, nie mogą mówić – z złe jest to, że pierwsi ufają drugim.[2]
Producent tak zwanej „szczepionki” przeciwko wirusowi z Wuhan twierdził na początku, że jest ona w 95% skuteczna. Skąd to się wzięło? Spośród ponad 36 000 uczestników badania, 18 198 osób otrzymało zastrzyk Comirnaty i 8 z nich miało potem objawy covidowe. Kolejne 18 325 osób otrzymało placebo i okazało się, że 162 z nich miało objawy covidowe. Z porównania tych liczb (8 i 162) wynika, że mamy „95% skuteczności“. Jednak okazało się, że „grupie placebo“ wstrzyknięto nie kompletnie neutralne placebo, ale szczepionkę przeciw pneumokokom VCN23, która zwykle wywołuje takie objawy poszczepienne – i jest to całkiem normalnie (czyli zawsze występują takie objawy po zaaplikowaniu tej szczepionki), a badający zinterpretowali normalne dla tej szczepionki objawy jako „covidowe“. Rzeczywiste dane były zupełnie inne. Podobno tylko cztery osoby z grupy placebo i jedna z grupy zaszczepionej zachorowały na Covid-19 w łagodnej postaci. Zatem – stosując podobną metodologię jak powyżej (użytą przez Pfizera) – porównując 1 i 4 otrzymujemy 25% skuteczności. Wynik daleki od 95%, prawda?
Nie ma żadnych gwarancji, że politycy, którzy są szczepieni na żywo w telewizji, naprawdę otrzymali szczepionkę, którą chcą zaaplikować wszystkim innym. Nikt przecież nie wie, co naprawdę jest w tych fiolkach niemal religijnie nazywanych „szczepionką“. Nikt nie może zagwarantować, że to, co wstrzykują w Hiszpanii jest takie same jak to, co wstrzykują w Senegalu czy gdziekolwiek indziej. Nawet sam Pfizer przyznał, że są zmiany w składzie Comirnaty (w badaniach do 69–81% syntetycznego RNA było nienaruszone, podczas gdy w partiach komercyjnych ledwo przekraczało 51%), co można by uznać za oszustwo, gdyby w momencie zatwierdzania leku nie obowiązywały odpowiednie zapisy, które je uwzględniały.
Sama Komisja Europejska stwierdziła poważne nieprawidłowości w fabrykach, których nie poddano inspekcji: brak danych w partiach handlowych i poważne różnice jakościowe. To wszystko jest bardzo niepoważne i niewiarygodne, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Pfizer ma ogromną historię przekupywania lekarzy i organów służby zdrowia na całym świecie. (...) Sprzedają nam w wiadomościach obrazki, że szczepionka w końcu dotarła i że chronią konwoje ciężarówek ze szczepionkami, żeby ich nie ukradli, bo są takie cenne. A okazuje się, że za nic w świecie nie chcą, żeby ktoś dostał w swoje ręce którąś z tych fiolek i przeanalizował w laboratorium jej skład, odkrywając być może coś paskudnego.[2]
Prawda zawsze w końcu musi ujrzeć światło dzienne. Czasem późno. Oby nie było za późno. Zgadzam się z Fernando Lópezem-Mironesem, że to bardzo ważny, a może nawet decydujący moment w najnowszej historii ludzkości.
Wszyscy wiemy – powtórzę po raz kolejny – że szczepionki na gruźlicę czy ospę były epokowym odkryciem. I co z tego? Co to ma wspólnego z produktem Pfizera? Co tamte badania mają wspólnego z dzisiejszymi? Używanie słowa „szczepionka” w przypadku tego produktu medycznego jest nadużyciem. Ale wystarczy napisać słowo o tym, że to do końca nieprzebadany produkt genetyczny, żeby wywołać furię (objawy podobne do tych przy wściekliźnie) obrońców tego „doskonałego, zbawczego, świetnie przebadanego” produktu „renomowanej, uczciwej i wiarygodnej firmy”. Fernando López-Mirones nazywa takich entuzjastów „żołnierzami tej sprawy” i zauważa – a my również widzimy to w komentarzach – jak są agresywni.
Co mają wspólnego lekarze, z czasów dżumy czy hiszpanki, poświęcający nieraz życie dla ratowania innego życia, z większością dzisiejszych lekarzy? Czy skutki niektórych szczepień przeprowadzonych przez Gatesa (the) Billa to wymysły i brednie? Skoro kiedyś - w społeczeństwie zdecydowanie bardziej niż dziś cnotliwym, w którym kłamstwo, oszustwo, naciąganie faktów... były przyczyną infamii i powodem do wstydu (ktoś jeszcze pamięta, co to takiego?) – generalnie można było ufać lekarzowi, prawnikowi, notariuszowi, policjantowi, to dziś też? To mało, mamy nawet ufać bez gadania i bezgranicznie (w końcu jesteśmy w strefie Shenzhen... pardon, Schengen, ale w tej drugiej chyba jeszcze będziemy). Skoro ktoś kiedyś wymy slił szczepionkę i rzeczywiście była ona skuteczna, to dziś każdemu, kto nazwie swój produkt szczepionką też MUSIMY całkowicie zaufać? Mimo że mamy przy tym poświęcić niemal całkowicie swoją wolność?
Gdzie jest Duch Pana, tam jest i wolność. (2 List do Koryntian 3:17)
Od wieków walczyliśmy o wolność, powstawały nawet Deklaracje, które miały być tych wolności gwarancją (dość iluzoryczną), w konstytucjach poszczególnych państw są zapisy potwierdzające prawa i wolności obywatelskie. Teraz próbuje się te wolności drastycznie ograniczać, a może nawet odebrać. Wciąż większość nie może uwierzyć, że to się dzieje, i nadal ufają, że to niemożliwe, żeby istnieli ludzie zdolni do wprowadzenia takich planów w życie.
Czy będzie trzeba znowu walczyć o wolność? Gdyby rzeczywiście doszło do starcia klanu szczepionych i nieszczepionych, mogłoby to zakończyć się tragicznie. Po takiej wojnie świat ani chybi... SCZEźNIE.
*****
[1] Jacek K. M. „Czyżby nadchodził totalitaryzm?"
[2] Hiszpański biolog: „Twierdzenie, że jest to bezpieczna i skuteczna szczepionka, jest największym oszustwem“
[3] Zachęcam też do zapoznania się z tekstem: "Był sobie kiedyś badacz...”, poświęconym Robertowo Wallace Malone’owi, który był jednym z prekursorów badań nad technologią matrycowego kwasu rybonukleinowego mRNA (wszelkie informacje o tym zostały usunięte z Wikipedii).
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości