Kiedyś mówiło się, że „myślenie ma dużą przyszłość”. Niektórzy dodawali przy tym nieco sarkastycznie: „niestety, nieprzyzwyczajonym szkodzi”, ale... alle... alee to byli ludzie mali i podli. Przez długi czas tak się przynajmniej wydawało. Trudno wyobrazić sobie myślenie bez logiki, prawda? Czy bez logiki ma ono jakikolwiek sens? Czy prowadzić do poprawnych wniosków? Od dawna twierdzę, że logika to nauka zaniedbana... żeby nie powiedzieć wprost: porzucona. Bo cóż to takiego „logika”? To przede wszystkim umiejętność jasnego formułowania myśli i poprawnego rozumowania, tak niezbędnego w procesie dowodzenia prawdziwości twierdzeń, tak niezastąpionego przy ich obalaniu. Czy dyskutuje się z faktami? Nie nagminnie, choć powtarzają się już takie próby. Czy dyskutuje się z logiką, z logicznymi wywodami? Jak najbardziej. Nieraz mieliśmy przykłady, potwierdzające takie tendencje. Szczególnie w ostatnim okresie.
Nie wystarczy zdobywać mądrość, trzeba jeszcze z niej korzystać. (Cyceron)
Czy można korzystać z mądrości negując logikę? Platon twierdził, że „mądrość polega na tym, żeby uśpić zmysły, a obudzić rozum”. Ja zalecałbym do tego uśpić emocje. Może wtedy rozum rzeczywiście się przebudzi, a właściwie weźmie górę nad wszystkim innym. Ale niektóre media wpływają na tę zdolność korzystania z logiki, a przez to na rozumne wyciąganie wniosków. Na dodatek osoby, które występują w roli ekspertów, reprezentujące zawody zaufania publicznego, przestają być wiarygodne. Do sędziów, adwokatów (częściej diabła, niż kogokolwiek innego), polityków (tych skorumpowanych lub odpowiednio sformatowanych ideologicznie), dziennikarzy (śledczych, a więc tych, którzy dokładnie śledzą wskazówki swoich donatorów) dołączają dziś lekarze.
Nigdy nie jest za wcześnie na lekcje mądrości i cnoty. (Jean de La Fontaine)
Z takim, wyżej opisanym, wyciszeniem emocji w celu obudzenia rozumu mieliśmy do czynienia podczas konferencji „Ordo Medicus” w sprawie szczepienia dzieci na Covid-19. Biolog medyczny dr Piotr Witczak[1] wykazał się logiką, spokojem i rzeczowością, tłumacząc precyzyjnie, jakie są korzyści i zagrożenia, wynikające z realizacji takiego pomysłu. Pozwolę sobie przytoczyć dane – naukowe dane, nie teorie spiskowe – które wymienił, a wnioski możecie wyciągnąć sami. Pod warunkiem, że wasz rozum się obudzi. Lub pozwolicie rozumowi wziąć górę nad wszystkim innym.
1. Jakie zagrożenie dla dzieci stanowi Covid-19?
Zapadalność na Covid-19 w tej grupie wiekowej wynosi 5% do 10% (5% na podstawie danych z USA, 10% – dane z Izraela), a więc 90-95% dzieci w ogóle nie zachoruje na Covid-19. W tej nielicznej grupie dzieci, które zachorują, przebieg jest bezobjawowy lub łagodny w 80-90%. A zatem jedynie u 0,5% do 2% całej populacji dzieci przebieg choroby jest ciężki. Dzieci stanowią niespełna 2% (lub mniej) wszystkich zdiagnozowanych przypadków. Zestawiając to z powyższymi danymi, można stwierdzić, że CIĘŻKI PRZEBIEG CHOROBY U DZIECI STANOWI 0,01% do 0,04% WSZYSTKICH ZDIAGNOZOWANYCH PRZYPADKÓW.
2. Hospitalizacja z powodu Covid-19 wśród dzieci
Górna granica wynosi mniej niż 2% dzieci z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa. Dolna to zaledwie 0,2%. Badania wykazują, że co najmniej połowa hospitalizowanych dzieci przechodzi Covid-19 łagodnie. Co więcej, prawie połowa przypadków jest diagnozowana przypadkowo (np. przy przyjęciu do szpitala z powodu innej choroby współistniejącej). A zatem tylko u 0,1%-1% dzieci z pozytywnym wynikiem testu odnotowano ciężki przebieg choroby Covid-19. Informacje o tych badaniach można znaleźć w czasopiśmie Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej.
3. Ciężki przebieg Covid-19 u dzieci
Obliczenia zaprezentowane w pkt.1. potwierdzają dane z Izraela. Szansa, że dziecko zachoruje na Covid-19 i choroba będzie miała ciężki przebieg to 1 na 25 tysięcy przypadków.
To oznacza, że trzeba zaszczepić 25 tys. dzieci żeby uniknąć jednego ciężkiego przebiegu Covid-19, który u dzieci przeważnie nie jest śmiertelny.[1]
Praktycznie wszystkie przypadki zachorowań w tej grupie kończą się wyzdrowieniem. Zatem aż 25 tys. dzieci trzeba „narazić na potencjalne skutki uboczne, nawet na niedogodności związane z programem szczepień – czyli dojazdem do punktu szczepień, stresem, itd. (...)W związku z tym, po co to wszystko?” – pyta naukowiec. Niemal połowa dzieci, które mają ciężki przebieg, ma poważne choroby współistniejące – astmę, inne choroby przewlekłe. Czy szczepienie nie będzie zagrożeniem dla ich zdrowia?
W badaniach, uwzględniających 8 tys. przypadków zachorowań na Covid-19 u dzieci, autorzy stwierdzają we wnioskach: „dzieci mają DOSKONAŁE rokowania” [wyzdrowienia – przyp. K.]. Inne badania wskazują, że zespół ostrej niewydolności oddechowej z powodu Covid-19 u dzieci ma przebieg łagodniejszy niż w przypadku grypy lub zapalenia płuc.
4. Powikłania u dzieci
Wieloukładowy stan zapalny albo zespół wieloukładowej reakcji zapalnej (PIMS lub MIST), diagnozowany ostatnio jako powikłanie po przebyciu choroby Covid-19, występuje u dzieci bardzo rzadko.
Szacuje się, że jest to kilkaset przypadków na milion zakażeń. Nie tylko występuje rzadko, ale jest w większości przypadków nieśmiertelne, a dzieci wracają do normalnego funkcjonowania przed upływem 6 miesięcy.[1]
„Long Cocid” („długi ogon Covid”), czyli trwające dłuższy czas powikłania po przejściu Covid-19 - bóle głowy, mięśni, bezsenność... Wyniki badań publikowanych w „The Lancet” wskazują, że dotyczy to 1,8% dzieci po przejściu Covid-19. Jednak nikt nie zbadał, jaki wpływ na występowanie takich objawów ma (ani czy w ogóle ma wpływ) to, że dzieci siedzą godzinami przed komputerem, są poddane dużemu stresowi (wynikającemu z towarzyszącej pandemii panice i wszechobecnej, wciąż podsycanej atmosferze strachu), a ich normalne życie musiało ulec drastycznej zmianie. Zatem rzeczywisty, bezpośredni wpływ Covid-19 na tego typu dolegliwości jest raczej przeszacowany i może być znacznie mniejszy.
5. Wskaźnik śmiertelności dzieci
Wskaźniki śmiertelności są bliskie zeru – w statystykach są to „liczby z wieloma miejscami po przecinku”. W Wielkiej Brytanii zmarła dwójka dzieci na MILION zachorowań. W Polsce – wg danych Ministerstwa Zdrowia – w ciągu prawie 1,5 roku zmarło 17 osób w grupie wiekowej 0-17 lat – wszystkie miały dodatni wynik testu, ale tylko 3 z nich nie miały chorób współistniejących. Ktoś obliczy ile to procent?
6. Odporność u dzieci
Hipotez na temat dużej odporności dzieci na Covid-19 jest wiele. Na tym etapie pandemii można założyć, że ponad połowa dzieci miała styczność z wirusem i ma wyrobioną naturalną odporność (wynikającą również z przejścia innych chorób).
Coraz więcej publikacji wskazuje, że ta naturalna odporność jest lepsza niż odporność generowana przez szczepionkę. Jest to fundament immunologii. Tak zawsze twierdzono. Teraz próbuje się to podważać. (...) Dane z Izraela, jeszcze niepublikowane, bez recenzji, wskazują, że odporność po szczepionce jednak szybciej ustępuje, a odporność po przejściu naturalnym jest dłuższa i ryzyko reinfekcji jest znikome, bardzo niskie.[1]
Skoro zdecydowana większość dzieci przechodzi Covid-19 bezobjawowo lub choroba ma lekki przebieg, a później nabywają silną, naturalną odporność, PO CO WŁAŚCIWIE SZCZEPIĆ DZIECI? Po negować sprawdzone metody postępowania, negować wiedzę, gromadzoną przez dziesięciolecia i dodatkowo potwierdzoną najnowszymi badaniami? Po co podejmować ryzyko? Może należałoby raczej skupić się na podnoszeniu odporności osób w tej populacji i w ogóle odporności nas wszystkich? To przecież jeden z głównych sposobów zapobiegania. Dlaczego nie skupić się na tym. To wydaje się celowe i skutecznie odwraca uwagę od strachu. Kto i kiedy zdecydował, że tego typu metody zapobiegania należy wrzucić do kosza?
To smutne, że głupcy są zawsze tacy pewni siebie, a mędrcy tak pełni wątpliwości. (Bertrand Russell)
Powtórzę: odporność tzw. ozdrowieńców może trwać kilkanaście miesięcy, a może nawet kilka lat. Ta odporność jest (wszystko na to wskazuje) silniejsza niż ta, którą zapewniają preparaty szczepionkowe. Na dodatek jest coraz więcej sygnałów, że szczepienie ozdrowieńców zwiększa ryzyko powikłań. Skąd więc nagły pęd do szczepienia wszystkich dzieci? Skąd listy dyrektorów szkół do rodziców? Listy, w których zachęca się do szczepień i wyraża nadzieję, że „jak największa liczba dzieci zostanie zaszczepiona”? Co to za psychoza? Dlaczego tak bardzo chcemy (lub raczej chcą) wyszczepić dzieci?
Istnieją mądrzy ludzie, którzy nie są zdolni. Istnieją też ludzie zdolni, którzy nie są mądrzy. I oprócz nich istnieją całe tłumy ludzi niezdolnych i niemądrych, ale sprytnych i wygadanych. I często oni zwyciężają. (Sandor Morai)
7. Transmisja wirusa
Nie kijem go, to pałą. Nawet gdy w mediach przyjęto już do wiadomości, że ryzyko Covid-19 u dzieci jest bardzo niskie, zaczęto wysuwać argument o konieczności szczepień z uwagi na transmisję wirusa. Pojawiły się głosy: „przecież musimy chronić grupy ryzyka, musimy chronić osoby starsze, dziadków, babcie. Zaszczepmy dzieci, żeby zablokować tę transmisję”. Ta narracja została właśnie obalona[2].
Mamy teraz, jak grom z jasnego nieba, informację: ładunek wirusa w nozdrzach osób zaszczepionych i nieszczepionych jest podobny. (...) Oficjalna informacja podawana przez Centrum ds. Kontroli Chorób w USA jest taka, że szczepionka tak naprawdę tej transmisji nie blokuje. Na pewno nie blokuje w stopniu wystarczającym. Ta transmisja jest prawdopodobnie identyczna jak u osób nieszczepionych.[1]
Nawet gdyby transmisja była blokowana, to badania z placówek edukacyjnych na całym świecie pokazują, że „transmisja wśród dzieci jest praktycznie minimalna, relatywnie niska w porównaniu z wynikami u dorosłych”. Większość ludzi zaraża się poza placówkami oświatowymi, a jeśli ktoś zaraził się w szkole, to raczej... DOROŚLI ZARAŻALI DZIECI (potwierdzają to m.in. dane z Australii, Irlandii, Norwegii).
8. Skuteczność preparatów szczepionkowych
Początkowo firma Pfizer chwaliła się niemal 100% skutecznością swego produktu. W grudniu ubiegłego roku utrzymywano, że po 14 dniach od przyjęcia drugiej dawki preparatu ochrona jest na poziomie 95% (artykuł w onet.pl - Jaka jest skuteczność szczepionek przeciw COVID-19?). Opublikowane w lutym tego roku dane z Izraela wykazywały, że w realnych warunkach preparat szczepionkowy Pfizera zapewniała 92% skuteczności (skuteczność innych preparatów – patrz [3]). Pod koniec ubiegłego miesiąca amerykańska agencja Asocciated Press podała informację, że skuteczność preparatu Pfizera systematycznie spada: w czwartym miesiącu od przyjęcia drugiej dawki wynosi 90,1%, a szóstym już tylko 83,7%. Topnieje w oczach jak lodowce po okrzykach Grety Thunderstorm czy jakoś tak.
Mniej więcej w tym samym czasie „Puls Medycyny” podał informację, że skuteczność dwóch dawek szczepionki Pfizer-BioNTech przeciw wariantowi Delta koronawirusa wynosi 88%. Z kolei dane izraelskiego resortu zdrowia wykazują, że ochrona preparatu Pfizera przed przebiegiem objawowym dla wariantu Delta wynosi ok. 40%. Niewielka różnica, prawda?
Dr Piotr Witczak wyjaśnił też, jaka jest różnica między skutecznością względną[4] i bezwzględną szczepienia. Ta pierwsza (liczba dużo wyższa i dlatego zwykle podawana przez producentów) jest przez niektórych uważana za mylącą, a właściwie za... bezsensowną. A jeszcze dokładniej rzecz ujmując, z punktu widzenia biologii, nauki i medycyny jest to liczba bez żadnego znaczenia, która nie ma nic wspólnego z naszym zdrowiem. Nie każdy jest w stanie od razu zrozumieć tę manipulację liczbami.
Duża część postępu w nauce była możliwa dzięki ludziom niezależnym lub myślącym nieco inaczej. (Chris Darimont)
Primum non nocere (z łac. „po pierwsze nie szkodzić”) – to jedna z naczelnych zasad etycznych w medycynie. Autorstwo tej zasady jest przypisywane Hipokratesowi[5], ale nie jest to część przysięgi Hipokratesa (mimo że powszechnie tak właśnie się uważa). Co znaczy „po pierwsze nie szkodzić”? Tylko tyle, że jeśli coś może komuś zaszkodzić, to nie jest ważne, jakie mamy intencje, czy w jakiej jesteśmy sytuacji, nigdy nie wolno zaszkodzić, a już tym bardziej doprowadzić do śmierci człowieka. Stalin (Hitler pewnie też) traktował liczby zabitych jak statystyki. Ktoś napisał, że mówienie o ludzkim zdrowiu i życiu w formie statystyk jest dehumanizacją. „Po pierwsze nie szkodzić” nie zawiera przesłanki, że można zaszkodzić jednej osobie (lub nawet ją zabić) w celu uratowania innej. Lekarz czy farmaceuta ma pomagać w walce z chorobą. Zakładanie, że ktoś po drodze umrze to już nie medycyna.
“Nie ten jest mądry, kto wiele spraw umie, lecz kto złe od dobrego rozeznać rozumie”. (Mikołaj Rej)
Nawet gdyby tzw. szczepionka na Covid-19 była w 100% bezpieczna i skuteczna, nie należałoby poddawać szczepieniom dzieci[6]. Wierność zasadzie „Primum non nocere” nakazywałaby powstrzymanie się od tego w grupie wiekowej, w której średnie ryzyko zachorowania jest znikome. „Ponieważ nie wiemy, jakie mogą być konsekwencje tych szczepień w przyszłości, dlatego lepiej zaakceptować to bardzo małe ryzyko, które jest nam znane, niż godzić się na nieznane ryzyko [szczepień]. Zwłaszcza, że pierwszy raz mamy do czynienia ze stosowaniem technologii opartej na inżynierii genetycznej. Nie mówię tego, żeby straszyć. Jest to niesamowite osiągnięcie medycyny. Tego typu leki stosowane przy rdzeniowym zaniku mięśni (SMA[7]) są rewolucją w medycynie. Aplikowanie takich leków genetycznych miliardom zdrowych ludzi jest obarczone ryzykiem, bo nie znamy ostatecznych skutków takiej terapii. Prowadzone na zwierzętach badania podobnych szczepionek przeciw wirusowi SARS były przerywane po zaobserwowaniu niepożądanych efektów[8]. Obawy są więc uzasadnione.
Tabela opracowana przez Grzegorza Płaczka („To się samo komentuje”).
Idzie czwarta fala?
Zaiste żyjemy w ciekawych czasach. Beltasar Gracian mawiał, że „bez odwagi, mądrość nie wydaje żadnego owocu”. Wypada cieszyć się, że są lekarze i naukowcy, którzy nie boja się – tak jak dr Witczak – głośno mówić o tym, jakie są fakty, jakie są liczby, idąc pod prąd szczepionkowej propagandzie, a nawet narażając się na sankcje Naczelnej Izby Lekarskiej. Wszystkie przedstawione wyżej dane mają potwierdzenie w badaniach naukowych i są możliwe do zweryfikowania, zatem twierdzenia o teoriach spiskowych i nienaukowych bzdurach tym razem (i kolejnym zresztą) biorą w łeb. Czy jednak będzie to dostateczny przyczynek do tego, aby mądrość zatriumfowała? Czy uda się w końcu uśpić zmysły (i emocje), aby obudzić rozum? Czy jednak trzeba doznać szkody, bo „Co szkodzi – uczy” – jak twierdził Erazm z Rotterdamu. Znowu mamy być mądrzy po szkodzie?
Głupiec, który zrozumiał, że jest głupcem, już nim nie jest. (Fiodor Dostojewski)
[1] Dr Witczak nie jest lekarzem, ale biologiem medycznym, dr nauk medycznych, który zajmował się badaniami w zakresie immunologii komórkowej, a także oceną skuteczności i bezpieczeństwa leków. Jak sam mówi ma „wiedzę w zakresie technologii medycznych, a tzw. szczepionka genetyczna jest technologią medyczną”.
Czy powinno się $ZCZEPIĆ dzieci ws. C-19 (wypowiedź dr Witczaka od 14:10 do 48:05)
[2] Naukowiec UJAWNIA niewygodne fakty. Dr Witczak: „Argument z transmisją jest obalony. To już nie działa”
[3] Moderna: po drugiej dawce skuteczność preparatu oceniono na 94%. W kwietniu producent informował, że po upływie sześciu miesięcy od przyjęcia dwóch dawek preparatu chroni on przed zakażeniem w 90%.
AstraZeneca: wg informacji producenta średnia skuteczność preparatu szczepionkowego to 76%.
Johnson & Johnson: skuteczność preparatu szczepionkowego po 14 dniach od zastrzyku oceniana jest na 67% . Co ciekawe, preparat chroni przed ciężkim przebiegiem COVID-19 w 85%. Dlaczego ciekawe? Bo jak niby można to stwierdzić?
Dane na podstawie artykułu: Jaka jest skuteczność szczepionek przeciw COVID-19?
[4] Skuteczność względną szczepienia określamy na podstawie badań w dwóch, tak samo licznych grupach ludzi – pierwszej, w której podano placebo, i drugiej, w której użyto szczepionki. Skuteczność względna to liczba zachorowań (stwierdzenia symptomów chorobowych) w tej pierwszej (oznaczmy tę liczbę osób jako „Lp”, a w drugiej jako Lz) w stosunku do sumarycznej liczby zachorowań w obu grupach (Lp+Lz), czyli: [Lp/(Lp+Lz)]x100%.
Jeśli obie grupy liczyły po 10 tys. osób i w pierwszej zachorowało 100 osób, a w drugiej 10, to skuteczność względna wyniesie: [100/110]x100%, czyli 90,9%. Identyczny wynik otrzymalibyśmy gdyby grupy liczyły po 1 tys. osób, bo liczba osób w grupie nie jest uwzględniona we wzorze do obliczenia skuteczności względnej. Tymczasem, obliczając procent osób chorych w jednej (POCp=1%) i drugiej (POCz=0,1%) grupie, łatwo zauważyć, że skuteczność bezwzględna, wyrażona różnicą POCz i POCp, wynosi... 0,9%. W tym ostatnim obliczeniu liczba uczestników jest jak najbardziej istotna, bo przy grupach liczących po 1 tys. osób wyniki są następujące: POCp=10%, POCz=1%, a różnica (bezwzględna) skuteczności wynosi 9%. Wciąż daleko do spektakularnych 99%, czy nawet 90%, prawda?
[5] „Primum non nocere” [łac. „po pierwsze nie szkodzić”] to podstawowa zasada etyczna w medycynie. Pochodzi ze zbioru „Aforyzmy” Hipokratesa, ale autorstwo tej zasady niektórzy przypisują Imhotepowi – kanclerzowi faraona Dżesera, najwyższemu kapłanowi boga Ra w Heliopolis, architektowi i lekarzowi. To Imhotepa uważa się za twórcę egipskiej medycyny i autora "Papirusu Edwina Smitha", najstarszego znanego traktatu na temat chirurgii i leczenia urazów, w którym opisane są lekarstwa, choroby i obserwacje anatomiczne. (źródło: Wikipedia)
[6] dr n. med. Piotr Witczak: SZCZEPIENIE DZIECI PRZECIWKO COVID-19 – NIEWIELKIE KORZYŚCI, ISTOTNE RYZYKO
[7] Rdzeniowy zanik mięśni (SMA – od ang. „spinal muscular atrophy”) – rzadka (1 przypadek na 10 tys. urodzeń), genetycznie uwarunkowana (mutacją genu SMN1). Jest to schorzenie nerwowo-mięśniowe, podczas którego postępuje osłabienie mięśni szkieletowych, co skutkuje niemożnością samodzielnego siadania, stania, chodzenia, a także do ciężką niewydolnością oddechową oraz problemami z przełykaniem i trawieniem. Prowadzi do śmierci w ciągu pierwszych kilku lub kilkunastu miesięcy życia. W grudniu 2016 r. w Stanach Zjednoczonych, a w maju 2017 w Unii Europejskiej dopuszczono pierwszy lek o działaniu przyczynowym przeciw SMA. W tej wąskiej grupie pacjentów, w której większość przedwcześnie umiera, a jakość życia jest bardzo niska, stosowanie leków genetycznych jest uzasadnione. To właściwie jedyna szansa ratunku dla tych pacjentów.
[8] W tekście świadomie pominąłem informacje o niepożądanych efektach poszczepiennych, o których dr Witczak mówił w swoim wystąpieniu[1], gdyż ten wątek budzi wiele emocji i jest pretekstem do stygmatyzowania osób jako „antyszczepionkowców”. Nie byłem i nie jestem „antyszczepionkowcem”. Wyrażam swoje wątpliwości. Każdy ma do tego prawo.
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka