Dzisiaj rano w Polsat News wysłuchałem konferencji prasowej premiera Donalda Tuska i ministra szkolnictwa p. Joanny Kluzik -Rostowskiej, na temat kondycji naszej oświaty. Premier pochylił się z troską nad ponoszonymi przez rodziców kosztami wyprawki szkolnej dla pierwszoklasistów. „Uczeni” wyliczyli ją na 249 zł, o czym usłużnie do ucha premierowi podszepnęła p. minister… To sporo, nawet dużo dla co biedniejszych rodziców pierwszoklasistów i stąd ponoć szczery zapał naszego premiera do wzięcia sprawy w swoje, czyli tak naprawdę, naszego państwa ręce. Chodzi o jeden „prawomyślny i jedynie słuszny” ( to tak na marginesie ) podręcznik dla pierwszoklasistów fundowany przez państwo.
I nie oto tu chodzi, że jak się premier zaweźmie i co nie daj Boże ten pomysł zrealizuje, to będzie nas to wszystko, nie tylko rodziców, jeszcze więcej kosztowało niż dotychczas. Bo tak się dziwnie jakoś składa ( urok ktoś rzucił czy co ? ) że jak już się nasi politycy za coś wezmą to… szkoda gadać. Może być tylko gorzej i drożej, to pewne jak 2 + 2 = 4. Jak już wspomniałem, nie oto tu teraz jednak chodzi. Chodzi o sposób wprowadzenia „reformy” o której przemyśliwa premier.
Zafrapował mnie mianowicie, smakowity kąsek z bogatego słownictwo-orzecznictwa naszego premiera. W celu realizacji tego zamierzenia, powiada premier, „wywrzemy serdeczną presje” na dyrektorów szkół, nauczycieli, rodziców, opiekunów, wujków, ciotki i teściowe, ( niepotrzebne skreślić) zapowiedział Donald Tusk. Zwróciłem na ten eufemizm uwagę ponieważ bardzo pasuje do stylu naszego premiera, który pospolity zamordyzm, tak w szeregach swojej partii jak i w naszym doświadczającym jego dobroci kraju, przeprowadza w rękawiczkach, żeby nie powiedzieć białych. Potrafi nawet groźbę ubrać w miłe sowa i wygłosić ją z dobrotliwym uśmiechem na ustach. Tylko nie wiedzieć czemu, ludziom doświadczonym tą dobrotliwością premiera, – ( defetyści jacyś ? ), vide Grzegorz Schetyna, uśmiech szybko znika z lic.
Pan premier podczas dzisiejszej konferencji prasowej raczył też wspomnieć, że kiedyś był autorem, wydawcą i producentem książek historycznych… Chwał mu za to. Spróbujmy więc chwile pomyśleć historycznie... A więc, czy można powiedzieć że pracownicy UB wywierali li tylko „serdeczą presje” na ludzi z niepodległościowego podziemia podczas przesłuchań w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku? Przy dużej dozie samozaparcia, dlaczego nie? Tym bardziej że pole do takiej oceny sytuacji w społeczeństwie ciągle się poszerza, pewnie także dzięki obecnemu stanowi naszego szkolnictwa. Chwała mu za to, ma się rozumieć temu szkolnictwu i jego osiagnięciom, bo przecież spokój duszy jest najwazniejszy. Po cóż młodych denerwować?. A że podczas tych serdecznych rozmów, gdzie wywierano jakąś tam ( ma się rozumieć, tylko i wyłącznie serdeczną, płynąca z potrzeby ducha przesłuchujących presje ), wylatywały w sina dal zęby przesłuchiwanym, trzeszczały łamane kości i „szły precz paznokcie”, cóż bywają ludzie nie poddający się łatwo serdecznej presji… i sami sobie są winni.
Trzeba powiedzie uczciwie, tak to przynajmniej widzę, że użyty prze premiera eufemizm nie ma obecnie tak groźnego wydźwięku jakby to mogło być dawnymi czasy. Użyjemy „serdecznej presji”na dyrektorów, szkół, nauczycieli, rodziców, etc. mówi premier... To obecnie na szczęście znaczy tylko tyle że,- zmienimy krnąbrnych dyrektorów szkół, wyślemy na zasiłek podskakujących nauczycieli i „popracujemy” nad „edukacją społeczną” rodziców, którzy nie rozumieją dobra które ich spotyka...
Co by nie powiedzieć, lepsze to niż wyrywanie paznokci. Dziękujemy panie premierze.
Inne tematy w dziale Rozmaitości