Dziś 1 maja. Przy święcie pracy dobrze jest wspomnieć o ludziach... zapracowanych. To tacy, którzy dwoją się i troją (nie mylić ze starożytnym miastem, zdobytym podstępem przy pomocy konia trojańskiego), aby coś rosło w siłę, a komuś żyło się dostatniej. W tej definicji pozostaje dookreślić termin „coś”, bo termin „komuś” jest (mimo zmiękczenia) dostatecznie jasny. Coś... jeszcze do tego wrócę. Kiedyś tych, co dużo pracowali zwano przodownikami pracy. Oni zawsze byli z przodu. I przodowali. To znaczy dużo robili. Czasem tylko dużo szumu, a efektów niewiele. Ale ten, o którym piszę jest prawdziwym przodownikiem walki o... gorszą Polskę. Nieźle mu to idzie. I nawet jest za to nagradzany.
W słowniku języka angielskiego „tusk” to kieł (stąd pewnie te białe kły), ale w wymowie to słowo bardzo przypomina inne... „Task” to „zadanie”. I rodzi się pytanie: jakie to zadanie? Lista tych zadań jest długa i każdy pewnie ma swój ulubiony zestaw zadań i inną kolejność na tej liście. Wymienienie wszystkich zajęłoby pół dnia (z okładem – i czasowym, i na głowę), więc tego nie zrobię, ale... alle... alee... wspomnę o trzech, bo... nie mogę się powstrzymać.
Kiedy trzy tygodnie temu wszyscy (przynajmniej ci zainteresowani) obejrzeli drugi film, podsumowujący ten pamiętny lot, i pojawiła się w nim ta twarz, może niektórzy zadali sobie pytanie: czy mają coś na niego i został zaszantażowany, czy to tylko wyrachowanie i czysta kalkulacja? Może w emocjonalnym tyglu można zapomnieć o logice, honorze, powinności, historii, prawdzie, Bogu... ale po tygodniu, miesiącu, roku...
Czy można bez mrugnięcia okiem skłamać i nie bać konsekwencji? Można. Czy można nie ponieść konsekwencji? Można. Jak długo? Długo. Ale jak długo? Bardzo długo. Można ludziom wmawiać, że działa się w celu zjednoczenia, konsolidacji, zasypania podziałów (jak dziadzio Biden w USA), a robić coś kompletnie przeciwnego. Swoi i tak uwierzą (lub będą udawać, że wierzą, doskonale wiedząc, czemu to ma służyć), a w szeregach przeciwników ta konsekwencja i dobra mina (do złej gry) będzie potęgować wątpliwości i... prowadzić do kolejnych podziałów. „...jak lew ryczący krąży, szukając... kogo pożreć”. Ciebie też?
Jest też napisane: „poznacie ich po ich owocach”. Po czynach. Co takiego zrobił dla Ciebie, dla Twojego miasta, dla Polski? Czy można wskazać konkretny przykład, jakąś sprawę, „nad którą się pochylił” (nie lubię tego wyrażenia, ale ono opisuje pewien wysiłek), ocenił, obiecał i wykonał. Orliki? A ile jest takich spraw, w których coś powiedział, ale nic nie zrobił? Słowa, słowa, słowa... A ile takich, w których ewidentnie nawalił? Ile kłamstw, matactw, złej woli, niedopatrzeń, niewiedzy, a ile działania z rozmysłem? Jest w tym „coś”?
„Coś”... Co prócz niego samego „rosło w siłę”? I jaka to siła? Realna czy tylko kartonowa, chwilowa? Taka, która spłonie w kilka sekund...
MRUCZANKA DONALDA
Hej ho! Niechaj Donald żyje!
Niech popuszcza pasa, tyje!
Dziś przy Środzie, albo Budce
Ręce swe odKazi w wódce
I w panice zrobi test...
Bo w Brukseli miodek jest!
Śpiewa cała Buda Ruska
Ma być dobrze wciąż dla Tuska,
Który swoje duby plecie
W znanej wszystkim nam gazecie...
Kubuś Puchatek in memoriam
Z cyklu: WierSzydła Z Worka Innego
5/04/2020
wcześniejsze:
WiWi11 – Nie ma jak w Plat-formie
WiWi09 - PIĄTA KSIĘGA PRZYGÓD CANDY-DATA SZYMKA
Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka